Siedzieliśmy w kuchni u Kowala i Lisicy. Pomieszczenie wypełniał dym z elektronicznego papierosa i zapach pieczonej karkówki. Z salonu dobiegał trzask płonącego w kominku drewna, z głośników sączyły się orientalne nuty, a rozmowa płynęła wartko.
- A w czerwcu gdzie jedziecie na wakacje? - zagadnęła Anieśka.
- A to taka trochę tajemnica - odparł Kowal z enigmatycznym uśmiechem.
- Co to za tajemnica, skoro wszyscy ją znają? - żachnąłem się.
- Jak to wszyscy? - zdziwił się Kowal niespokojnie wiercąc się na krześle.
- No ja wiem, bo mi powiedziałeś. I Anieśka wie, bo ja jej powiedziałem - tłumaczyłem cierpliwie jak dziecku.
- Ale nie wszyscy tutaj wiedzą - wycedził z naciskiem prasy hydraulicznej.
Działo się coś dziwnego. Mózg dawał sygnał do odwrotu, usta jednak rozzuchwalone Kapitanem Morganem z colą nie słuchały rozkazów.
- Kto nie wie!?
- Ja nie wiem! - syknął Kowal, a gdyby jego oczy mogły zabijać, Anieśka w jednej chwili zostałaby atrakcyjną wdówką.
- Nie mieliście objechać wschodniej Europy zaliczając po drodze najwyższe szczyty krajów byłego Związku Radzieckiego? - spytałem łamiącym się głosem.
Kowal spuścił głowę, jak zwykł czynić przegrawszy w pokera ostatni żeton z parą piątek na ręce.
W martwej ciszy, która zapadła, sięgnąłem pamięcią do zeszłego piątku, gdy śmy siedzieli we dwóch nad kufelkiem guinnessa w lokalnym szynku. Słowa 'Lisica', 'urodziny', 'niespodzianka' wypłynęły na powierzchnię jak napuchnięte zwłoki na mokradłach. Krew odpłynęła mi z twarzy.
- Ty, sory, pomerdało mi się! - klapnąłem się w czoło. - To Kostek z dzieciakami to planował!
Utkwiłem spojrzenie w szklance Morgana. Kątem oka zerknąłem na Lisice. Uśmiechała się nieświadomie, bądź nieświadomą uprzejmie udawała.
Minął może tydzień, gdy Kowal podjechał do mnie w hucie.
- Ty, ale wałek wymyśliłem - wyrzucił z siebie podekscytowany. - Ale nie możesz nikomu powiedzieć.
Zdążyłem tylko zamachać nerwowo rękoma, ale Kowal wszystko już wyśpiewał jak na średniowiecznym łożu tortur.
Niczego się nie nauczył...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz