poniedziałek, 24 lutego 2014

Cztery kółka

Miesiąc już z przerwami auta nie mamy. Trzeci już raz Princessa u tego samego mechanika na warsztacie stoi i pomysłu póki co brak. Konsultowałem się z polskim lokalnym fachowcem, który nawet nie oglądając samochodu, oświadczył z uśmiechem, który natychmiast miałem ochotę mu poprawić, przy pomocy leżącej na podorędziu nasadowej 'dziewiętnastki':

- Moja diagnoza jest krótka, remont kapitalny, albo kupujemy nowy silnik.

Z naszym rodzimym panem Krzysiem schemat jest ten sam niezależnie od zakątka świata: 'no taak, jak się kupuje (tu wstawić dowolną markę), to się potem nie można dziwić. Zalecam transfuzje krwi, przeszczep serca, płuca i nerki. Ile? Nie wiem ile królu złoty, to dużo pyerdolenya jest. Może być tysiąc, a mogą być dwa'.

Beton mawia, że w życiu trzeba mieć dobrego mechanika, lekarza i fryzjera.Trudno mu racji odmówić, choć fryzjera wrzucił do równania zdaje się z szacunku dla małżonki, która na życie zarabia przycinając klomby.

W każdym razie mechanika zaufanego nie mamy, a co za tym idzie sprawnego samochodu również. U nas na wiosce bez auta przekitrane jest jak na Jerozolimskich w godzinach szczytu. Zwłaszcza wobec ostatnich anomalii pogodowych. Na Wyspie zawsze wiało i padało, ale to co się ostatnio dzieje, to jest jakieś piramidalne nieporozumienie. Powyrywane drzewa zalegają na szosie, słupy wysokiego napięcia trzaskają jak zapałki, rwące potoki spływają miejskimi ulicami. Lato było ciepłe, ale na bogów, nie na tyle byśmy się teraz własnego cyklonu tropikalnego dorobili.

Śmierć głodowa nam niedawno w oczy zajrzała, więc kilka godzin spędziłem przy szybie, obserwując fruwające frywolnie kosze na śmieci i wyczekując okienka pogodowego, nim odważyłem się wskoczyć na rower i popedałować do pobliskiego geszeftu. Z formą nie jest dobrze, a za domem taki solidny podjazd mamy. Osiemset metrów jak google maps twierdzi. Płuca dyndały mi na błotniku.

Jednak ludzie południa to wyjątkowo życzliwa społeczność. Znajomy z pracy wręczył mi niedawno butelkę dziesięcioletniego Bushmillsa. Bo zasłyszał, że gustuję, a on au contraire. Tymczasem niezrażeni tym znajomi, nie ustają w próbach nawrócenia heretyka i co okazja, to flaszeczkę przyniosą. Więc pomyślał, że lepszy zrobię z tego użytek.

I nie że podwładny, żeby nie było, że tu korupcją trąci. Absolutna bezinteresowność...

Na tej samej fali, zewsząd więc posypały się propozycje pożyczenia samochodu, com przyjął z niekłamaną wdzięcznością, gdy trzeba było na przykład Anieśkę na lotnisko odstawić. Niestety choć sprzyjają nam znajomi, nie sprzyja nam fortuna. Anieśkowa koleżanka spędza aktualnie urlop życie w Indiach, a zasłyszawszy, że śmy w kłopocie, zasugerowała, by zajechać pod jej hacjendę  i auto, co stoi tylko i pleśnieje, przytulić.

Chałupkę, zaszytą w górach Galtee, ledwo śmy znaleźli. Łatwiej nie poszło z odszukaniem schowanego pod pieńkiem klucza do domostwa. Ale, gdy już się Anieśka wynurzyła ze wnętrza dzierżąc w ręku wytrych do auta, pomyślałem, że oto nadchodzi kres naszych kłopotów. Nic jednak bardziej mylnego, bo choć klucz nosił logo opla, podobnie jak stojący na podjeździe samochód, do zamka pasować nie chciał. Ot zagwozdka.

Śmiało można przyjąć, że jedyną osobą, która auta mi odmówiła, była ta jedna, którą o nie poprosiłem. Bom Kaminskyego zagadał, żeby mi na czas niedyspozycji Princessy zorganizował służbowy samochód. "I asked, but I was shot down", napisał mi wieczorem w smsie.

Się ciut na takie dictum zjeżyłem, bo ja się do pracy raczej garnę i robię więcej niż się ode mnie oczekuje. A oczekuje się niemało, zwykle argumentując to tym, że jako kierownik największej sekcji w hucie, odpowiadam nie tylko za swój ogródek, ale również po części za pozostałe. Naturalną reakcją na takie postawienie sprawy, powinno być pytanie, czemu w takim razie pobieram takie same apanaże, ja pozostali kierownicy. Pytanie, którego nigdy nie zadałem, wychodząc z założenia, że raz ja pomogę firmie, innym razem firma pomoże mnie. Cytując klasykę polskiej kinematografii:  "cóż byłby ze mnie za przyjaciel, gdybym tyle dla ciebie zrobił i nie dał ci możliwości odwdzięczenia się". Firma z okazji nie skorzystała, za co los natychmiast dał mi okazję do rewanżu.

Anieśka postanowiła zostać drugą Ewą Chodakowską. Ciałem już odpowiednim dysponuje, pora więc przyszła zadbać o wiedzą merytoryczną, czego celem zapisała się na nauki w Corku. W tym wypadku auto okazało się konieczne, więc prosto po pracy, z firmowym logo na piersi, udałem się do sąsiedniej wioski celem wypożyczenia czterech kółek.

Już od progu powitał mnie członek załogi, prawicę uścisnął, wziął pod ramię i szerokim gestem zaprosił na salony.

- Pan po samochód przyszedł? - zagadnął.

- W zasadzie tak - odparłem z ociąganiem.

- Audi A4?

- W zasadzie myślałem o czymś tańszym - przyznałem niechętnie.

- Ha ha - zaśmiał się, niczym z dobrego dowcipu. - Ktoś z firmy już jedno audi rano odebrał, rozumiem, że pan przyjechał po drugie?

Chwilę ze sobą walczyłem, ale uczciwość wzięła górę...

2 komentarze:

  1. Głupiś, było brać jak dawali! ;-)
    No wiało nawet tu, płot nowy musiałam zakupić po wypchnęło i połamało... Ale na wybrzeżach to w ogóle masakra! Co do auta, zastanów się czy warto łatać, czy przehandlować... Moja pralka siada,, naprawa 120e, więc kupię nową. Z autem ciężej i drożej oczywiście, zwłaszcza jak nie wiadomo, o co chodzi i za ile... K. mechanik powiedział, bo mu się alarm pojawia ABS-u - wstawimy nową pompę (ok 800e) i się zobaczy... Nosz ku! A jak nadal będzie problem to co, odda kasę?? Auto idzie do mojego kolegi, który uważa że to raczej łączność przerywa - taniej naprawić najpierw kabel i wtedy 'zobaczyć'... Ja przez lata byłam wierna temu mechanikowi, ale w końcu zrobiłam przegląd u kolegi - nie dośc że podwójny (normalny + gaz), to jeszcze o 60e taniej! Czasem lojalność nie popłaca.... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To tak sobie właśnie teraz myślę, żem głupi. Było brać samochód, a nie dwa razy się zastanawiać.

    Mechanicy to szarlatani. I to nierzadko niedouczeni. Kiedyś do koleżki podjechałem, żeby mi płyn chłodzący wymienił, to mnie przekonać próbował, że pompę wody mam zepsutą. Dwie stówki i nową pompę chciał. Przekonać się nie dałem po konsultacji z Ojcem-Dyrektorem i, jak czas pokazał, słusznie.

    Niestety ja się do samochodów przywiązuję i tak długo jak nadzieja się tli, będę Princessę naprawiał. Choć nawet Anieśka nieśmiało sugeruje, by się z nowym autem rozejrzeć.

    OdpowiedzUsuń