czwartek, 25 października 2012

Tryptyk toskański: Firenze

Dwa dni urlopu mnie się po tegorocznych wyjazdach i rozjazdach się ostały, toteż wypad w cieplejsze rejony, nim w Krainie Deszczowców rozpada się na dobre i zrobi się zimno oraz ponuro, uznaliśmy za właściwe podsumowanie sezonu. Żadnych gór, namiotów i kilkudniowych rozstań z prysznicem. Tym razem jechaliśmy odwiedzać galerie sztuki, sączyć Prosecco przy maleńkim stoliczku w wąskiej uliczce, zajadać się wyśmienitym ravioli i podziwiać perły renesansowej architektury.

Śladami Ezio Auditore, niejako zaocznie realizując marzenie Lucy Moderatz, trafili my do Florencji. Rokowania nie były pomyślne, bowiem zapowiadało się, że znaczna część puli średniej sumy rocznych opadów spadnie na Toskanię podczas naszego pobytu.

Za Florencję zabraliśmy się bez gry wstępnej - korzystając z tego, że rzeczywistość rysuje się w znacznie jaśniejszych barwach niż to przewidywali meteorolodzy, ruszyliśmy natychmiast w kierunku wisienki na torcie. Stanąwszy na Piazza del Duomo westchnęliśmy zgodnie. Katedra Santa Maria del Fiore jest z innej bajki. Góruje nad miastem niczym Guliwer w krainie pokrytych czerwoną dachówką liliputów. Dzięki śnieżnobiałej elewacji pociągniętej kredką różowego i zielonego marmuru sprawia wrażenie nierzeczywistej, narysowanej zaczarowanym ołówkiem na panoramie miasta.

W zestawie powiększonym Piazza del Duomo otrzymujemy pasującą do kompletu Dzwonnicę Giotta i Baptysterium Św. Jana z wykonanymi z brązu Drzwiami Raju.

Najbardziej rozpoznawalne dzieło jednego z największych florenckich artystów znajduje się w Luwrze, jednak Florencja ma własną odpowiedź na paryskie muzeum. Nawet dwie - galerię Accademia, na czele z "Dawidem" Michała Anioła oraz Ufizzi, bez najjaśniejszej gwiazdy, za to ze zgraną paką na solidnym, równorzędnym poziomie. Przewodniki straszą widocznymi z księżyca kolejkami do obu galerii, pod Ufizzi nie staliśmy jednak nawet kwadransa.

Florencja rozkwit przeżyła w okresie odrodzenia, jeśli ktoś jednak spodziewa się romantycznego, renesansowego miasteczka, to trochę jakby dupa zbita. W oczy kłują wystawy najbardziej znanych projektantów, po uliczkach, którymi spacerował Sandro Boticelli, Leonardo da Vinci, Michał Anioł, Rafeal Santi, śmigają teraz wytapetowane panie w okularach słonecznych jak szyba od STARa i na obcasach, które zmroziłby krew w żyłach Felixa Baumgartnera. Za nimi eleganccy panowie obwieszeni dziełami takich artystów jak Gucci, Versace, Boss, Dolce i Gabbana. Tu szejk w piżamie, tam producent filmowy w Ferrari. Zewsząd słychać wbijane PINy kart kredytowych, a ogólna atmosfera bardziej pasuje do mojego wyobrażenia o Mediolanie, niż naszych oczekiwań wobec Florencji.

Przyjemniej robi się na drugim brzegu rzeki Arno. Największy batalion turystów zostaje pośród absurdalnie drogich kramów złotników i jubilerów na Ponte Vecchio, moście starszym - choć może nie w obecnej postaci - niż sama Florencja i jedynym w mieście, który przetrwał pobyt przeżywających chorą fascynację ładunkami wybuchowymi zwolenników fuhrera z jednym jądrem.

Na południowym brzegu Arno Florencja nieco zwalnia. Ludzie prażą się jak kasztany na nagrzanych kamieniach placu przed Pałacem Pitti, co bardziej wysportowani atakują schody prowadzące na Plac Michała Anioła, skąd rozciąga się kapitalny widok na miasto i kolejną podróbkę "Dawida" z niezdrową zielonkawą cerą.

W zaciszach wąskich uliczek kilka maleńkich knajpek, krzesełka na zewnątrz, między nimi taborecik, w sam raz by kieliszek wina postawić i dać odpocząć styranym florenckim brukiem stopom.

Tyle ze snobistycznej, renesansowej Florencji. Garść fotografii o tu.

4 komentarze:

  1. ....jak zwykle piekne miejsce i pieknie pokazane!!! Po raz kolejny /!!!!!!!!/skorzystamy z Twoich "tras" i tez sie tam wybierzemy. Mieszkamy niedaleko Ciebie bo Carlow i chociaz z racji roznicy wieku dzieli nas cale pokolenie albo i dwa to jestes dla nas bratnia dusza a jezyk polski, jakim sie poslugujesz jest dla nas jak "cudownie pachnacy balsam!!! Czytam Twoje wpisy z rozkosza a kazda dluzsza przerwa poprostu ....mnie denerwuje!!!pozdrawiamMipka

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, no bardzo mi miło. Mam nadzieję, że żadną 'trasą' nie wyprowadziłem Was w pole. Florencje warto zobaczyć, ale szału nie ma. Co innego takie miasteczko w Hiszpanii, ale o tym na razie szaa...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Paweł de Warsovia30 października 2012 11:26

    Przez większość zdjęć miałem nieodparte uczucie, że skądś znam te miejsca - i nagle mnie olśniło - wspinałem się w końcu na większość z nich :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To samo miałem odczucie. Widok z wieży nie róbi wrażenia, skoro kiedyś siedzialem sobie na krzyżu wieńczącym kopułę katedry. Skąd następnie wykonałem skok na wóz z sianem....

    OdpowiedzUsuń