Chłopaki z łonetu obiecali mnie bloga ulepszyć. Podobnież w zeszły poniedziałek rewolucyjnym zmianom uległo pięć tysięcy internetowych pamiętniczków, alem się w gronie szczęśliwców nie znalazł. Ciut szkoda, bom imieniny po drodze miał i prezent od portalu byłby jak znalazł, ale nic straconego. Podobnież do normalności dopuszczane są codziennie kolejne blogi, także slowly but surely...
Tymczasem korzystając z dobrych przepowiedni meteorologów postanowiliśmy wyskoczyć w Góry Wicklow, pewnie ostatni raz w tym roku pooddychać górskim powietrzem. Choć akurat w Wicklow tyle jest górskiego powietrza co na balkonie na dziesiątym piętrze dublińskiego wieżowca, ale nie o to chodzi, żeby było wysoko.
Z resztą Anieśka i tak w ostatniej chwili spękała i zakasławszy z rana raz i drugi uznała, że wypad w góry ani chybi zaowocuje gilem do pasa. W tej sytuacji postanowiliśmy działać bardziej lokalnie i przyjrzeć się z bliska geocachingowi.
Geocaching to coś jak podchody z użyciem najnowszej, acz powszechnie dostępnej technologii. Znaczy miast smarować strzałki na piasku, wklepujemy koordynaty do GiePeEsa i voila.
Na całym świecie skitrane są prawie dwa miliony (sic!) geocachingowych skrytek. Najbliższa 300 metrów żwawym marszem od naszej hacjendy. Obok innej regularnie popijaliśmy z chłopakami plenerowego bursztyna po pracy.
Dzień zakończyliśmy na dwóch znaleziskach, bowiem przepowiednie wróżące dobrą pogodę w Irlandii należy traktować równie poważnie, jak te o końcu świata.
Niemniej do tematu wrócimy.
Na Carrantuohill jest cały szlak ze skrytkami a w Wicklow przy każdym widoczku skitrane jest jakieś pudełeczko, normalnie dwa w jednym, góry i geocaching. W Naas obskoczyłem już wszystkie skrytki, teraz przyszła pora na zakładanie swoich i obserwowanie, jak inni je znajdują.
OdpowiedzUsuńTrafiłem na Twój wpis w logbooku znalezionym na moście. Na Lakelands jednak nie byłeś, to nowa skrytka. Dopiero dwa lub trzy razy odkryta. Ciekawa, bo trzeba kilka zagadek rozwiązać, by otrzymać koordynaty.
OdpowiedzUsuń