piątek, 26 sierpnia 2011

Oleole, oleola

Przerywamy relację z wyprawy na Wielkiego Dzwonnika, by nadać komunikat specjalny. Z pewnością wiele jest na świecie szczęśliwych ludzi. Jeśli ktoś jednak jest szczęśliwszy ode mnie, musiał brać jakieś dopalacze. Za ten mecz Ligi Mistrzów sprzed piętnastu laty, za tamtego karnego z kapelusza, za to 2:3 z Widzewem, za wszystkie kpiny i docinki, za gorycz porażek, dziś jechałem do pracy ze śpiewem na ustach: oleole, oleola i tylko Legia, Legia Warszawa!

Dla takich chwil warto być kibicem. A życie kibica Legii nie jest łatwe. Bo Legii nikt nie lubi. Bo z porażki Legii złe ludzie cieszą się bardziej, niż ze zwycięstwa swojego zespołu. Ale dziś to nie jest ważne, bo moja Legiunia zlała Ruskich. I to w Moskwie. Ależ to musi być dla nich upokorzenie. Co jednak mogli biedni bracia Rosjanie zrobić, skoro Legia tego dnia grała z polotem, pomysłem, zębem i charakterem. Teraz jestem gotowy na kolejne piętnaście lat porażek.

A póki co jeszcze raz, wszyscy razem!!! Oleole, oleola...

13 komentarzy:

  1. Ole ole ole ola i tylko Legia, Legia Warszawa! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. I o to chodziło!!! Ktoś jeszcze... ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Przejeżdżałem kiedyś koło Łazienkowskiej, do redakcji Trójki, tam obok się strasznie darli, mecz jakiś czy co... ole obladi oblada ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie chłopaki poddawali w wątpliwość sprawność zmysłu wzroku pana z gwizdkiem. My, chłopaki z Warszawy, to wbrew obiegowej opini ludzie życzliwi, więc mogli również, w trosce o zdrowie sędziego, zaproponować wizytę u okulisty.Troche fałszujesz by the way, ale zaliczamy :)Ktoś jeszcze? Śmiało...!

    OdpowiedzUsuń
  5. Skutecznie zachęcasz do skandowania kibicowskich przyśpiewek :) Oglądałam jakiś czas temu "Skrzydlate świnie" i widzę, że świetnie byś się spisał w roli Oskara. I tak. Masz rację . Legii nikt nie lubi :D Przecież każdy wie, że to Wisła jest lepsza i fajniejsza ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha, Ciebie nie zachęciłem. A Skrzydlate Świnie też widziałem. Film podobał mi się w dójnasób. Ze względu na tematykę, jak i obecność mojego najlepszego przyjaciela Piotra Roguckiego.Lubisz, widzę, kopać gniazdo szerszeni. Najpierw kłujesz mnie w oczy Milanem, a teraz to. Ale tym razem przesadziłaś moja panno ;). Na ten komantarz pozwolę sobie tylko powiedzieć tyle:http://www.kiep.pl/12657/puk-puk-kto-tam

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś chyba pierwszą osobą, której podobały się "Skrzydlate świnie" :) Pomijając fakt, że scenariusz był mało realistyczny, to film niespodziewanie mnie wciągnął. Zaczęłam go oglądać ze specyficznym nastawieniem w stylu "dam mu 15 minut, jak mi się nie spodoba, to wyłączam". Nie musiałam sięgać po pilota. Od Roguckiego bardziej podobał mi się Małaszyński, a raczej grany przez niego Oskar. Choć gość był cholernie nieodpowiedzialny [a na dodatek zdradził swoją partnerkę, a tfu, a tfu!], to jednak miał w sobie to coś. Chyba prawdą jest, że bad guys przyciągają kobiety ;) Miałam kiedyś podobnego kumpla. To znaczy z zachowania, nie z wyglądu. Mnie nie zachęciłeś, bo taka przyśpiewka nie przeszłaby mi przez gardło ;) Klawiatura by mnie sparzyła, gdybym chciała wystukać taki tekst ;) Nie żebym była zwolenniczką "Czarnych Koszul". Miałam / mam sentyment do Widzewa [czasy Citko...] i Wisły Kraków [moje strony], ale ciężko byłoby mnie nazwać kibicem. Nigdy nie byłam na żadnym meczu Ekstraklasy. Na meczach zagranicznych drużyn tak. No, ale w nawiązaniu do posta - cieszę się, że Ty się cieszysz :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się!? Taito droga, ja jestem w niebo wzięty. Tyle lat patrzyłem jak kibice innych drużyn cieszą się z niespodziewanych sukcesów ich pupili. Tymczasem Legiunia moja najdroższa, której serce oddałem w wieku lat ośmiu, grać będzie w fazie grupowej Ligi Europy. I to nie jakimś świńskim fartem, tylko walecznością i zaangażowaniem. No jakbym sto tysięcy ojro wygrał w totolotka, nie byłbym szczęśliwszy.A Małaszyńskiego to ja nie trawiłem wręcz alergicznie. Do czasu Skrzydlatych Świń. Tam był dobry. Tam był autentyczny. No i były nagie piersi. Kobiece. Jak mógłby mi się taki film nie podobać?

    OdpowiedzUsuń
  9. Haha. No były, pamiętam, ale takie bez rewelacji raczej ;) Ale to i tak nic, bo te wydmuszki mogą się schować przy tyłku Oskara i jego łydkach ;) A wiesz, że ja Małaszyńskiego po raz pierwszy widziałam chyba właśnie w tym filmie? Nie jestem jego fanką, żeby nie było, że to pisze jakaś napalona na niego miłośniczka, ale chyba całkiem dobrze poradził sobie ze swoją rolą. Ps. A ja prawdę powiedziawszy chyba bardziej cieszyłabym się z wygranej ;) Czy to mnie klasyfikuje jako "piknika" albo sprzedawczyka?

    OdpowiedzUsuń
  10. No nie wierzę, że dyskutuje z Tobą o kobiecych piersiach, ale choć jestem osobą rozpieszczoną na codzień widokiem biustu kuszącego, pięknego, jędrnego, podsumowując, nie bójmy się tego słowa , doskonałego, przyznać muszę, że Olga Bołądź dysponuje kobiecymi atrybutami na poziomie co najmniej satysfakjonującym. I słowo daję, nie kumam co Wy kobiety macie z tymi łydkami. Pośladki, ok. Klata, ok. Moja koleżanka ma fetysz męskich kości biodrowych - nawet to zrozumiem. Ale łydki!? Ciekawe czy ja mam fajne łydki. Spytam Anieśki.W życiu nie nazwałbym Cię sprzedawczykiem. Raczej po prostu kibicem. To dla ultrasów wynik jest sprawą drugorzędną. Ale nawet ja nie jestem uktrasem. Wolę pobic drużynę na boisku, niż kiibiców na mieście.

    OdpowiedzUsuń
  11. A wiesz, czego ja nie rozumiem? W "Skrzydlatych świniach" pada w pewnym momencie pytanie "a jaki w ogóle był wynik?" [albo coś w tym stylu]. Nie rozumiem właśnie tych osób, które idą na mecz zrobić rozróbę, albo całe 90 min stać plecami do murawy. Kartoniady są fajne, miło patrzy się na super oprawę, przyjemnie słucha się dopingu i kulturalnych przyśpiewek, ale ustawki, rozróby... tego nie rozumiem. Jaka publika chodzi na mecze Legii? Spotyka się całe rodziny? A zgrabne łydki, no cóż... Zarówno u kobiet jak i u mężczyzn są po po prostu bardzo apetyczne :) Ja dodatkowo uwielbiam męskie ręce :) Dziwaczka, nie? I mam na szczęście w domu idealny komplet męskich kończyn :) Ps. I jaki werdykt padł z ust Anieśki? ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. ja też nie kumam jak można iść na mecz i nie być w najmniejszym stopniu zainteresowanym wynikiem. Za to klimat na meczach, oprawy i przyśpiewki, nawet te niekulturalne, wciągają mnie jak Alicję do króliczej nory.I ustawki jestem w stanie zrozumieć. Jak ktoś się lubi lać po pyskach, niech się spotka gdzieś pod lasem, a nie napieprza na stadionie, gdzie krzywdę robi nie tylko klubowi, ale także kibicom, którzy przyszli na stadion oglądać mecz, a nie dla atrakcji pozasportowych.Anieśki w końcu nie spytałem. Nie pytaj jeśli nie jesteś gotów usłyszeć odpowiedzi. A Anieśka rozpuszczona nieco jest łydkami mojego poprzednika. Na ich widok to nawet ja wzdychałem ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Haha :) Rozumiem, że Anieśka też docenia zgrabne, męskie łydki? :) Klimat na meczach jest bardzo ważny, dlatego w pełni doceniam wysiłek włożony w imponującą oprawę. Nieraz miałam ciarki, kiedy siedziałam np. na SS i słuchałam hymnu klubowego wydobywającego się z kilkudziesięciu tysięcy gardeł. Jednak nie rozumiem tych kibiców, których życie toczy się tylko i wyłącznie wobec skrajnego ultrasowania i którym po meczu trzeba mówić, jaki był wynik. Oczywiście, że z dwojga złego lepsze naparzanie się gdzieś w umówionym miejscu, a nie na stadionie, co nie zmienia faktu, że jest to dla mnie dość prymitywna "rozrywka". Ponoć każdy ma takie hobby, na jakie pozwala mu iloraz inteligencji ;)

    OdpowiedzUsuń