Drugi dzień trekkingu rozpoczynamy znów o szóstej. Na śniadanie owsianka. Ponoć jest kapitalnym rozwiązaniem z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego organizmu, ale wygląda jak coś co trzymane powinno być z daleka od stołu.
Nim jednak zasiadamy do śniadania o mały włos nie dochodzi do linczu. Maciek swoim nocnym chrapaniem naruszył śnieżną czapę Kilimandżaro. Podobno. Na pewno spędził sen z oczu części ekipy. Tylko grupa integracyjna znad basenu spała jak zabita. Znaczy kolejne zwycięstwo doświadczenia nad rozsądkiem.
Nim ruszymy w dalszą trasę opuszcza nas Jerzy – organizator wyprawy. Z powodu nagłej i rzadkiej przypadłości nie może wejść wyżej niż 3 000 m n.p.m. Przewodnikiem stada zostaje Maciek, w uznaniu ubiegło nocnych dokonań zwany również tartakiem.
Kolejny odcinek znów nie jest wymagającym. Las deszczowy ustępuje miejsca wielkim jak jabłonie wrzosom (sic!). Pogoda nam dopisuje. Krótko po opuszczeniu obozu wchodzimy ponad pułap chmur. Nad nami tylko błękit nieba, w tyle z białego dywanu wynurza się wierzchołek Mount Meru. Jacek proponuje grę: każdy wymienia kolejno dwusylabowe słowo na ‘k’. Dwie pierwsze propozycje nie są trudne do przewidzenia. Niewiarygodne, że coś tak prostego dostarcza nam rozrywki na kilka godzin. Kilometry lecą praktycznie niezauważone. W końcu znów wchodzimy w chmury. Robi się chłodno, temperatura spada o średnie 0,6 stopnia Celsjusza na każde pokonane sto metrów wysokości. Do drugiego obozu docieramy w samą porę, by schronić się przed padającym gradem. Prawdopodobnie tylko złe warunki pogodowe pozwalają uniknąć walki o namioty najbardziej oddalone od Maćka.
Wraz z Kostkiem i Jackiem rozrzucamy karty. Każdy z nadzieją odrobienia choć cząstki kosztów wyjazdu. Po dwóch godzinach ruszamy na spacer do położonej dwieście metrów wyżej Shira Hut. Ma to w drobnym stopniu ułatwić aklimatyzację zgodnie z zasadą: wchodzić wyżej spać niżej.
Noc jest pierwszym sprawdzianem dla naszych śpiworów. Temperatura spada trzy kreski poniżej zera. Podobnież przy bezwietrznej pogodzie w namiocie jest siedem stopni więcej niż na zewnątrz. To daje cztery stopnie Celsjusza. Mniej więcej tyle, co na środkowej półce standardowej lodówki.
Śpiwory w zasadzie zdają egzamin, ale przyzwyczajony do spania w pozycji człowieka witruwiańskiego, bez przerwy wyciągam przez sen uwięzione ręce i budzę się wciąż ze zmarzniętymi ramionami. Anieśki nawet nie widać. Gdyby nie miarowy oddech nie byłbym pewien, czy jest tam gdzieś pod warstwą pościeli. Dobrze chociaż, że Maćka nie słychać, ale to pewnie dlatego, że Marek zostawił w namiocie włączony agregat prądotwórczy.
Albo coś równie hałaśliwego.
More, more! A wchodziliście bez bagaży czy z, w senie byli tragarze?
OdpowiedzUsuńW cenie byli tragarze, przewodnicy, kucharz, jego pomocnicy, masażysta, dj i dwie striptizerki. Razem 34 osoby obsługi na 12 wchodzących. I ładnie wołali po polsku 'lewa wolna, dziękuję' :)
OdpowiedzUsuńja tez mam te rzadka przypadlosc ujawniajaca sie powyzej 3k npm. W karakorum od samego karakul az po sust (oczywiscie z apogeum na kunjerab pass) erekcja trwala prawie tydzien, przy czym w trzecim dniu byla nie do zniesienia. Hm... A myslalem, ze jakis dziwny jestem, a tu popatrz....Pozdrowienia z nizinnego Londynu
OdpowiedzUsuńhhhmmm, a nam Jerzy mówił, że powyżej 3 000 popęd seksualny zanika...
OdpowiedzUsuńTy tak serio czy jaja sobie robisz? :) A jak długo tam w sumie byliście i ile was wyszło?
OdpowiedzUsuńA, i zapomniałem o kuglarzu z CIRQUE DU SOLEIL na specjalne zamówienie najmłodszego członka ekipy i polowym kapelanie. W końcu jak trwoga, to do Boga. Nie, jaja sobie robię, ale tylko od masażysty włącznie. Mieliśmy głównego przewodnika Aloyce`a i jego dwóch pomocników Samuela i Florensa, którzy stanowili tylną straż. Do tego byli tragarze niosący nasze główne bagaże, namioty, stoły i zapasy wody i jedzenia. No i kucharz i jego pomocnicy. Razem jak wspomniałem 34 osoby. Niemal trzy na każdego białasa, któremu się Kili zachciało zdobywać...
OdpowiedzUsuńZapewniam że to nie jest absolutna reguła! ;-)O ile, oczywiście, sam tego nie wiesz...
OdpowiedzUsuńHmmm, to coś Ty wyczyniał na wysokości... ?
OdpowiedzUsuń