piątek, 5 lutego 2010

Dobry omen

Szeroko zakrojone poszukiwania następcy dokonywującego żywota seacika stały się motywem przewodnim ostatnich tygodni. Na stronach internetowych zrzeszających samochody używane czuję się już jak na własnym blogu. Znam każdy odnośnik i każdą sztuczkę. I choć rozumiem, że wszechświat tak jest skonstruowany, że rabin narzeka na księdza, uczeń na nauczyciela, piłkarz na sędziego, chłop na pana, proboszcz na plebana, a kupujący na sprzedającego, żaden nastolatek nie ma fajnych rodziców, żaden dorosły facet fajnej teściowej i nie istnieje osoba zadowolona ze swojej pensji, tym razem po za powszechnie xerowane, stereotypowe zachowania wychylić się nie mogę. Lwia część ogłoszeń samochodowych sprawia bowiem, że chcę mi się wyć do księżyca i wrócić do naprawiania seata.

Na gazeta.ie prym wiedzie zwrot 'sprzedam samochód, więcej info na telefon'. Co stoi na przeszkodzie by umieścić pozostałe dane auta w ogłoszeniu, nigdy nie zrozumiem. Być może to samotność i chęć otworzenia gęby do kogoś. Choćby przez telefon. A może nadzieja, że ktoś weźmie auto nie zwróciwszy uwagi, że przebieg wynosi trzy miliony mil.

Grzech drugi to zdjęcie. Pół biedy jeśli jest dramatycznie nieostre, bądź pstryknięte nocą, co daje tylko mgliste pojęcie o rozmieszczeniu reflektorów i elementów odblaskowych. Gorzej jeśli na internecie widnieją dwa identyczne ogłoszenia, zakończone identycznymi numerami telefonów kontaktów, okraszone jednakowoż dwoma różnymi fotografiami.  

Zarówno Irlandczycy jak i Polacy lubią się czasem dać ponieść fantazji. Miejscowi niejednokrotnie jednak demaskują się bez niczyjej pomocy już w przedbiegach, podając przebieg, bądź aktualność przeglądu technicznego, względnie stan wyposażenia, by za chwilę uraczyć nas galerią zdjąć mówiącą coś zgoła innego.

Długo można by tak wymieniać. Pozwolę sobie zakończyć pytaniem o celowość zamazywania numerów rejestracyjnych na towarzyszącym ogłoszeniom zdjęciach. Czy jest jakaś przyczyna by robić to online, jednocześnie zdradzając ten pilnie strzeżony sekret na ulicach? Może jest coś, czego w swej ignorancji nie widzę?

Tak jednak jak w kopalni węgla znaleźć można diamenty, tak i wśród niejasnych i podejrzanych ogłoszeń trafić można na okazy interesujące. Tak też stało się kilka dni temu, gdy oczom mym ukazał się bardzo przyjemny czarny passat, zameldowany w Monaghan. Od naszej wioski kilometrów może sto i dwadzieścia. Chwyciłem za telefon, by do wyprawy zaprosić jakiegoś opiniotwórczego mechanika, a wybór mój padł na Eryka - kierowce ciągnika siodłowego w naszej hucie.

- Ola przyjacielu - zagadnąłem bez zbędnych wstępów - pracujesz jutro?
- Niestety, dwa kursy nocą, a rano zameldować się muszę na serwis w Monaghan.

Na co dzień to ja w przeznaczenie, znaki i przepowiednie wierzę jak w oświadczenia majątkowe polskich polityków, tym razem jednak nie obciach się przyznać, żem się korzystnym tym zbiegiem okoliczności nieco podekscytował.

Od słowa do słówka skleciliśmy chyżo plan wyprawy. O północy zajechał Eryk pod mą hacjendę karocą zaprzężoną w czterysta dwadzieścia konie mechaniczne. Godzinę później mieliśmy za sobą pierwszy wyładunek w Dublinie i mknęliśmy przez noc w kierunku północno-zachodniego wybrzeża Irlandii. Na tym etapie z ręką na biblii powiedzieć mogłem, że jazda ciężarówką jest fajoska. W kabinie ciepło i przestronnie jest jak w nowych mieszkaniach na Bielanach, z głośników sączy się muzyczka, droga umyka gdzieś w dole za szybą wielkości ekranu kinowego, siedzenia - w wersji dla pasażera - odchylić można niemal do poziomu, nogi - za pozwoleniem kapitana - zarzucić na deskę rozdzielczą, w dłoń - znów wersja dla pasażera only - chwycić zimną puszką piwa, no i te nieziemskie kanapki z metką łososiową autorstwa szanownej erykowej małżonki. Tak to ja mogę choćby i do Suwałk.

Tymczasem w okolicach godziny czwartej zawitaliśmy tryumfalnie do Buncrany, gdzieśmy porzucili ostatni ładunek i bez dalszej zwłoki ruszyli do Monaghan. I wtedy nadszedł kryzys. Od godziny piątej toczyłem heroiczną walkę z opadającymi powiekami i morzącym snem. Obiekty na drodze przybierać zaczęły nagle fantastyczne kształty. Wydłużające się w świetle halogenów cienie znaków drogowych stały się przemykającymi pod kołami dzikimi stworzeniami, odblaskowe światła na szosie uniosły się nagle jak wijąca się, srebrna wstęga, migające w księżycowej poświacie drzewa wyciągały w naszym kierunku swe zdrewniałe, poskręcane reumatyzmem palce, a z rzadka mijane domostwa przywodziły na myśl Joannę Liszowską - nie wiem czemu akurat ją, ale bardzo mi się to nie podobało. Przypomniały mi się na raz te wszystkie zabawne historie kierowców z pracy. David, który opowiadał jak heblował przed murem, który jego zdaniem właśnie wyrósł na drodze po środku niczego. Jersey, który zasnął za fajerą, a przebudził się na nieznanym rondzie kończącym zjazd z autostrady. Nie wydawały się już takie śmieszne.

Zjazd na stację w Monaghan, gdzie czekały nas niemal dwie godziny drzemki powitałem jak schabowego z marchewką i groszkiem po dwu tygodniowym zimowisku w Czechach przed piętnastoma laty. Dalsze udawanie, że wcale a wcale nie przysypiam zakrawało na kpinę.  

Półprzytomny, zmarznięty, ale pozytywnie zaskoczony wygodami oferowanymi przez rozkładane w kabinie łóżko, wytoczyłem się na zewnątrz kole godziny dziewiątej. Ignorując alarmujące doniesienia od wszystkich zmysłów ruszyłem niemrawo po kawę. Wtedy właśnie na stację zajechał mój potencjalny partner biznesowy i okazało się, że o kant dupy potłuc znaki i dobre omeny, a całą wyprawa diabli wzięli. Nie trzeba było fachowca, by osądzić, że auto było bezlitośnie bite. I musiała to być jakaś grubsza afera, bowiem tłuczony był tak przód jak i tył, a ktokolwiek składał samochód do kupy, przyłożył się jak polscy kopacze do niedawnych eliminacji. Blacharka na odwal się, a na lakierkę lepiej opuścić zasłonę litościwego milczenia.

Do Naas wróciłem ciągnikiem siodłowym marki Volvo.

I dalej drepczę.

25 komentarzy:

  1. Te poszukiwania już bardzo długo trwają aż mnie to zaczyna dziwić i powiem szczerze niepokoić. Już dawno nie szukałem auta więc na bieżąco nie jestem, z tego co piszesz jest gorzej niż źle. Kiedy 2 lata temu kupiłem swój wóz nie przyszłoby mi do głowy, żeby jechać gdzieś daleko by zobaczyć ten samochód, pewnie dlatego że taki jak chciałem znalazłem w swojej wsi, miał za szybą kartkę "kup mnie" i nic mu nie dolegało. Życzę by podobne zrządzenie losu nastąpiło już wkrótce w Twojej okolicy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dziwi, jeśli Misza chce koniecznie od Polaka (a przynajmniej tak kiedyś było), i nie uznaje carzone.ie na przykład, gdzie passatów i golfów jest razen 2200 ogłoszeń... Jak ja szukałam, obejrzałam 4, kupiłam jeden z nich, do tej pory jeździ. No ale powodzenia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu od Polaka, przecie napisał, że zajechał "o kant doopy potłuc" musi Irol jakiś. Zresztą Polak by wspomniał że bity ale mogę się mylić. A stronę buyandsell oglądasz chyba Misza?

    OdpowiedzUsuń
  4. Misza wszystkie strony motoryzacyjne, typu 'kup i sprzedaj' ma już wytatuowane w głowie... Nawet te z Nowej Zelandii;) Wybredny ten mój chłop i tyle. Całe szczęście, że w odpowiednim czasie kobita taka doskonała się Mu trafiła ;) Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  5. Pendragon jak zwykle bezbłędny;). Auto było od Irysa. Prawdę powiedziawszy jestem otwarty na wszelkie propozycję, jeśli chodzi o pochodzenie samochodu. Donedeal, carzone, gumtree, carsireland, gazeta.ie. Od Polaka, Litwina, Irlandczyka, nawet eskimosa. Problemem jest wyjątkowo niekorzystna mieszanka pecha i moich wysokich, sprecyzowanych wymagań. Interesują mnie tylko cztery modele, auto nie może być srebrne, za to musi być sprawne i zadbane. Do niedawna nie udało mi się skupić tego wszystkiego w jednym egzemplarzu. Do niedawna. Transakcja jednak jeszcze nie sfinalizowana, więc póki co sza...Na BuyAndSell wynalazłem mojego seacika, ale na ile pamięć mnie nie myli zdjęcia były na tej stronie rzadkością, stąd jakoś więcej na nią nie wróciłem. A sytuacja na rynku samochodów używanych nie jest chyba wcale zła. To mój niefart, że wciąż trafiam na auta, które właściciele pozbyć się chcą nie kierowani szlachetnymi pobudkami:(

    OdpowiedzUsuń
  6. Kobita też nie powinna być bita :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadza się, na buyandsell dominują ogłoszenia bez zdjęć, to gorsze od aukcji bydła tam chociaż wyprowadzają zwierzaka, żeby go można było obejrzeć. Śmieszą mnie ogłoszenia typu auto takie i takie cena taka a taka, telefon. Żadnej fotki, żadnych szczegółów a nawet lokalizacji... Zadzwonisz to się dowiesz. Jak na tablicy ogłoszeń w SuperValu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś w tym być musi, bo złe ludzie kpili, że auto mam badziewne, mieszkanie za ciemne, komórkę niemodną, zegarek przedwojenny, ale na kobitę słowa złego nikt nie śmiał bąknąć...

    OdpowiedzUsuń
  9. I musi dobrze się prowadzić :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze by było żeby w tłumik też nie strzelała ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest jeszcze oczywiście delikatna kwestia, jaką kasę chcesz przeznaczyć i jak to się ma do oferowanych aut, w sensie ich stanu i wieku ;) VW'y akurat trzymają cenę... Z ciekawości sprawdziłam Polo 2001 i są wyceniane po 4-5 tysi!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawe, czemu.... Od czasu sławetnej imprezki, na którą NIE dotarłeś, ma pewne podejrzenia :]

    OdpowiedzUsuń
  13. MAM miało być

    OdpowiedzUsuń
  14. Mile widziany byłby również mały przebieg ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. To jest właśnie najbardziej zaskakujące - nie pieniądze są tutaj problemem

    OdpowiedzUsuń
  16. No to pozostaje tylko życzyć powodzenia i rychłego zaadoptowania czterokołowca, który będzie jakoś wyglądał, odpalał, mało pił, dowoził bez problemów na miejsce przeznaczenia, i nie psuł się (za często) :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak to ciekawe czemu!? Bo nikt nie ma rzetelnego powodu, by złe słowo o mej kobicie powiedzieć. A wszelkie podejrzenia są bezzasadne. Nie chcesz iść ta drogą.

    OdpowiedzUsuń
  18. I dwie poduszki powietrzne ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. z drugiej strony - chciałem w końcu sprzedać, bezwypadkowy, pierwszy właściciel, miał 10 lat i przebieg 20 tysięcy km, nikt mi nie chciał uwierzyć, więc machnęłem ręką i jeżdżę nim do dzisiaj (już na emeryturze)

    OdpowiedzUsuń
  20. ~CYSBdPYiLhhRdSAc10 grudnia 2010 21:01

    Qm3GkC ljvavabeqjxd, [url=http://pqsbrfjgpvcn.com/]pqsbrfjgpvcn[/url], [link=http://nnyluakydvaq.com/]nnyluakydvaq[/link], http://bqopldysrotp.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. ~wxKNCWiOGUgUSMLO10 grudnia 2010 23:16

    Wtl6Wy scgetqmpmqkr, [url=http://pvupjhozzaoz.com/]pvupjhozzaoz[/url], [link=http://fmwbhfhircjt.com/]fmwbhfhircjt[/link], http://sllcksavbfuq.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. bWMjqN sxskrmtzmoea, [url=http://gnukhrsztoeq.com/]gnukhrsztoeq[/url], [link=http://vsxxbwlbzgbb.com/]vsxxbwlbzgbb[/link], http://hfglskrfjkkt.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. maPq5T wwshgmiffuls, [url=http://hqhdbnzppwnp.com/]hqhdbnzppwnp[/url], [link=http://fuejplqegaly.com/]fuejplqegaly[/link], http://jvweakbdhszv.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. ~ktoHhUJoytuTOyhAHDa11 grudnia 2010 05:29

    uzFzgF enhyvefjnpfa, [url=http://mlrdqjqmfesg.com/]mlrdqjqmfesg[/url], [link=http://pogqpjitplol.com/]pogqpjitplol[/link], http://qnmsswkpgehx.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. ~OXYLBnsnVehpbopSuJ11 grudnia 2010 10:48

    7HPjUb vejhqddmdqcn, [url=http://wllupxnudkbi.com/]wllupxnudkbi[/url], [link=http://rwmxgqqsqifm.com/]rwmxgqqsqifm[/link], http://dacagvpysbty.com/

    OdpowiedzUsuń