Tęgo się pomylił, ktokolwiek myślał, że kaprysy Seacika skończyły się wraz ze starym rokiem. Auto psuło się dalej i oczywistym było iż tylko kwestią czasu jest kiedy stanie, bądź co gorsza rozpłaszczy się na innym uczestniku ruchu. Tymczasem czasu wolnego mniej jak na lekarstwo, a majaczący na horyzoncie dzień wolny wydawał się wcale nie przybliżać. Awaryjność Seacika przekroczyła w tak zwanym międzyczasie próg absurdalności, gdy otworzyłem maską, by odkryć brak ... korka wlewu oleju, który raczej nie ma w zwyczaju po prostu znikać.
Dzień wolny szczęśliwie nadszedł prędzej niż zgon pojazdu, a z nim pojawiła się możliwość wyprawy na szrot celem skompletowania tego i owego. O korek do wlewu oleju pytałem tylko w jednym sklepie. Mina sprzedawcy zniechęciła mnie skutecznie do dalszych poszukiwań. Kto gubi korek do wlewu oleju!? Ileż łatwiej wykręcić go na szrocie i podetknąć do wyceny Nie Zadającemu Żadnych Pytań Pracownikowi Na Kasie.
Wyprawa nie miała szans zakończyć się niepowodzeniem, w związku z czym zgodziłem się jeszcze tego samego odebrać Znajomą z lotniska. Miałem spory zapas czasowy, gdy Seacik, z bagażnikiem wyładowanym nowymi częściami trzykrotnie przekroczył dopuszczalną temperaturę silnika i zjechał do pitstopu na środku autostrady. Na mrozie. Piętnastominutowe studzenie silnika starczyło na kolejny kilometr. Jasnym stało się, że w tym tempie żaden zapas czasowy nie pozwoli mi dotrzeć na lotnisko na czas. Ani do domu przed zmrokiem jeśli już o tym mowa. Co gorsza komórka niepokoiła brakiem kresek zarówno po stronie wskaźnika baterii jak i zasięgu. Na filmach w takiej sytuacji bohater pozytywny patrzy z niedowierzaniem na ekran telefonu i szepczę do świata jako takiego "jaja sobie chyba robisz". Zrobiłem to samo. Wydawało się właściwe zważywszy na okoliczności.
Do stacji benzynowej doturlałem się po trzech wizytach w pitstopie. Komórka postawiona przed groźbą zanurzenie we wrzącym płynie do chłodnicy przystała wreszcie na współpracę. Na lotnisko natychmiast ruszyła ekipa awaryjna, a zająłem się montażem nowo nabytych części, co w połączeniu z moją wiedzą z zakresu mechaniki samochodowej bliską zeru nie wróżyło nic a nic dobrego. Ale się powiodło. Na tyle bym dotarł do domu, z wygwizdowia gdzie nawet zasięgu telefonicznego nie ma. Do tamtej pory myślałem, że takie miejsca istnieją tylko w bajkach.
Anieśka powitała mnie utytłanego i śmierdzącego olejem kręcąc głową:
- Sprzedaj tego grata!
Ona nie rozumie, że my się kochamy...
Przypomniał mi się stary dowcip. Pani przychodzi do sklepu motoryzacyjnego i mówi, że potrzebuje kupić do swojego Seacika nakrętkę 710. Pan jest zakłopotany i szuka w katalogu. Potem woła drugiego i obaj się głowią o co tej pani chodzi. Czas mija, aż wreszcie pani mówi, że może to narysować. Rysuje kółko i w środku cyfrę 710. Panowie od razu wiedzą co chodzi. Złapałeś? :)) Najlepiej to wychodzi, jak opowiadający rysuje to na kartce, ale nie wiem, kiedy mam Ci to narysować. Piwko jakieś?
OdpowiedzUsuńUff! A ja myślałam, że to tylko ja nie mogę się rozstać z naszym wiernym czterokołowcem :) Pozdrowienia i uściski :)
OdpowiedzUsuńW stu procentach rozumiem miłość do samochodu i to pomimo faktu, ze nie mam nawet prawa jazdy, o własnym pojeździe nie wspominając.Jestem otóż zakochana w aucie mojej przyjaciółki. Trochę głupio kochać dresiarską czarną mazdę 323, ale co ja poradzę... Wybaczyłam jej nawet próbę zabicia nas na czeskiej autostradzie ;)
OdpowiedzUsuńZałapałem, choć nie od razu:). Co nie oznacza, że piwka nie możemy razem strzelić. Irolka coś o udostępnieniu lokalu po 15-tym mówiła. Myślę, że temat warto pociągnąć....
OdpowiedzUsuńNie, ja też gram w Twojej drużynie. Kiedyś postanowiłem sobie, że do końca życie jeździć wysłużoną już skodą favorit. Miałem zamiar konsekwentnie wymieniać wszelkie uszkodzone części, bez względu jak kosztowne by to było, zapewniając w ten sposób autku nieśmiertelność. Koniec końców Favoritka poszła na pniu za 200 pln. Cześć jej pamięci.
OdpowiedzUsuńDresiarskie auta są przezroczyste, żeby cały dres było widać. Nawet bez tego jesteś jednak całkowicie usprawiedliwiona, wszak miłość jest ślepa:). Świetnie wyglądasz nawiasem mówiąc - w świątecznym zamieszaniu, piorunowany wzrokiem przez klientów w kolejce jakoś nie zdążyłem o tym wspomnieć :).
OdpowiedzUsuńJakkolwiek było to szlachetne i wzruszające, nie było to dobrym pomysłem ;) To inwestowanie w ledwo zipiącą Skodę, byłoby taką syzyfową pracą. Dobrą dla masochistów, a nie dla szarego użytkownika dróg, który w swym życiu codziennie skazany jest na auto. Na dobre auto, nie zaś na jeżdżącą trumnę ;) Ja już drżę na myśl, że pewnego dnia, będziemy musieli pozbyć się naszego wiernego autka ;) Nie potrafię tak po prostu go sprzedać - za dużo z nami przeszło [przejechało?] i ciągle dobrze się spisuje. A swoja drogą, za jakiś czas trzeba go zabrać do doktora na prześwietlenie roentgenowskie ;) NCT się zbliża :o
OdpowiedzUsuń:-) warto warto! co do seacika - a kto go kupi?? ;-))) ok, spadam na egzamin, trzymaj kciuki!
OdpowiedzUsuńW takim razie Madzia nie jest dresiarska, bo wiele jej brakuje nie tylko do przezroczystości, ale nawet do błysku ;)Dzięki za komplement, dokładnie to samo pomyślałam o Tobie, choć w tym zamieszaniu widziałam Cię może ze trzy sekundy tak naprawdę. Straszny mamy tam Sajgon w grudniu.Bardzo fajnie piszesz, będę zaglądać. Podlinkowałam Cię też u siebie :)
OdpowiedzUsuńHehe z tego, co słyszałam, to trzy sekundy wystarczyły na pewne trafne spostrzeżenia :D Nic więcej nie upublicznię, bo mnie Luca zamorduje :D
OdpowiedzUsuńZłożyłem jej propozycję 17 albo 24, czekam na odpowwwiedź. Na noc jedziemy?
OdpowiedzUsuń24?
OdpowiedzUsuń24!
OdpowiedzUsuńNie wierz Jej. To nieprawda, że przytyłem. Byłem lekko ... opuchnięty ze zmęczenia i braku snu :)
OdpowiedzUsuńZ całą pewnością nikt spośród czytujących tego bloga :). 3małem kciuki. Jak się spisałem?
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy, po raz drugi, sprzedane...
OdpowiedzUsuńTak oczywiście :D
OdpowiedzUsuńSuper :D przyjeżdżasz sam czy z A.?
OdpowiedzUsuń