Słowem wstępu: koniec z tą błazenadą. Koniec z szyderstwem, kpiną i zbytkiem. Koniec z pitoleniem o siedzeniu panny Maryny. Precz z bezwartościowymi przypowieściami o hulaszczym życiu i pijaństwie polskiej emigracji. Won z dyrdymałami na temat śrubek, kolejek, wypraw do dziur w ziemi. Od dziś poważnie będzie, czasem refleksyjnie, niekiedy naukowo. Bo oto z dniem pańskim 28 października, po trzyletnim poślizgu, uzyskałem tytuł magistra z wynikiem dobrym. A literki przed nazwiskiem zobowiązują. Publikacje naukowe same się nie napiszą, doktorat sam się nie zrobi.
Z obroną jest jak z wizytą dyplomatyczną na Ukrainie. Wielkie słowa, idee, obietnice, patos i pieśni narodowe, a na koniec i tak każdy urżnie się jak świnia. Zanim stanąłem przed komisją, dwie godziny dreptałem po korytarzu napięty jak struna, raz po raz stwierdzając z lodowatym przerażeniem, że tak szczerze to nie pamiętam ani słowa z teorii, którą przez ostatnie dni z uporem wbijałem sobie do głowy. Panika sięgnęła zenitu, gdy odkryłem, że jeden z guzików garnituru od swawolnego przetoczenia się po posadzce gmachu uczelni dzieli jedna, żałosna pętelka nitki. Dla jednego z zasiadających w komisji profesorów brak guzika był jednoznaczny z przyjściem na obronę w drelichu. Jak jednak słusznie zauważył Kjujik, być może odwróciłby uwagę od trzydniowego zarostu, będącego dla tego samego profesora równie niewybaczalną zbrodnią.
Tymczasem wraz ze słowami: "Celem mojej pracy było..." przekonałem się, że członkowie komisji zajęci są bardziej pogaduchami, bułeczką z budyniem, czy stanem własnych paznokci niż moją prezentacją. Wyrzuty sumienia, że zbyt mało czasu poświęciłem na przygotowanie się do obrony, zniknęły szybciej niż majtki osobistej sekretarki ukraińskiego ministra spraw zagranicznych podczas wizyty polskiej delegacji.
Jak łatwo zostać magistrem...
I było to się tak denerwować? Tylko nie zmarnuj teraz tego dyplomu jak ja... Szkoda by było takiego młodego, dobrze zapowiadającego się magistra inżyniera, żeby tak ciężko harował i nie miał czasu do Foxa wyskoczyć :)) Moje nowe motto to: "Work smart, not hard". pozdro, kumie.
OdpowiedzUsuńGratuluję! Jednak Politechnika przoduje ;) Pozdro
OdpowiedzUsuńWielkie gratulacje, mam nadzieje że literki przed imieniem i nazwiskiem nie spowodują utraty płynności humorystycznej bloga.
OdpowiedzUsuńGRATULACJE!A mgr inż. (?) czego? Bo nie pamiętam czy czytałam :-/
OdpowiedzUsuńSerdeczne Bóg zapłać za dobre słowo Pendragonie. Pod Twoim nowym motto podpisuje się obiema ręcami (skończyłem uczelnie techniczną, nie humanistyczną) i nogami. Ciężko nie pracuję, za to porą mało szczęśliwą. Daj następnym razem znać wcześniej, obiecaj odstawić mnie do domu ;), a coś uradzimy. Tymczasem uroczyście ślubuję nie zmarnować dyplomu i już jutro idę do szefostwa po podwyżkę:)
OdpowiedzUsuńPrzoduje jak ta lala :). A teraz wreszcie mogę wrócić do domu i zająć się pierdółami, bez wyrzutów sumienia, że nie piszę pracy. Obawiam się jedynie, że po trzech latach biadolenia na temat ukończenia studiów, teraz nie będę miał z rodzicami o czym porozmawiać. Dzięki Julka. Buziaki
OdpowiedzUsuńA jakże, pewnie, że spowodują. Fachowo i naukowo teraz będzie, a nauka to nie temat do żartów młody kawalerze. Rozprawiać będziemy o najnowszych trendach wyposażenia technicznego magazynów wysokiego składowania, o najświeższych systemach transportu kombinowanego i tego typu sprawach. Czas dojrzeć i ogarnąć się :D.Dzięki Timikk, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSerdeczne dzięki Irolko. Nie czytałaś, bom ja nie pisał. Choć nie opowiadam za moje alter ego, które ujawniło się pod poprzednią notką. Mgr inż. logistyki i technologii transportu. To brzmi dumnie, choć był czas, że brzmiało nieosiągalnie :)
OdpowiedzUsuńGratuluję Koledze Inżynierowi!Wykształcenie wyższe - brzmi dumnie, zwłaszcza na Zielonej Wyspie!Aczkolwiek niekoniecznie pośród naszych rodaków, gdzie nie należą do rzadkości dialogi między magistrami takie jak:- Co podać?- Frytki i colę.-----------A o tematy rozmów (tzw. dyżurne zmartwienia) to absolutnie nie ma się co martwić. Możliwości matek w tym temacie są nieeeeograniczone.Kiedy Ty się wreszcie ustatukujesz? Bo ja bym jeszcze chciała wnuka doczekać?Jak długo będziesz tam jeszcze na tej emigracji siedział?A czy Ty tam dbasz o siebie?Itp. itd.
OdpowiedzUsuńTo trza opić normalnie ;) Ale nie w Wicklow na Boga... W końcu somsiadami jesteśmy!
OdpowiedzUsuńPrzejdźmy od słów do czynów.... :)
OdpowiedzUsuńJa słyszałem, że tak brzmią dialogi między pracującym, a bezrobotnym absolwentem SGH;) Tą wersję przyjąłem i tej będę się trzymał ;:
OdpowiedzUsuńGratulacje Gratulacje i jeszcze raz gratulacje!!! Czas najwyższy już była na te literki :DA teraz, żebyś się za bardzo nie puszył z dumy i nie pękł jak balon poproszę, żebyś pacnął się w czółko dramatycznym gestem i przeklął soczyście, bo ja to już zrobiłam pod Twoim adresem parę razy, kiedy okazało się, żeś Pan był w kraju i nie zjawił się po swoje zamówienie, które po nocach robiłam przeprowadzając się równocześnie, pakując kartony i zarywając noce, żeby dotrzymać terminu na jaki się umówiliśmy ;pI co mi powiesz? ;P
OdpowiedzUsuńAj aj aj, moja mea culpa. Ale zamieszania było tyle, że nawet nie wymieniłem euro po najwyższym od dwóch lat kursie. Nie niszcz zamówienia, coś wymyślimy...
OdpowiedzUsuńNo ok pomyślę, chociaż nie wiem jak Ty mi się teraz odpłacisz ;p A plasnąłeś się chociaż dramatycznym gestem w czoło??? To by mi ciut poprawiło nastrój :D
OdpowiedzUsuńG R A T U L U J E M Y !!! (i bardzo przepraszamy za nieobecność podczas dalszego motywowania Cię do zdobywania kolejnych tytułów - literek przed nazwiskiem)Mam dla Ciebie propozycje na kolejne fakultety..... M Ę Ż U Ś (dawno nie byłam na weselu) I T A T U Ś (ja kcem być ciociunią, troszkę bym Wam dzidzię porozpieszczała :) )
OdpowiedzUsuńPlasnąłem się gestem pełnym dramaturgii, a echo mało zębów mi nie wybiło. Lepiej? :)
OdpowiedzUsuńSłusznie przepraszasz, bo bardzo nieładnie się zachowaliście ;). Uprzejmie Ci za podsunięte propozycje dziękuję, niemniej po dwudziestu latach nauki myślę, że należy mi się długi i wolny od wszelkich trosk urlop :). Buziaki
OdpowiedzUsuńTroszeczkę... resztę odpracujesz :)
OdpowiedzUsuńWitam!Nie znamy się kompletnie i wiele mnie i Twórcę tego Blogu dzieli, ale o różnicach może kiedy indziej a teraz napiszę to co kazały mi napisać moje Płuca: "Miszy niech bedą dzięki bo oto minęły 3 godziny od kiedy ostatni raz zagościły u nas rakotwórcze substancje zawarte w "pysznych" zdaniem naszego właściciela Polskich LM-ach lajtach". Teraz znowu ja. Wczoraj tj. w godzinach popołudniowych siedząc przed moim laptopem i próbując nie zasnąć po słynnych na wyspach owerkach, (a zasnąć popołudniu nie powinienem, bo jak znam siebie obudziwszy się po kilku godzinach tj w okolicach 23.00 bym miał problemy z zaśnięciem a co gorsza z obudzeniem się ponownym o 4.30 dnia następnego) mój kursor myszki wespół z dziwnym i niewytłumaczalnym ruchem palca odpalił link prowadzacy do tego Bloga. Robi mi sie właśnie kolacja więc nie bedę dłuzej przeciągał tylko napiszę tyle.... przeczytałem prawie wszystkie odcinki "irlandzkiej telenoweli" w czasie takim samym jaki jest potrzebny przecietnemu Anglikowi do znalezienia na mapie Świata jego najszczęsliwszych wysp.... w przybliżeniu 5 do 6 godzin. Wielkie dzięki za tą lekturę i czekam na wiecej. po kolacji może coś jeszcze napiszę.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńcXVxfQ ecyhqprkjzav, [url=http://lmaecjgsikyu.com/]lmaecjgsikyu[/url], [link=http://lhqsijncfdwi.com/]lhqsijncfdwi[/link], http://vznemchghlku.com/
OdpowiedzUsuń