Dwa lata z solidnym hakiem już minęły, odkąd wnieśliśmy pierwsze klamoty do naszego apartamentu. Tymczasem relacji sąsiedzkich w zasadzie jak do tej pory nie stwierdzono. Na prawo mamy Kwasków, których syna uwiodła na placu zabaw, a następnie z duża dozą prawdopodobieństwa wykorzystała anieśkowa siostrzenica. Lewoskośnie nad nami mieszka Mary - zarządca budynku, którą poznaliśmy przy okazji hucznej eksmisji naszych pierwszych współlokatorów. Mimo tak kiepskiego początku wspólne relacje opisałbym jako poprawne. Na tym kończy się lista osób, z którymi przystanę na parkingu, by zamienić kilka słów lub których odwiedzę pożyczyć szklankę cukru.
Nad nami mieszka od niedawna grupka Irysów. Ciężko określić jak liczna, bowiem przez mieszkanie przewija się taka ilość osób, że trudno stwierdzić kto gościem, a kto lokatorem właściwym. Tu również można mówić o kiepskim początku, bowiem na dzień dobry sąsiad z góry zdetonował zdalnie (z okna się znaczy) peta u anieśkowych stóp, a Anieśka jak wiadomo takich afrontów płazem nie puszcza, ruszyła więc na górę z pozdrowieniami. Przebiegu rozmów nie znam, aczkolwiek cieszą się, że jak dotąd sąsiedzi nie zalali nam w odwecie mieszkania.
Na prawo rezyduje Wariatka Od Kotów. W każdym budynku musi mieszkać ktoś taki. Samotna Pani, dokarmiająca koty, stroniąca od sąsiadów, rzadko opuszczająca mieszkanie, zawsze ubrana w wysłużony granat.
Z Wariatką Od Kotów nigdy nie zamieniłem, ani słowa. Nigdy nie miałem też o to do siebie specjalnych pretensji, skoro permanentnie chowała się w popłochu do mieszkania na mój widok. W kwestii kotów jednakowoż robiliśmy jej pewnego rodzaju konkurencję. Po tym jak dwa z nich wdarły nam się przez okno do mieszkania, również poczęliśmy zostawiać im pod drzwiami małe co nieco. Czas mijał, więzy z kocimi przybłędami się zacieśniały. Trzy, które bez żenady buszowały nam regularnie po mieszkaniu i nie raz zalegały na kanapie zostały nawet ochrzczone: Kleofas, Bonifacy i Filemon, z racji na permanentny wytrzeszcz ślepiów zwany również Wiecznie Przerażonym. Dwa pierwsze imiona okazały się z czasem zupełnie nietrafione, bowiem na skutek marcowych harców, obu kotom poczęły w trybie ekspresowym rosnąć brzuchy. Bynajmniej nie w skutek przejedzenie. Co do płci Filemona nigdy nie było dane nam się przekonać, ponieważ ku ogólnej żałobie został pewnego dnia znaleziony martwy na trawniku.
Nie o kotach miało jednak być, a o sąsiadce. Z sąsiadką jak wspomniałem nigdy nie zamieniłem słowa. Do czasu, gdy przydybała mnie na karmieniu futrzaków. Wtedy z jej ust padły pierwsze, drżące nieco słowa. Jak się okazało Wariatka Od Kotów wyprowadzała się do nieodległego miasteczka i mocno obawiała się, co bez niej poczną ją podopieczni. Do tego konieczność wyprowadzki pojawiło się dość nagle, wobec czego nie bardzo wiedziała co począć z solidnymi zapasami kociego jedzenia. I tu z nieba, jak sama przyznała, spadliśmy jej my. Chwilę później sąsiadka zapukała do naszych drzwi dzierżąc pokaźnych rozmiarów torbę wypełnioną wszelakimi felixami, whiskasami i proszkiem na robaki. Mimo późnej pory dała się, ku memu bezgranicznemu zdumieniu zaprosić na herbatę. I wtedy stała się rzecz niebywała. Wariatka Od Kotów przestała być Wariatką Od Kotów. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia stała się dawną hippiską, uczestniczką marszy protestacyjnych na rzecz praw zwierząt, słuchającą Claptona, Springsteena i ... Guns`n`roses. Bardzo samotną kobietą, o manierach i sposobie dobierania słów na myśl przywodzących "Dumę i uprzedzeni", mającą pewne problemy w kontaktach z ludźmi. Być może na skutek wypadku, któremu uległa jakiś czas temu na rowerze, gdy samochód potrącił ją, po czym oddalił się w kierunku bliżej nie określonym. Co najciekawsze Sąsiadka doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich dziwactw. Przeprosiła za swoje dzikie zachowanie, wyjaśniła, że nie próbowała nigdy zagadać, obawiając się, że następnym razem ludzie na jej widok będą myśleć: boszzz, znowu ona.
Sąsiadka przesiedziała u nas do 3 nad ranem, bynajmniej nie nadużywając naszej gościnności. Widać było, że bardzo potrzebowała do kogoś się odezwać, a słuchało się jej z przyjemnością. Tylko co z tego? Co z tego, skoro po dwóch dniach się wyprowadziła. Jakże inaczej mogły się sprawy potoczyć, gdybyśmy nie ulegając pozorom zdobyli się na zwykłe "dzień dobry". Może inni mieszkańcy, również wtedy zobaczyliby w Niej kogoś więcej niż tylko miejscową dziwaczkę. Może w jej życiu pojawiłby się wreszcie ktoś kto nie chodzi na czterech łapach, potrafi z siebie wydusić coś więcej niż miauuu i nie liże się publicznie po ....
Pozostaje mieć nadzieje, że w nowej okolicy Sąsiadka nie będzie obawiała się odezwać do innych mieszkańców i nie będzie postrzegana jako dziwadło. Póki co obiecaliśmy wpaść z wizytą, gdy tylko kartony odsłonią kilka metrów kwadratowych podłogi.
I mieć baczenie na futrzaki.
P.S. Arcy znakomity plan nie wypalił. Obejrzałem jedynie ostatni kwadrans potyczki z Helmutami...
W sumie ta pani i jej koty są u SIEBIE!!!...w przeciwieństwie do ciebie.Pozdro
OdpowiedzUsuńNo i słucha dobrej muzy...no może oprócz G'N'R / nie przepadam za nimi/
OdpowiedzUsuńNiezla jedza ta Anieska. Zawsze sie ot takich z daleka trzymam. Takie ma milutkie imionko, zdrobnienie takie, taka slodziutka. A w srodku b...ch!
OdpowiedzUsuńMieszka tam, to TEZ jest u siebie. Kraj pochodzenia nie zawsze musi determinowac czy jestes 'u siebie', czy nie. U siebie jest sie w miejscu, do ktorego chce sie wracac.
OdpowiedzUsuńNo problem w tym , że nie jesteś. Ja też bym się w ....ł jakby jakiś cygan krytykował mnie w OIM WŁASNYM KRAJU - jarzysz?
OdpowiedzUsuńTo pięknie. I cóż z tego? Przecież ja jej wysiedlić nie kazałem.
OdpowiedzUsuńMasz absolutną rację. Dlatego faktycznie nie jestem u siebie, wracać bowiem chcę do Polski. Wciąż jednak nie rozumiem, co to ma do rzeczy.
OdpowiedzUsuńAle milo sie czytalo, normalne i z poczuciem humoru, oby wiecej takich blogow. Pozdrowienia i powodzenia w nawiazywaniu stosunkow sasiedzkich. Nawiasem mowiac my tez mamy dziwnych sasiadow irlandczykow, jedni sa w porzadku, drudzy nawet dziendobry nie mowia a z calej rodziny najfajniejszy jest psiutek.
OdpowiedzUsuńA gdzież Tyś się chłopcze złoty krytyki Pani Od Kotów doczytał? Jeśli moja notka jest krytyczna, to tylko wobec mnie samego. Za to, że dałem się zwieźć pozorom i zaszufladkowałem sąsiadkę, zanim zamieniłem z nią choć słowo. Próbowałeś kiedyś czytania ze zrozumieniem? Gorąco polecam. Nie odbierz tego jako krytykę swej osoby. Do tego jak rozumiem, należy być zameldowanym lat co najmniej 7 na Twojej ulicy i móc pochwalić się, popartą odpisami z metryk urodzenia, polską narodowością do trzech pokoleń wstecz. Bywaj zdrów Adolfie
OdpowiedzUsuńJestem pewien, że mogła trafić znacznie gorzej niż G'N'R :)
OdpowiedzUsuńHa, to dobre jest. Słyszałaś Anieśka? Niektórzy widać lubią, gdy się w nich rzuca petami i buduje kopczyk z niedopałków na ich trawniku, a niektórzy nie. Nikogo nie skreślam, ale raczej od tych pierwszych trzymałbym się z daleka.
OdpowiedzUsuńDzięki stary, przywracasz mi wiarę w ludzi. Psiutek!?;)
OdpowiedzUsuńNapisałeś wariatka od kotów??? Chyba że nie pamiętasz co pisałeś. Z kolei ja nie napisałem że krytykujesz KOTY!!! No chłopcze drogi nie bądź tendencyjny....Ale rozbawiłeś mnie.Pozdro
OdpowiedzUsuńNo zresztą wyraziłem się niezręcznie ...przemyślałem sprawę. Przepraszam stary. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTak to właśnie jest z komentarzami do komentarza do komentarza. Ten o chłopcu złotym nie do Ciebie był skierowany, a do kolegi szanownego, którego krew zalewa na myśl o cyganie krytykującym go w jego własnym kraju. Fakt, napisałem Wariatka Od Kotów, bo tak ją na początku postrzegałem, a jak mylne to było przekonanie, okazało się przy bliższej rozmowie. "Wariatka Od Kotów przestała być Wariatką Od Kotów". A Twój drugi komentarz balsamem na me serce. Ilekroć bowiem onet wyróżni moją notkę, dostaję masę komentarzy delikatnie rzecz ujmując nieprzychylnych. Dzięki stary, doceniam. Anieśka kazała Ci oficjalnie przyznać plusa :). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńanj93F tvjtfcirxjbs, [url=http://ahttypdiinsk.com/]ahttypdiinsk[/url], [link=http://vkkeaqkgrfos.com/]vkkeaqkgrfos[/link], http://mawtosaerhnh.com/
OdpowiedzUsuń