wtorek, 3 czerwca 2008

Ostatnie zgrupowanie

Zgodnie z tradycją kolejny pobyt w Ojczyźnie upłynął pod znakiem spożycia i skrajnego wyczerpania. Z naciskiem na spożycie, bowiem ostatni urlop kondycyjnie właściwie nie dał się we znaki. Być może organizm się przyzwyczaił do zwiększonych w tym okresie obciążeń lub, co bardziej prawdopodobne, tym razem wracałem do domu wcześniej, a zbierałem się z wyra później. A wszystko przez warszawską młodzież (jeśli nie jest nadużyciem nazwanie grupy, do której sam bym się zaliczył młodzieżą), która za nic ma wspólne karmienie kaczek w Ogrodzie Saskim, spacery po Łazienkach, czy spotkanie w Bibliotece Narodowej. By powspominać dawne czasy niezbędny jest kufelek bezalkoholowego, a że do wspominania dużo do Irlandii wracałem z nerkami czystymi jak łza, wątrobą dziurawą jak ser szwajcarski i z ...  wielkim trudem. Za każdym razem bowiem Polskę opuścić jest coraz ciężej i nie mam tu bynajmniej na myśli zdolności organizacyjnych pracowników Etiudy.

Tymczasem kolejny urlop przeszedł do historii i należało się skupić na przygotowaniach do EURO 2008. O ile wyjazd na spotkanie z gospodarzami zdołaliśmy już sobie zapewnić, dzięki nieocenionej protekcji Wuja od Bliźniaków, o tyle obejrzenie pozostałych dwóch, choćby w telewizji wciąż stało pod znakiem zapytania. Wątpliwości co do poniedziałkowej potyczki z Chorwatami prędko się rozwiały, poniedziałek jest bowiem zwyczajowo moim dniem wolnym i tym razem Donal nie zastosował odstępstwa od reguły. TYM RAZEM, bo również z ostatnim poniedziałkiem, będącym ogólnoirlandzkim dniem wolnym wiązałem pewne plany, uwzględniające wypad z Anieśką w miejsce raczej fajne. Tymczasem Donal zadecydował inaczej. Nie do końca chyba świadomie.....

- Kostek i ja jedziemu na urlop w tym samym czasie, w związku z czym pod Twoją nieobecność w roli szeryfa zadebiutuje Antonio - ogłosił Donal uroczyście zaraz po moim powrocie z Polski.
- Musisz go przeszkolić - ciągnął dalej nie widząc sprzeciwu - tak, aby na poniedziałek był gotowy.
- Chyba na wtorek? - wtrąciłem.

Donal obrzucił mnie tym dobrze znanym spojrzeniem zachęcającym do rozwinięcia wypowiedzi.

- Mam wolne we wtorek - wyjaśniłem.
- We wtorek!? Zawsze miałeś wolne w poniedziałki - zdziwił się Donal, jakby to nie on ustalił grafik.
- Wiem, ale dałeś mi w tym tygodniu wtorek. Wydymałeś mnie - rzuciłem kwaśno.
- Musiałem mieć jakiś poważny powód - uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- Jestem przekonany.

Tu nastąpiła chwila zadumy zakłócana tylko cichutkim klekotaniem trybików mózgowych.

- W poniedziałek jest bank holiday, a w bank holiday zawsze coś się sypie. Pewnie nie chciałeś, żeby Antonio debiutował w taki dzień - podpowiedziałem.
- Tak, właśnie o to mi chodziło - zadecydował z ulgą Donal.

Ale wracając do EURO 2008. Dla przypomnienia: Austriaków oglądam na żywo, Chorwatów na niebieskim ekranie. Ostatnią niewiadomą pozostawał niedzielny pojedynek z Helmutami. A Donal postanowił, że właśnie w niedzielę powiadomię dostawców jakie ilości towaru oczekiwalibyśmy dnia następnego w magazynie. Co oznaczało, że pracę tego dnia opuszczę w najlepszym wypadku o 22 - pół godziny po ostatnim gwizdku. Póki jednak serce krew pompuje, póki w dłoni miecz, póty broni nie złożym. Ruszyłem więc do Donala na skargę.

- Może ktoś się z Tobą zamieni - zaproponował naiwnie po wysłuchaniu zażalenia.
- Jedyna osoba, która jest tego dnia w pracy i wie jak wysłać zamówienia to Przodek.
- Spytaj, może się zamieni. On chyba nie przepada za piłką.
- W taki dzień każdy przepada za piłką.
- Spytaj, jak się nie zgodzi wtedy będziemy myśleć - upierał się Donal.

Spytałem. Nie zgodził się.

- To może nagraj mecz - zaproponował, gdy misja się nie powiodła.
- Próbowałem tego dwa lata temu, również przy okazji meczu z Niemcami. Tuż przed końcem pracy Kostek spytał: "wciąż nikt Ci nie zdradził wyniku? A ze mnie tyle osób się śmiało, że Polska przegrała" - odparłem trzęsąc się na samo wspomnienie.
- Masz jakiś inny pomysł?
- Może by tak poprosić sklepy, by wysłały zapotrzebowanie na towar popołudniu - zaproponowałem.
- Chcesz żeby 55 sklepów wysłało zamówienia siedem godzin wcześniej, bo Ty chcesz obejrzeć mecz - upewnił się Donal, gdy skończył tarzać się ze śmiechu.
- 55 sklepów wysłało zamówienie 7 godzin wcześniej, żebym mógł pójść na imprezę świąteczną - przypomniałem na chwilę nawet nie tracąc powagi.
- To było co innego. Dyrektor logistyczny chciał, żeby wszyscy byli na tej imprezie. Pomyśl jak zareagują menedżerowie sklepów, gdy usłyszą, że muszą wysłać zamówienia wcześniej, żebyś Ty obejrzał mecz - powtórzył swój argument.
- 10 imprez świątecznych bym oddał, żeby ten mecz obejrzeć. Chyba to zrozumieją - zawyłem.
- Nazwijmy to planem B. Masz inny pomysł? - spytał nie wierząc, że mogę wymyśleć coś głupszego niż plan B.

I wtedy to się stało. Najprostsze rozwiązania, które tkwi pod samym nosem, desperacko starając się zwrócić na siebie uwagę, podczas gdy człowiek kombinuje jak koń pod górę.

- Mam - powiedziałem powoli, nie chcąc spłoszyć genialnej myśli, która przyszła mi do głowy - a gdybym tak skończył pracę o 8, obejrzał mecz i wrócił o 22 wysłać zamówienia?
- Myślisz, że uporacie się ze wszystkim do 8 - spytał z powątpiewaniem.
- Mam plan - odparłem pukając się znacząca w skroń - skończymy o 7:30.

Z tym argumentem nie mógł dyskutować.

Strach pomyśleć ile będę musiał się nakombinować, gdy Polacy wyjdą z grupy...

1 komentarz:

  1. vxSar7 daajssxbhiwr, [url=http://edogoumfbnfe.com/]edogoumfbnfe[/url], [link=http://bpkddjhzwuna.com/]bpkddjhzwuna[/link], http://tvgkwbfptpfw.com/

    OdpowiedzUsuń