sobota, 24 listopada 2007

Myśl i przewiduj

To co teraz napiszę będzie lekutkim plagiatem, jako że Sapkowski włożył te słowa w usta jednego ze swych bohaterów dawno temu, ale do sytuacji pasują tak idealnie, że szkoda żeby się zmarnowały. Jestem królem idiotów, marszałkiem błaznów, wielkim przeorem zakonu kretynów.

Kilka dni temu dmuchawa w samochodzie zaprotestowała i powietrze do wnętrza samochodu dawkować poczęła w ilości właściwszej raczej dla ulatniania się niż dmuchania. Odparowanie szyby okazało się w efekcie niemożliwe, co w irlandzkich warunkach pogodowych skazuje zaocznie na jazdę w stylu Ace Ventury (z głową za boczną szybą, gdyby ktoś nie oglądał), a pośrednio prowadzi do infekcji gardła.

Z widocznością na drodze żartów nie ma, więc z biegu wziąłem się za tłumienie protestu. Operację rozpocząłem od przestudiowania ilustrowanego (a jakże!) poradnika dla posiadaczy Seata Ibizy i Cordoby - prezent od znajomego kierowcy z pracy. Odpowiedź na pytanie jak dostać się do układu ogrzewania okazała się banalnie wręcz prosta i wypunktowana: zdjąć koło kierownicy, wymontować zestaw wskaźników, zdjąć osłonę kolumny kierownicy, zdjąć..., wyjąć..., zdemontować..., odkręcić..., wymontować... Lista ciągnęła się przez trzy strony. Jasnym okazało się, że negocjacje z protestującym odłożyć trza będzie na dzień wolny.

Tak oto dzień wolny rozpocząłem od zjeżdżenia Naas wzdłuż i w wszerz w poszukiwaniu klucza niezbędnego do odkręcenia kierownicy, a następnie 2 godziny zajęło mi doprowadzenia auta do stanu zilustrowanego poniżej.



Kolejna godzina zeszła się na ustaleniu powodu protestu, którym okazał się zapchany filtr. Umiejscowiony pod maską. Czyli, że w wariancie prawidłowym należało otworzyć maskę, wyjąć filtr, przyjrzeć mu się uważnie, zamknąć maskę, pchnąć się do sklepu (w omawianym przypadku nie więcej jak 100 m od domu), nabyć nowy filtr, wrócić do auta, otworzyć maskę, zamontować świeży nabytek, zamknąć maskę. No ale o tym poradnik nie wspominał.

Doprowadzenie samochodu do stanu wyjściowego kosztowało kolejne dwie godziny. Czyli podsumowując: praca = 0, czas = 5h. Nic tylko sobie pogratulować.

Aha, została mi jedna śrubka. Nie mam odwagi jej wyrzucić.

5 komentarzy:

  1. Spoznilem sie niestety na kulminacyjny moment kiedy to k... i ch.... musialo w powietrzu sie unosic.... dotarlem juz gdy Michal przykrecal juz kierownice... a szkoda... zapewne bylo wesolo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~ten sam gupek co post wczesniej24 listopada 2007 02:06

    no i wiedzialem ze i ja cos spier... 3 tyg na wyspie i po polskiemu pisac nie umim

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak chcesz możemy zacząć od początku. Skasuje Twoje komentarze i będziesz mógł skrobnąć nowe, poprawne językowo. Nikt się nie dowie :). A faki nie fruwały. Mą cierpliwość przewyższa tylko inteligencja ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałbym Cię troszeczkę uspokoić.Trening, trening i jeszcze raz trening. Trening czyni mistrza. Taki jeden spod "4" z takim drugim spod "8" (bardzo dorośli i doświadczeni) naprawiali odkurzacz. Z niemałym trudem udało im się odkryć niuanse technologii demontażu tego skomplikowanego urządzenia. Po trzech godzinach ciężkiej pracy z konsternacją stwierdzili, że wystarczyło naprawić wtyczkę sieciową.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wierzyć się nie chcę, że Tenspodczwórki zamiast obśmiać mnie niemiłosiernie, chciałby mnie troszeczkę uspokoić. Świat staje na głowie. Tych spod "4" i "8" usprawiedliwiają jednak z pewnością spożyte podczas zgłębiania technologii demontażu środki dopingujące :)

    OdpowiedzUsuń