poniedziałek, 18 września 2017

Mytikas

Nic nie jest zapisane w gwiazdach. Nasze życie nie jest z góry zaplanowane. To ciąg decyzji, każdy wybór kieruje je na inne tory. A tego dnia wybraliśmy dobrze.


Dżery, koleżka co nas swego czasu na Kilimandżaro wprowadził, radził mityczny Olimp zdobywać na dwa. Wcisnąć namiot oraz dwa śpiwory do plecaka, rozbić się pod schroniskiem, a do szturmowania szczytu przystąpić skoro świt. Z takim autorytetem nierozsądnie jest debatować, więc wstępnie faktycznie miarkowaliśmy biwakować pod schroniskiem Spilios Aghapitos.


Anieśka jednak w międzyczasie nieco przewartościowała priorytety zakosztowawszy słodkiego nicnierobienia pośród złotych piasków greckiej plaży i wykoncypowała sobie, że jeśli opędzlujemy Mytikas w jeden dzień, punktualnie następnego ranka zameldujemy się na nagrzanych słońcem leżakach. Nie w smak mi była początkowo taka dewiacja do pierwotnych ustaleń, po wyczerpującym trekkingu w Szwajcarii liczyłem bowiem na zdobywanie Olimpu w stylu rekreacyjnym oraz bez napinki. Ostatecznie jednak Anieśka ujęła mnie krótkim WIEDZIAŁAM, ŻE NIE DASZ RADY.


Z wybiciem piątej nad ranem wygrzebaliśmy się więc ze śpiworów, zwinęliśmy namiot w świetle czołówek, cały dobytek załadowaliśmy do samochodu i ruszyliśmy w trasę. Po półgodzinnej jeździe z Litochoro dotarliśmy do parkingu w Prioni na wysokości 1 100 m n.p.m. Jaśniało już wkoło, gdy zarzuciliśmy leciutkie plecaki na barki i ruszyliśmy leśną ścieżką na spotkanie z górą.


Trasę do schroniska łyknęliśmy w niespełna dwie godziny, jednak żeby nikogo skromnością w błąd nie wprowadzić zaznaczę, że my deczko fit jesteśmy, a i tempo mieliśmy imponujące, wyprzedzając po drodze dwa wraże komanda.


Pod schroniskiem zamarudziliśmy nieco, bowiem uznałem za stosowne paść na kolana przed moją kobietą i bić pokłony dziękczynne nad jej niezgłębioną mądrością. Wszak gdybyśmy zdecydowali się na dwudniowy trekking, by trasę na szczyt obciąć o - jak się okazało - niecałe dwie godziny, stłukłbym się zapewne do nieprzytomności własnym kijkiem trekkingowym.


Od Spilios Aghapitos trasa jeszcze przez chwilę pruje lasem, by po chwili przejść w doskonale widoczną ścieżkę pośród skał i szutru. Technicznie trudność zerowa, jednak droga jest stroma i żmudna, a na jej złamania potrzebowaliśmy przeszło półtorej godziny, nim stanęliśmy na pierwszym wierzchołku masywu Olimpu, Skali 2 866 m n.p.m.


Panorama


Do tego punktu wejście na Olimp jest jak support przed koncertem Coldplay - fajnie brzdękają, nie po to jednak kupiliśmy bilet. Ze Skali trasa na Mytikas jawi się jako intensywna wspinaczka przy momentami pionowym nachyleniu. W rzeczywistości jednak w korzystnych warunkach pogodowych nie przedstawia większych trudności, a wejście na szczyt dostarcza tego kapitalnego, wypełniającego płuca uczucia, które pcha nas w góry. Uczucia, że dokonało się CZEGOŚ. Niczego, co może równać się z wynalezieniem lekarstwa na raka, przepłynięciem Atlantyku na desce do krojenie chleba, czy zimowym wejściem na Nanga Parbat.


Takie małe zwycięstwo, które sprawia, że zasłużone piwo po zejściu ma ten niepowtarzalny smak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz