wtorek, 20 maja 2014

Driving Miss Tracy

To było jakieś pół roku temu. Nieprzyzwoicie wczesną porą turlałem się do pracy. Pogoda jak to w Irlandii - nic tylko się powoli za długobrodym starcem z wielką łódką rozglądać. Na poboczu dostrzegłem przygarbioną postać drepczącą pod wiatr. Mimo twarzy ukrytej pod kapturem rozpoznałem w niej Tracy, która we hucie za powierzchnie płaskie oraz połysk odpowiada. Nie mogłem przemoczonej koleżanki nie zaprosić do ciepłego wnętrza samochodu, a dalszej kolejności nie zaproponować, byśmy w zaistniałych okolicznościach uczynili to zleceniem stałym.

Od tego deszczowego poranka jeździmy sobie wspólnie na naszą plantację bawełny, a razu pewnego natknęlim się na firmowym parkingu na delegacje powitalną. W związku z fałszywym, jak się miało okazać, alarmem pożarowym, cała brygada wyległa tłumnie przed budynek w samą porę, by świadkiem być, jak szarmancko otwieram przed Tracy drzwi samochodu. Jak w każdej emocjonalnie dojrzałej ekipie rozległo się zgodne 'uuuuuuuuu', na com zapłonął natychmiast intensywnym rumieńcem. Tracy nawet nie mrugnęła.

Jakiś czas później, siedziałem wraz ze skromną świtą współpracowników w lokalnym pubie, gdy między jednym guinnessem a drugim kolega zagadnął:

- Majkel, zapytam cię wprost, czy ty pukasz Tracy?

- Nic z tych rzeczy - zapewniłem.

- Haa, I don`t believe you! You`re riding her!

- I`m driving her - poprawiłem cierpliwie.

Koledzy wiary nie dali, a zaraz po powrocie do domu lojalnie streściłem ich podejrzenia Anieśce. Nie mówię, że po tylu latach współpracy liczyłem na jakiś wybuch zazdrości, ale jakiejś reakcji oczekiwałem. Anieśce puls nawet nie drgnął.

Wieczorem wsunęła się pod ciepłą kołdrę i szepnęła mi do ucha:

- Weź mnie tak, jak bierzesz Tracy...

To wsadziłem ją w samochód i wywiozłem pod Firmę...

3 komentarze:

  1. Mam wrażenie, że nie o to małżonce chodziło...
    Aczkolwiek mogę się mylić - zrozumieć kobietę to jest Sztuka.

    OdpowiedzUsuń