Z Pizą od początku wszystko szło nie tak. Słońce już gasło, niebo zdawało się zniżać, ścieśniać i coraz bardziej ku ziemi przybliżać, gdyśmy dotarli na florencki dworzec kolejowy. Nabywszy bilety przystąpiliśmy do wysiadywania, które po chwili przerwało poruszenie na stacji. Śladem podekscytowanego tłumu zerknąłem na tablicę odjazdów, gdzie kolejne pociągi opatrzone były lakonicznym komunikatem 'cancelled'.
Od takiej pani w śmiesznej rogatywce dróżnika dowiedziałem się, że włoska kolej strajkuje. Kolejny pociąg do Pizy mamy za godzinę, ale i ten może zostać odwołany. Na takie dictum postanowiliśmy przesiąść się w ryanairowski autokar na piskie lotnisko. Stamtąd - nieco na krzywy ryj, ale nikt nie pytał o bilety - złapaliśmy autobus na dworzec Piza Centrale, skąd poturlaliśmy walizki w kierunku hotelu.
Mniej więcej w połowie drogi padła bateria w nawigacji i nasza sytuacja ciut się skomplikowała. Godzina była późna, na ulicach sami turyści, którzy na pytanie o ulicę Św. Tomasza, nie byli w stanie zaoferować więcej niż wzruszenie ramion. Kierowaliśmy się więc na Krzywą Wieżę, którą - zgodnie z broszurą - widać miało być z okna naszego hospicjum. Ostatnia osoba, którą spytałem o drogę, jak inni pokręciła głową z przepraszającym uśmiechem, już wówczas jednak Anieśka ciągnęła mnie za rękaw, pokazując palcem tabliczkę via San Tommaso. Głupi ma zawsze szczęście.
Do hotelu dotarliśmy zmęczeni i głodni. Nim jednak otrzymaliśmy klucze do pokoju, niesympatyczny pan na recepcji uznał za stosowne spisać nasze biografie, korzystając z klawiatury w systemie biblijnym - szukajcie a znajdziecie.
Uznawszy, że im szybciej pójdziemy spać, tym szybciej zobaczymy Campo dei Miracolo, wciągnęliśmy na szybko Pizzę i zameldowaliśmy się pod pierzyną. Rankiem nie budzik nas jednak wyrwał ze snu, a bębniący w okno deszcz.
Uzbrojeni w jednorazową parasolkę nabytą od napotkanego handlarza badziewiem podjęliśmy próbę ataku na Pole Cudów, jednak wobec żelaznego oporu żywiołu, zmuszeni byliśmy się wycofać w turystycznie nieco mniej popularne rejony miasta i ku radości Anieśki rozproszyć po sklepach i sklepikach.
Piza nawet w deszczu robi pozytywne wrażenie. Nie przytłacza przepychem jak Florencja. Zaprasza kameralnym deptakiem, przytulnymi alejkami pomiędzy kolorowymi kamieniczkami, gdzie ludzie stoją i żłopią winiacze. Nie jednak z butelki owiniętej papierową torebką, tylko w kieliszeczku podanym przez kelnera z restauracji nieopodal.
Piza nie kłuje zewsząd siusiakiem Dawida, ale ma swoją Krzywą Wieżę i nie zawaha się jej użyć. Co znów sprowadza nas do Campo dei Miracolo, gdzie udało nam się wrócić wśród nieco przyjaźniejszej aury pogodowej, a nawet ustrzelić absolutnie obowiązkowe zdjęcie z cyklu "podtrzymując wieżę".
Tytułowe "miracolo" to cmentarz, katedra, baptysterium i słynny na cały świat przykład tego jak nie budować - Krzywa Wieża. Cmentarz Campo Santo wyjątkowej podobnież jest urody, co musimy wziąć na słowo, bowiem w siąpiącym deszczy skłoniliśmy się raczej ku zwiedzaniu zabytków z dachem. Mówi się, że ziemia w której chowani byli zmarli, pochodzi z Golgoty, a do Pizy trafiła na statku powracającym z IV Wyprawy Krzyżowej.
Krzywa Wieża znana jest głównie z tego, że jest krzywa, nie powinno to jednak przysłaniać faktu, że jest to piękna budowla. Podobnie jak katedra i baptysterium pokryta jest delikatnymi zdobieniami, przez co sprawia wrażenie spowitej cieniutką koronką i lekkiej jak piórko.
Z resztą nie tylko wieża się Pizańczykom nie udała. Jeszcze pińcet lat temu Piza była prężnie rozwijającym się miastem portowym. Potem jednak wpadająca do morza rzeka Arno zaczęła zamulać i dziś z ręczniczkiem na plaże zapylać trzeba dziesięć kilometrów.
Tyle o Pizie. W deszczu strach było wyciągać naszego drogocennego canonka, ale coś uchwycić się udało.
Hej! Pizę bardzo miło wspominam, skromna ale bardzo urokliwa, a krzywa wieża, zwłaszcza na tle błęktinego nieba, śliczna :) Jak tam byłam w sierpniu to stało dużo stoisk ze skórą itp., kupiłam portfel i zawsze jak go wącham, przypomina mi się Piza :) Pzdr. Irolka
OdpowiedzUsuńWieża robi większe wrażenie niż się spodziewałem. Myślałem, że oprócz krzywości nie ma wiele do zaoferowania, ale myślałem źle.
OdpowiedzUsuńA Anieśka kupiła sobie w jednym z tamtejszych sklepików komplet bielizny. Jak go wącham też mi się Poza przypomina ;)
Haha! A co jeszcze zobaczyliście, skoro tryptyk? Ja nocowałam w Pizie, a pojechaliśmy stamtąd do Florencji i do Sieny. We Florencji katedra była najładniejsza (i widok z jej kopuły), ale Siena cała jest niesamowita!
OdpowiedzUsuńMy śmy ciut inaczej zrobili. Polecieliśmy do Pizy, stamtąd prosto z lotniska do Florencji na trzy dni, potem jeden dzień znów w Pizie i skoro świt znów na lotnisko. A tryptyk bom musiał osobny wpis IL Latini poświęcić, bo ja lubię dobrze zjeść w eleganckiej scenerii, a IL Latini mnie totalnie urzekło.
OdpowiedzUsuńTak jak katedra we Florencji.