Ze względu na limit bagażowy Ryanaira, Rodacy zdają się resztki przyzwoitości pozostawiać w kraju najwyraźniej. Ot Anieśka zapoznała niewiastę, która onegdaj na życiowym zakręcie się znalazła. Poturbowana przez szanownego małżonka trafiła do szpitala, gdzie też przesadnie długo zabawić nie mogła, bowiem pod opieką krewkiego mężczyzny wciąż przebywał 6-letni plon porywczego związku. Z odsieczą pospieszyła koleżanka, która obie panie przyjęła pod swój dach. Na dwie noce jeno, bowiem szybko skojarzyła, że znajomy Irlandczyk po podobnych przejściach (nie wdawajmy się w szczegóły) dysponuje wolnym pokojem, w którym znajdzie się miejsce dla matki, córki i ich bagażu doświadczeń.
Układ najemca-... najemnik szybko ewoluował w coś głębszego, traumatyczna przeszłość obojga przezwyciężyła barierę językową i niewiasta powoli wychodzić poczęła na prostą. Przyklasnęła radośnie na te wieści koleżanka, która uznała, że skoro waćpanna życie sobie już poukładała, za wikt, opierunek i pomoc lingwistyczną w jednym z lokalnych urzędów należy się łącznie EUR250. Za dwie noce z wyżywieniem to sobie chyba Hilton tyle nie zażyczy.
A dzisiaj przed ekranem laptopa zasiadłem, co by popisy warszawskich kopaczy podziwiać. Wiele po tym meczu nie oczekiwałem. Ot, byleby szans na korzystne rozstrzygnięcie nie pogrzebać już w pierwszym spotkaniu, bo samolot do Lizbony już zaklepany, a wejściówki na stadion w rękach poczty.
Ja na wiele natręctw i dziwactw nie ciepię, ale jak mnie ktoś w trakcie piłkarskich emocji lub świeżo po końcowym gwizdku o mojej drużynie coś śmiardoli, to się duży i zielony robię jak Bruce Banner.
Tymczasem jakeśmy jeszcze jedną bramką prowadzili dzwoni sąsiad, co za Wisłą się opowiada i już coś mąci. Że nie ogląda, ale tu mu mówią, że nas Portugalczycy biją, sratata. On swoje, a na boisku nam Sporting bramę pakuje. Pecha śmondak przyniósł jak nic.
- O jak mi przykro. Toś mi teraz humor popsuł - szydzi sąsiad.
Wstałbym i zmazał mu uśmiech z twarzy, daleko nie mam. Tylko córuchny jego w traumę nie chciałem wpędzać, a i akcja jakaś kluczowa mogła mi umknąć, toteż go zaniechałem.
Tymczasem druga połowa spotkania, ja już przycupnąłem na podłokietniku fotela jak kura na prozacu, z emocji aż się gotuje, parę puszczam uszami jaki samowar, Legia wychodzi na prowadzenie, Sporting wyrównuje, sąsiad co meczu nie ogląda śle szyderczego smsa nim Portugalczycy skończyli gola celebrować. Końcówka nerwowa, szansa na zwycięstwo jeszcze nie wszystek umarła, a ten do mnie dzwoni się ponapawać. No na litość boską.
Dziwne, że taki rozmowny nie był jak Wisła Belgów podejmowała.
Złośliwe i perfidne te ludzie, jak słowo daje...
Tymczasem uroczyście ślubuję, jak Legioniści opuszczą Lizbonę z tarczą, to obiegnę jedną z tamtejszych budowli jak święty turecki. Jakąś lizbońską Kolumnę Zygmunta, czy coś.
Uwielbiam Twój styl, który sprawił, że przeczytałam całą notkę bardzo uważnie, choć wiesz, jak mnie piłka interesuje.Oraz informuję, że prawie spadłam z krzesła przy "śmiargoli", skąd znasz takie słowo?!
OdpowiedzUsuńA nawet "śmiardoli" ;)
OdpowiedzUsuńPolak Polakowi wilkiem. Znam osobiście kilka takich "układów", gdzie "goszczony" musi płacić "gospodarzowi" za wszystko. Dosłownie za wszystko. Jesteś ciężko chory i mam cię podrzucić do szpitala na zabieg? Płać. Wracasz do Polski, ale jeszcze przemieszkałeś u mnie pierwszy (i jedyny!) dzień następnego miesiąca? Płać. Poczęstować cię obiadem? Płać. I tak dalej. I to nie jest odosobniony przypadek. Zwykła, ludzka, ciepła bezinteresowność to chyba jakaś bajka jest...
OdpowiedzUsuńPochwała spod palców osoby, która za pisanie otrzymuje wynagrodzenie, to nie lada rarytas. Serdeczne Bóg zapłać. A za śmiardoleniem zapoznał mnie kolega Ogórek, chyba nie miałaś przyjemności...
OdpowiedzUsuńNa całe szczęście jest jeszcze garstka ludzi, którzy nie uruchamiają licznika po trzaśnięciu drzwiami od mieszkania i te znajomości staram się pielęgnować. Z drugiej strony są ludzie, którym raz okażesz bezinteresowną pomoc, a Cię nie opuszczą aż do śmierci. Mam kilku znajomych, którzy często do mnie dzwonią, ale nigdy by zapytać co u mnie if you know what I mean...
OdpowiedzUsuń