poniedziałek, 9 stycznia 2012

O tempora, o mores!

Babcia moja swego czasu mawiała, że kiedyś muzyka była taka, że można było ją zanucić, zaśpiewać we własnym zakresie, a te dzisiejsze porykiwania szarpidrutów, to ani to melodii nie ma, ani jakichkolwiek wartości dźwiękowych. Tymczasem trzydziestka mi stuknęła i tylko czekać było, jak i ja zacznę snuć opowiastki z cyklu 'Za moich czasów'. No i here it comes.

Na kwaczące kwazary, o co chodzi z tym fejsbuczkiem? Ja się nie będę czepiał, że teraz pierwszą rzeczą jaką robi się po powrocie z urlopu, jest umieszczenie zdjęć z wyjazdu w sieci. Podobnież niektórzy ściągają najpierw buty, ale nie zostało to empirycznie udowodnione. Nie będę się czepiał, bo nie mnie określać, ile czasu musi minąć, nim można bez siary foteczki wrzucić na fejsbuczka.

Łacha nie będę też darł z ulubionej opcji szerokiej rzeszy fejsbukowej klienteli: poinformuj znajomych, co robisz i o czym myślisz. Siedzę na kanapie, dłubie w nosie i myślę, by pójść zrobić kupę. Diament, ale co mnie do tego, co kto lubi. Ja kompletnie nie czuję idei Formuły 1. Tysionc pińcet okrążeń i wciąż tylko niaaaauuuu - zawrotu głowy można dostać. Inni nie rozumieją jak można oglądać dwudziestu facetów uganiających się za jedną szmacianą piłką. Bogom chwała za różnorodność.

Kiedyś telefony komórkowe kusiły polifonią, potem producenci stanęli do megapikselowego wyścigu. Teraz najważniejsze zaletą telefonu jest to, że pozwala 'jeszcze łatwiej informować znajomych za pośrednictwem portali społecznościowych'.

Wszystko to OK. Moja znajoma nauczycielka, w wieku, w którym kupno zielonych bananów jest już ryzykowną inwestycją, mawiała: koleżanki mówię mi, jak to brzydko, że się młodzież na ulicach całuje, a ja im na to - nie podoba się, to nie patrz!

Gdy jednak mój serdeczny przyjaciel, których mam niewiele, jak twierdzi Anieśka, bowiem nie wykorzystuję nawet połowy pakietu darmowych minut oferowanych przez mego operatora. No więc gdy ten mój serdeczny przyjaciel, z którym widuję się niemal codziennie, zaręcza się, a ja dowiaduję się o tym za pośrednictwem fejsbuczka, to sobie myślę coś, o czym znajomych informować nie przystoi...

Ma koleżanka z dawnych lat para się malarstwem. Ponoć młoda i zdolna. W swych pracach piętnuje konsumpcjonizm i takie coś wyczarowała.

17 komentarzy:

  1. Pracowita dziewczyna, wszystko farbami namalowane, jakieś wystawy może robić chyba. A z fejsem to najlepsi wysyłają zdjęcia nie po powrocie z urlopu tylko prosto z komóry na swój profil a potem co sekundę sprawdzają ilu już to polubiło...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ma zacięcie, nieprawdaż? Kumplowi się pofarciło, bo gdy dopiero raczkowała, maznęła mu taki obrazek nad łóżko. Za dobre słowo. Teraz za efekty jej pracy, trzeba głęboko do skarpety sięgnąć. A mówiłem już, że w podstawówce byłem z Cichopek na nartach....

    OdpowiedzUsuń
  3. ok, wlasnie odkrylam ten blog i zamierzam - naprawde! - przeczytac od poczatku, wszystko. sama mieszkam w Eire wiec mam nie tylko blade pojecie o czym piszesz, a Twój styl jest zabawny w ten wyrafinowany, inteligentny sposób, który zapewni mi rozrywke na najblizsze dni. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. He he a ja jechałem windą z Bogusławem Lindą :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja jechałam kiedyś z Krakowa w tym samym autobusie co Marzena Fliegel z "Detektywów". Wiem, wiem, to nie ten sam kaliber co Linda, ale skoro Wy się chwalicie... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dobra praca, Twój post również. Nie rozumiem i chyba nie zrozumiem fenomenu facebooka. Jestem zupełnie "aspołeczna" - nie ma mnie na żadnych serwisach społecznościowych i nie czuję, bym coś traciła z tego powodu. Mam przy okazji spokój, bo jak dostaję jakąś ofertę współpracy związaną z moim blogiem i reklamą czegoś tam, to brak facebooka jest dla mnie dobrym pretekstem do odmowy :)Od czasu do czasu skorzystam z konta mojej mamy na nk, ale wtedy tylko utwierdzam się w przekonaniu, że rządzi tam lans, a pogoń za największą ilością znajomych jest ciągle na czasie.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja chodziłem z córkami Grzegorza Kołodko. Z obiema. Na basen chodziłem. Tyle, że nie wiedziałem wówczas któż zacz i nie bardzo rozumiałem, czemuż matula każe mi się się ze starszą Kołodkówną - Julią - zaprzyjaźnić. Nie bardzo się też ku temu paliłem, bowiem Julia, była dziewczęciem dosyć postawnym (jestem przekonany, że wyrosła na piękną i smukłą kobietę) i budziła we mnie pewien lęk...

    OdpowiedzUsuń
  8. Też mogłem jechać autobusem z panię Fliegel, tyle, że pojęcia nie mam jak wygląda, więc się nie zjażyłem...

    OdpowiedzUsuń
  9. Serdeczne Bóg zapłać ciepłe słowo, nie często się zdarza, tym milej przeczytać ;). Od samiutkiego początku? Może nie być łatwo przez to przebrnąć, bo wczesna ma twórczość to straszna grafomania. Nie żebym teraz płodził dzieła wybitne, ale bywało znacznie gorzej. Niemniej daj znać jak przebrniesz, to Cię przepytamy ;).

    OdpowiedzUsuń
  10. Facebook może być bardzo przydatny. Sam długo nie miałem konta, ale pod naciskiem Kostka utworzyłem sobie profil i wcale nie żałuję. Codziennie otrzymuje informacje na interesujące mnie tematy, w razie potrzeby łatwo mogę się skontaktować ze znajomymi, na których namiarami nie dysponuje. Gdy byłem w Polsce, koleżanka otworzyła rozmowę konferencyjną ze znajomymi ze średniej, co by wspólnie ustalić termin zjazdu licealnego. Facebook ma masę pożytecznych funkcji, tylko może warto pamiętać, że bardziej tradycyjne formy kontaktów międzyludzkich nie gryzą. Lada moment koleś będzie dowiadywał się, że rzuca go dziewczyna, czytając komunikat na FB: Zosia Trombka nie jest już w związku z użytkownikiem Marian Bombka.

    OdpowiedzUsuń
  11. No to tu jesteśmy podobne! Nie mam konta na fb, i nie twituję (to to w ogóle już bzdurne jest). Mam na nk, ale rzadko wchodzę i tylko żeby przeczytać wiadomość, jeśli jakaś przyjdzie. Jedyny wyjątek to linked in, na którym jestem, a to też z racji rychłego poszukiwania pracy... Zdecydowanie wolę spotkania na żywo, jak to wczoraj - żegnaliśmy kolegę, i aż 15 nas Polaków się zebrało w pubie :) Pozdrawiam 'aspołecznych'!

    OdpowiedzUsuń
  12. Z treścią posta trudno się nie zgodzić. A tak przy okazji to znalazłem ostatnio na fejsie (o ironio!) przepiękną grafikę tłumaczącą o co biega w portalach społecznościowych:https://picasaweb.google.com/100970071604084629457/Facebook#5698213755398177522Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  13. O, fajny wpis.Ja swoje konto na Twarzoksiążce wywaliłem w połowie listopada zeszłego roku (piszę o tym tytaj: http://xpil.eu/blog/2011/11/13/stalo-sie/ ), po paru latach użytkowania. To samo stało się przedtem z kontami na NK i Grono, a zapewne lada dzień skasuję też na G+. Wszystko to jest czysta komercja i nijak ma się do spotkań ze znajomymi przy szachach czy piwku.Pozdrawiam wszystkich myślących ;)Piotr.

    OdpowiedzUsuń
  14. Spotkania na żywo też mają swoje minusy. Ja w piątek życzyłem koledze sto lat, też nas dobrze ponad tuzin było. A nazajutrz w pracy... ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. może ja gupi jestem, ale żadnej grafiki nie widzę. We no sprawdź tego linka...

    OdpowiedzUsuń
  16. I jak z perspektywy czasu? Wciąż masz przyjaciół. Na imprezy i spotkania towarzyskie wciąż jesteś zapraszany? Nie masz wrażenia, że z każdym dniem jest Ciebie mniej? Szacun za odwagę... :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Z perspektywy czasu widzę tu analogię do mojego wyjazdu z Polski: jest zaje, tylko czemu, kwamać, tak późno?

    OdpowiedzUsuń