czwartek, 13 października 2011

Chapter Drugi

Z tym linuxem to przedni pomysł był. Ideologicznie bardzo poprawny, estetycznie dla oka przyjemny, ale funkcjonalny jak baterie słoneczne w Irlandii. Pół wieczoru nad nim spędziłem i wreszcie z czystym sumieniem powiedzieć mogę: linux sucks. Linuxowcy chyba maja jakiś antyinstynkt stadny mocno rozwinięty, wszelkim kosztem muszą być inni.

Ubuntu traktuje użytkownika jak zagrożenie i na bardzo mało mu pozwala. We hucie by nam się taki system przydał. Przed Donalem musiałem wszystkie arkusze kalkulacyjne poblokować, bo mi chłopina kasował formuły, wpisując własne wartości, jak mu wynik nie podpasował.

Tysionc pińcet niepotrzebnych ikonek, ale jakby kto chciał którą usunąć, to opcja jest nieaktywna. Wtyczkę 'unity' wyłączyłem, bo mi zmysł estetyczny drażniła. W efekcie całe menu zniknęło i co najwyżej kursorem mogłem sobie pomachać. Tak jakby w Windowsie zniknął pasek start, ikony i jeszcze prawoklik nie działał. Nawet zmian cofnąć nie można, bo niby jak.

Komunikaty też nie mniej tajemnicze serwuje, niż bubel Billa Gates`a.

/>instalowanie programu....
/>przerwane....
/>dlaczego?
/>dlatego, nie interesuj się!


Pomyślałem, że wieczorynkę jaką sobie włączę, a jutro wracamy do XPeka, ale gadzina wyczuła chyba rychły koniec, bo albo mi dźwięk z obrazem rozmijała, albo z napisami jakie hochsztaplerstwa wyczyniała.

Plus taki, że po reinstalacji Windowsa, CD-ROM zaczął działać. A to oznacza, że produktywne wykorzystanie czasu zostaje planem B. Plan A natomiast ... to Football Manager.

Kostka się goi. Bratowa radzi aspirynę i piwo, które krew rozrzedzają i przyspieszają znikanie krwiaka. Od dziś nikogo innego nie pytam o poradę medyczną, a do Kostka zaraz dzwonię, co by zgrzewkę lekarstwa przywiózł.

Zdrowie ma się jedno...

12 komentarzy:

  1. Człowieku, ale po zgrzewce aspiryny to z Ciebie cała krew wycieknie! ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. :D Słuszna uwaga, wezmę tedy zgrzewkę piwa... Nie szkodzi nawet w dużych ilościach

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż to za kurs językowy że aż do Londynu trzeba jechać?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam się nie znam, ale skoro Połówek mówi, że zgadza się z Tobą w całej rozciągłości - a już szczególnie z tym, że linuxowcy muszą być inni - to najwidoczniej Twoje spostrzeżenia są prawidłowe :)Nigdy nie dałam zbyt dużej szansy Linuxowi, szybko się go pozbyłam - chyba parę dni po kupnie komputera stacjonarnego. Jeśli chodzi o nowinki informatyczne i techniczne to czasami zachowuję się jak typowy wapniak. Do nowego oprogramowania podchodzę zazwyczaj z dużą dawką sceptycyzmu. Od zawsze pracuję na Windowsie i nie narzekam :) A jak dostałam smartfona to naprawdę z wielkim żalem pozbyłam się mojej "cegłówki" ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No kaman, ja mam linuksa. Ja! i mi hula aż miło, zero problemów. Ubuntu mam, przedostatnią wersję. Jedno, co mu mogę zarzucić, to że nie jest bardzo szybki, ale i tak na mojej Lulu szybszy, niż XP.

    OdpowiedzUsuń
  6. Że Linuks to bubel, nie zgodzę się. Ale że jest użyteczny dla przeciętnego zjadacza bitów, też nie. Jako osobnik uparty oraz idealista, robiłem już z pięć podejść do Linuksa. I za każdym razem stwierdzałem, że "to se ne da pane Havranek". Najdłużej wytrzymałem z Linuksem (Mint konkretnie) około trzech miesięcy. Skończyło się na kupieniu licencji na Win 7. Uff, co za ulga.

    OdpowiedzUsuń
  7. ...też mi się wydaje, że to jaka przykrywka...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha, już się obawiałem, że moja opinia jest efektem ignorancji i konserwatyzmu, ale skoro człowiek na co dzień otoczony komputerami i jak zakładam bez ustanku poszerzający swą informatyczną jest tego samego zdania, to czuję się spokojniejszy. Ja nawet miałem dać czas niebiańskiej nimfie. Chociaż do końca miesiąca, żeby nie było, że zraziłem się, bo jest inne niż windows. Ale jak się okazało, że nie będę mógł filmu jak biały człowiek obejrzeć, to adios ubuntu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Być może w takim razie powinienem był rozpocząć współpracę z ubuntu od mandarynki, nie nimfy. Teraz już jednak po ptokach, bo kolejny raz systemu stawiać nie będę. Ja sobie lubię wiele rzeczy dostosować pod siebie i się mnie bardzo nie podoba, że ubuntu zmusza mnie do zaśmiecania pulpitu ikonami, których używać nie będę. Nie dla mnie system. A szkoda, bo pod względem, że tak powiem, szaty graficznej, bardzo się mnie podobał...

    OdpowiedzUsuń
  10. Znaczy bublem to ja chyba windowsa nazwałem. A również będąc idealistą w kalesonach antyglobalisty, chciałem wujkowi Billowi na nosie zagrać, ale ostatecznie wrócić musiałem jak niepyszny do stajni Microsoftu. Tak jak mówisz, nie jest to program dla przeciętnego zjadacza bitów. Windows jest znacznie przyjaźniejszy i intuicyjny. Zło zawsze było łatwiejsze...

    OdpowiedzUsuń
  11. Odkąd oddałem Inspirona z oryginalnym XP i nabyłem używanego ThinkPada T43 jestem szczęśliwym użytkownikiem Ubuntu. To już dziesięć lat. W tym czasie próbowałem też innych dystrybucji, jednak dla laptopa najlepszym okazał się Ubuntu. Choć przyznaję, że Debian na stacjonarnym był fajniejszy i bardziej elastyczny. Obecnie mam kolejnego używanego ThinkPada (teraz to T530) i dwa systemy na nim. Windows 10 bo z takim nabyłem i Ubuntu 19.04 (już bez Unity). Czasem nawet odpalę Windows, ale Linux uruchamia mi się w czasie poniżej 30 sekund. Nie jestem graczem więc wszystko czego potrzebuję, znajduję na repozytoriach Linuxa. I żeby nie było, w mojej opinii nie istnieje OS idealny. Jak to powiedział kiedyś prowadzący laborki z informatyki - "Działający program to taki, którego błędy jeszcze się nie ujawniły". ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. W zeszłym roku sprawiłem sobie MatePada z dyskiem stałym. Windows 10 odpala również w poniżej pół minuty. Do linuxa już kolejnego podejścia nie zrobiłem. Zresztą przez osiem lat od powstania tego wpisu technologia zrobiła gwałtowny zwrot w kierunku mobilności. Teraz mój zegarek ma podobne parametry, co mój ówczesny laptop.

    OdpowiedzUsuń