sobota, 7 maja 2011

Upadek zastępczych ideów

- Chcesz usłyszeć złą wiadomość? - zagadnął Donal.
- O niczym innym nie marzę - burknąłem.
- Wiesz kiedy jest finał Ligi Mistrzów?
- Nie wiem.
- W sobotę. 28 maja. Zgadnij kto wtedy będzie w pracy?
- Coś mi mówi, że ja...
- Kostek jest w Polsce, Sven dawno już poprosił o wolny weekend...
- Może Ty przyjdziesz do pracy?
- Not a chance!

Nie żebym się zaraz jakoś dramatycznie przejął. Nie znoszę wszystkich drużyn określanych mianem galacticos. Realów, napędzanych arabską ropą Manchesterów, czy rosyjskim gazem Chelsea. Wszystkich zespołów, które wykładają za co zdolniejszych piłkarzy polski Produkt Krajowy Brutto, którego tak naprawdę nie mają, a następnie co tydzień płacą im pieniądze jakich przeciętny europejski pracownik sprzedałby matkę, żonę, najmłodszą córkę i obie nerki. Jeszcze w tym całym towarzystwie łaskawszym okiem spoglądałem na Barcelonę. Bo niby inni, bo trzon drużyny stanowią wychowankowie, a nie zaciągnięci na kredyt najemnicy, bo trener sam swego czasu zostawił na ich boisku hektolitry potu, bo miejsce na koszulkach charytatywnie udostępniają UNICEF`owi i takie tam. Gdy jednak zobaczyłem niedawne występy absolwentów Wyższej Szkoły Teatralnej ze stolicy Katalonii, mit upadł. Teraz mam nadzieje, że im Man Utd skopie granatowo-bordowe dupska. Ale też jakoś bez przekonania.

I jeszcze pan premier. Gdy cztery lata temu jechał do konsulatu w Dublinie oddać głos na PO, szczerze wierzyłem, że naprawdę może być lepiej. Niby jasnym było, że każdy polityk, jak gorliwie by nie zapewniał o swej nowatorskiej wizji i zbawczym programie naprawy kraju, kolejne cztery lata po wygranych wyborach spędzi łapczywie napełniając sobie sakiewkę, bo wiadomo, że drugi raz wyborca się na wciskanie ciemnoty nabrać nie da. Mimo to, po ogłoszeniu wyników czułem się, jakbym tym jednym głosem dołożył cegiełkę do obalenia komunizmu. I naprawdę wierzyłem, że dnia następnego matka zadzwoni i powie: synu wracaj zanim Niemcy i Anglicy rozkradną najlepsze miejsca pracy.

Tymczasem siara niby mniejsza, ale jest jak było. Tamten kłamał i ten kłamie. A na dodatek premier za mój głos wymierzył mi siarczysty policzek i zamknął mi stadion w Warszawie uznając go za niewłaściwie zabezpieczony, skoro kibice zdołali wedrzeć się na płytę boiska i starli się z policją w ... Bydgoszczy.

W przyszły wtorek przyjeżdżam do Warszawy, w sobotę krakowska Wisła. Jak mi pan premier do tego czasu nie otworzy stadionu, to mu taki przewrót majowy urządzę, że sam poleci Krakusów z szalików kroić.

Szczęściem wciąż mam jednego bohatera, na którego liczyć mogę. Kapitana Morgana, co się z urodzinowej imprezy uchował. Początkowo myślałem, że to jakiś budżetowy łiskacz z LIDLA, alem spróbował, a następnie bez zwłoki przypadł czołem i kolanami do  podłogi, w hołdzie dla karaibskiego arcydzieła Henry`ego Morgana.

Salut.

4 komentarze:

  1. taita@onet.eu8 maja 2011 11:25

    Wiem, wiem: powinnam milczeć, nie kopie się leżącego, itd, itp, ale naprawdę nie mogę się oprzeć... wiesz, kto jest mistrzem Serie A? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko dbajcie o mistrzowski puchar, bo za rok będziemy go potrzebować ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. byłes na finale LE?

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety. Jestem w kraju...

    OdpowiedzUsuń