Sen w obozie Karanga mam ciężki. Zbyt późno dostrzegamy, że namiot nasz rozbity jest na spadku. W efekcie o świcie budzę się na plecakach. Anieśka na mnie. Dwie maty samopompujące uśmiechają się szyderczo. A może to po porostu wysokość.
Po wyjściu z namiotu mało nie wpadam na ... Kilimandżaro. Przysiągłbym, że jeszcze wczoraj go tu nie było. Takie słoneczne poranki po pochmurnym dniu niosą wiele niespodzianek. Także w kwestii śniadania - dziś będzie pożywna owsianka.
Kostek z niepokojem dopytuje się, czy wszystko ze mną w porządku. Później zrozumiem jego troskę. Pod wpływem wysokości woda ma tendencje do zbierania się pod skórą, co często uwidacznia się jako nienaturalne puchnięcie twarzy. Ekipa bezlitośnie odgania mnie od zdjęć zbiorowych, bowiem facjatą przysłaniam Kili w tle.
Po chwili ruszamy do ostatniego obozu. Droga jest krótka. Okolica na myśl przywodzi skalisty, meksykański step. Kilimandżaro już trzy dni temu wydawało się w zasięgu ręki. Teraz nieustannie towarzyszy nam po naszej lewej. Jest tak blisko, że niemal czuć zimny powiew z nad lodowca Kibu. Różne wątpliwości przewijały się w naszych dotychczasowych rozmowach. Teraz jednak nikt nie wierzy, że cokolwiek mogłoby nas zatrzymać. Aloyce twierdzi, że Kili zdobywa się głową. Choroba wysokościowa tylko w rzadkich, skrajnych przypadkach - gdy doprowadza do odmy płucnej lub mózgowej - fizycznie uniemożliwia zdobycie szczytu. Zwykle człowiek przegrywa z własnym brakiem determinacji. Naszą determinację można by pociąć w bloki i eksportować jako surowiec budowlany.
Po dwóch godzinach marszu stajemy u stóp ostatniego stromego podejścia. Jeszcze tylko ostatni wysiłek i docieramy do obozu Barafu. Ludu jest siła.
- Jambo - pozdrawia nas dwóch tragarzy.
- Jambo - odpowiadamy.
- Habari yako? - pyta Anieśka, która pod okiem Florensa odbywa przyspieszony kurs suahili.
- Mzuri! - zapewniają porterzy szczerząc białe jak śnieg zęby.
W obozie próżno szukać choćby skrawka ziemi. Całe podłoże usypane jest płaskimi kamieniami, nierzadko wielkości płyt chodnikowych. Tragarze wiążą do nich linki namiotów, śledzie w Barafu są zupełnie bezużyteczne. My z kilku kamieni montujemy zestaw wypoczynkowy z widokiem na mniejszego brata Uhuru - Mawenzi. Na pełnym relaksie upływa nam czas do kolacji. Po ostatniej wieczerzy w namiocie zjawia się Aloyce z finałową mową motywacyjną. O mowie motywacyjnej Aloyce`a nie było tu jeszcze wzmianki, a poświęcić można by jej oddzielną notkę. Nasz przewodnik każdego wieczora zwykł zaczynać od słów: 'for me, I would like to say: thank you; for the support you give us, for your hard work on a track', a kończył słynnym już: 'asante sana (dziękuje bardzo), lala salama (dobranoc)'. To co było pomiędzy sprawiało, że gotowi byliśmy zarzucić plecaki i ruszyć na szczyt choćby zaraz. Gdyby Franz zatrudnił go do prowadzenia odpraw przedmeczowych, nie byłoby na nas mocnych.
Po kolacji dopadają mnie dreszcze i gorączka. Faszeruje się paracetamolem i ładuję pod pierzynę.
Za dwie godziny atakujemy szczyt...
Co dalej?! Co dalej? Nie możez przerywać w takim momencie!
OdpowiedzUsuńMuszę. Przy długim tekście każdy czyta tylko początek i koniec. A ja mam tyle do powiedzenia...
OdpowiedzUsuńDziwisz się? A kto normalny zrozumie dialog ze środka narracji:- Jambo - pozdrawia nas dwóch tragarzy.- Jambo - odpowiadamy.- Habari yako? - pyta Anieśka, która pod okiem Florensa odbywa przyspieszony kurs suahili.- Mzuri! - zapewniają porterzy szczerząc białe jak śnieg zęby.
OdpowiedzUsuńMnie taka kolej rzeczy odpowiada. Wydarzenia dni pięciu streszczone w jednym dniu (jednym wpisie) to jawna niesprawiedliwość.
OdpowiedzUsuńOtóż to, a znasz mnie, ja na łatwiznę nie chodzę... ;)Jestem pewien, że dialog w suahilli nawet bez pomocy wujka googla można rozszyfrować.
OdpowiedzUsuńŚwietna relacja, normalnie czuję te bolące stawy i spuchniętą twarz ;) Fair play to you! Jestem pod wrażeniem :)
OdpowiedzUsuńPowstał blog - bramka, wiodący do zapisków polskich blogerów zamieszkałych na Bliskim Wschodzie.Żyjemy w fascynujących miejscach, kochamy je lub nienawidzimy. Nie rozumiemy, poszukujemy, irytujemy się i przede wszystkim - opisujemy nasze życie w egzotyce.Zgłaszajcie bliskowschodnie polskie blogi!polacybloguja.blox.pl/html
OdpowiedzUsuń