Piątkowego wieczoru Kostek wyprawił urodzinową imprezę. Były śledziki, pieczone udka, wędliny, mięsiwa, kabanosy, jaja z majonezem i oczywiście okowitka. W efekcie dzisiejsza pobudka do najprzyjemniejszych nie należała, a miejsce miała w okolicy godzin popołudniowych i o kilka tylko minut poprzedziła wyjście do pracy. A w pracy chyłkiem przemknąłem pod drzwiami kierownictwa, bowiem jak zapewniała w aucie Anieśka, gorliwe szorowanie zębów nie do końca rozwiązało problem alkoholowego chuha ... huchu ... chuchu ... ... chu... oddechu i natychmiast wpadłem na bladego i przygarbionego nieco gospodarza wczorajszej imprezy. Tym widokiem nieco umocniony (każde nieszczęście jest łatwiejsze do zniesienia, gdy z kimś się je dzieli), zająłem się tym, za co mi firma płaci - pasjansem.
Uporawszy się z pierwszą falą obowiązków, uznaliśmy, że właściwy to moment, by zadzwonić do Kumpla celem wymiany wrażeń i uzupełnienia pewnych luk. I tu nam humory nieco opadły, bowiem w głośniku zamiast oczekiwanego jęknięcie usłyszeliśmy rześkie i radosne:
- Hello?
- Siemasz byku, jak tam?
- A dobrze, obudziłem się obok Dejma i już pije.
Na wzmiankę o alkoholu zgięły mnie torsje.
- Dobry jesteś...
- Nooo, zaraz ma przyjechać Piter z jakimś piwem i idziemy na kręgle.
Pokiwaliśmy z uznaniem głowami. Gdyby miał wybór nie opuściłbym dzisiaj kanapy.
- Spoko, jak będziesz jeszcze coś robił ok drugiej w nocy to wpadniemy po pracy - zażartował Kostek.
- Nooo, o drugiej mam zamiar wychodzić z klubu
Teraz to już się przechwalał. Pożegnaliśmy Kumpla czule i wróciliśmy do obowiązków służbowych (pasjansa).
Tymczasem pół godziny temu, o godzinie 3:30, zaterkotał telefon. W pierwszym odruchu nie odebrałem, bo kto dzwoni po ludziach w środku nocy, ale gdy za chwilę komórka odezwała się ponownie, tknęło mnie, że coś się przecież mogło stać.
- Siemasz, co robisz? - Kumpel brzmiał już mniej rześko i radośnie, za to przejawiał dziwną tendencję do przeciągania końcówek.
- Szykuje się do spanie - odparłem szczerze jak na spowiedzi.
- A nie chciałbyś się czegoś napić?
- Nie będę chciał jeszcze przez kilka dni!
- Aha, to na razie.
Czy to ja się starzeje...?
Nie, po prostu za dużo wypiłeś :D Kilka lat temu, już tu, na tradycyjnej polskiej imprezie też popiliśmy... Sporo... Następnego dnia wspólokator, trzeźwy i rześki (bo w nocy całego alkoholu się z organizu pozbył nad kibelkiem), biegał i podtykał nam, cierpiącym na kaca giganta, pod nos spirytus..... Bez komentarza :)
OdpowiedzUsuńTeż mam takich dowcipnisiów w pracy, co w charakterze kontroli podsuwają pod nos płyn do dezynfekcji rąk. Na spirytusie ma się rozumieć...
OdpowiedzUsuńTe luki to kiepska sprawa, jeszcze gorsze jest pisanie po pijaku komentarzy na blogach :/ Sa zabawne jak sie je pisze, na drugi dzien mozna sie jednak zdziwic jaki czlowiek pusty byl (a moze powinno byc 'pusty jest'). Niestety wiem cos o tym.
OdpowiedzUsuńPół biedy jeśli to tylko komentarz na blogu. Wiele rzeczy wydawało się na pewnym etapie przezabawnych, a rankiem okazywały się mało śmieszne i jeszcze mniej odwracalne. Jak głosi mądrość ludowa: jeśli wszystkie Twoje pomysły wydają Ci się genialne, trzeba dopić wódkę i iść spać...
OdpowiedzUsuń