wtorek, 7 grudnia 2010

Rykowisko

Urbaś to taki był gagatek, że dla panien i mężatek oraz dla ich matek zawsze miał przy sobie kwiatek. Głównie jednak dla mężatek. Przewróciwszy na plecy połowę pań w naszym małym Pipidówku, zaliczając przy tym kilka spektakularnych ucieczek po rynnie ze spodniami w ręku, uznał, że co prawda życie jest krótkie, jego jednak będzie jeszcze krótsze, o ile nie ukierunkuje swego nieodpartego uroku na JEDEN cel. Możliwie niezamężny. Według niepotwierdzonych informacji punktem przełomowym był przyjazd do Irlandii członka słowackich sił specjalnych, który zamierzał z nim przedyskutować stosunki między naszymi krajami, nad których poprawą Urbaś regularnie z jego małżonką pracował.

Jakby nie było kilka miesięcy temu pewna piękna Ślązaczka z głośnym 'TAK' przyjęła od Urbasia diamentowy pierścionek. Siedemset euro jak twierdzi dobrze poinformowana sąsiadka!

Trochę się z Urbasiem lubimy, także w instalacji GPSa na jego serdecznym palcu dopatrywałem się szansy na męskie malowanie miasta na czerwono*. Jako, że kraj opuściłem w wieku mniej więcej ożenkowym, na wieczór kawalerski załapałem się póki co ... jeden (słownie: jeden). Toteż gdy zaproszenie od Urbasia nie nadchodziło, mój niepokój narastał, aż w akcie desperacji ... musiałem zapytać. Urbaś chwilę kręcił nosem, aż w końcu zgodził się stawiając jeden warunek: tylko zajebiści kolesie, żadnych przypadkowych osób. W oczekiwaniu na pociąg do Dublina przytupywaliśmy więc z zimna we trzech - Ja, przyszły Pan Młody i Kostek.

Przekopawszy się przez sparaliżowany śniegiem Dublin trafiliśmy do The 78 Casino, gdzieśmy oficjalnie rozpoczęli Wieczór Kawalerski. Nieoficjalne rozpoczęcie miało miejsce z chwilą, gdy Kostek rozdał na peronie małe butelki cocacoli. Przy mojej ktoś gmerał, bo ten pierścień od nakrętki był urwany, ale się nie odzywałem, co by Kostkowi przykrości nie robić. Ale nie o tym.

Kasyno było małe. Trzy stoły: ruletka, poker i oczko. Żadnego baru - panie oferowały małe piwo przy każdej wymianie pieniędzy na żetony. I tylko wtedy. Po dopełnieniu formalności, bez zbędnych wstępów zasiedliśmy za stołem do ruletki, gdzieśmy natychmiast przystąpili do pomnażania fortuny. Szczęście nam sprzyjało, toteż sam szybko zapomniałem, jak jeszcze kilka godzin wcześniej uczulałem kompanów, by na zawsze pożegnali się pieniędzmi, które wymienili na żetony. Ideą funkcjonowania kasyna jest wszak oskubanie takich żuczków jak my, a nie puszczenie ich wolno z ich pieniędzmi w kieszeni.

Gdy wartość usypanej przede mną kupki przekroczyła osiemdziesiąt euro, myślami byłem już przy wyborze nowiutkich opon zimowych** do mojej Princessy. Wtedy właśnie statystyka skoczyła na szybkiego fajeczka, w dziesięciu rundach wypadło dziewięć liczb nieparzystych - dwa razy '15' i trzy razy '27' (wtf!). W efekcie cały budżet przeznaczony tego wieczora na hazard zasilił konto kasyna. W przypadku Kostka już po raz drugi.
Jakimś pocieszeniem może być fakt, że dzięki temu mogliśmy zakończyć spożycie rozcieńczanego piwa i udać się do pubu po drugiej stronie ulicy, gdzie do wyrobów przemysłu piwowarskiego podchodzi się z należytym szacunkiem. Tam też na chwil kilka się wyłączyłem, bowiem na zawieszonym nad barem ekranie moja ukochana Valencia biła Almerię. Jeszcze tylko wzmocniliśmy się tradycyjną kuchnią turecką i przyszła pora pokazać Urbasiowi przedostatnią nagą panią w jego życiu.

Urbasie hajtać się uradzili w tropikach. Bez rodziny, przyjaciół i świadków. Z tego względu to na mnie niejako spadła organizacja Wieczoru Kawalerskiego. Przepytywanie tutejszych o godny polecenia klub ze striptizem nie przyniosło efektu. Każdy coś tam słyszał, ale nikt nigdy nie był. W czeluściach internetu najczęściej pojawiające się kluby to Angels i Lapello, przy czym opinie, który jest lepszy są podzielone. Po prawdzie wśród Irlandczyków przeważa zdanie, że stripklub to strata pieniędzy - wyginające się panie podkręcają facetów, a gdy atmosfera gęstnieje... ubierają się i wychodzą. Najwyraźniej panowie przychodzą do klubu ...hmm... dla dżentelmenów, ale obsługi oczekują jak w burdelu. No ale każdy lubi, to ... co lubi.  

By ostatecznie przesądzić o wyższości, któregoś z dwóch najpopularniejszych klubów ze striptizem w Dublinie, postanowiliśmy odwiedzić oba. I teraz już wszystko jest jasne. Angels ... to nora. Wstęp do tchnącego piwnicą lokalu kosztuje dwiedyszki, choć nie do końca rozumiem za co to opłata. Najpewniej za patrzenie na roznegliżowane panie kulące się wokół farelki, bądź bawiące się po kątach telefonami komórkowymi*** . Przez dwie godziny byliśmy świadkami jednego wątpliwej jakości show przy rurze. Kostek wprawdzie znalazł damę, która zgodziła się oprowadzić go po lokalu i po chwili zniknęli razem gdzieś za drzwiami oparzonymi napisem 'staff only', ale Kostek to gołowąs. Niejedną nagą panią jeszcze w życiu zobaczy, tego mu w każdym razie szczerze życzę, bo dobry i poczciwy to chłopak. Urbaś jednakże był znacznie bardziej wybredny, wiedział bowiem przed jak ważnym i nieodwracalnym wyborem stoi. Urbasiowa wybranka jest bez wątpienia  kobietą piękną, a oglądanie jej bez panierki to z całą pewnością uczta dla oczu i balsam dla duszy. Niemniej ... gdy Kostek z wypiekami na twarzy pojawił się po chwili przy stoliku ze swą panią i słowami 'poznajcie się...', nie czekając na oficjalną prezentację chwyciliśmy go pod pachę i ruszyliśmy do Lapello.

A Lapello to już zupełnie inna bajka. Wystrój godzien klubu nocnego, coś co z braku lepszego określenia nazwałbym sceną w kształcie mini wybiegu dla modelek, z dwiema rurami, które nie stygły nawet na moment, bowiem pracujące w Lapello urocze damy nie siedziały i dłubały w nosie, tylko działały. I to jak działały! Aż mi się gorąco robi jak to piszę. Momentalnie zostaliśmy namierzeni przez ... hmm ... obsługę. Nie zdążyłem się dobrze na stołku pokręcić, już siedziała obok mnie śliczna, piegowata Czeszka. Nie była nachalna jak panie w Angels: wanna dance? - maybe later - ok, see ya! Posiedzieliśmy, pogadaliśmy o polityce, literaturze i ogólnie rozumianej sytuacji na świecie, po czym nachyliła się do mnie i szepnęła:

- Zatańczyć dla ciebie?

Przeprosiłem Czeszkę na chwilkę i obejrzałem się na Urbasia. Siedział sam. Kostek już zwiedzał lokal.

- Jak tam - zagadnąłem.

Urbaś wzruszył w odpowiedzi ramionami.

- Znalazłeś swoją wybrankę?
- Nie - Urbaś pokręcił głową - Żadna mi się nie podoba.
- A ta z która ja rozmawiam?

Urbaś bez zbędnej krępacji obrzucił Czeszkę taksującym spojrzeniem. Nie odrywając od niej oczu skinął głową. Westchnąłem i odwróciłem się z powrotem do Czeszki.

- Taniec brzmi świetnie, ale ten koleżka obok mnie za tydzień się żeni i szuka idealnej dziewczyny na dziś.
- Ideały nie istnieją.
- Najwyraźniej jesteś wystarczająco blisko.

Gdy odprowadzałem wzrokiem Urbasia i Łandę, kątem oka uchwyciłem błysk czerwonej sukienki.

- Jak masz na imię? - ...

CDnN

Bo jestem z krwi i kości dżentelmenem.
-------------------------------------
*) Z ang. to paint the town red. Tak tylko mówię...
**) Nie, mądralo, komplet opon zimowych nie kosztuje 80 euro. Dobry to jednak początek.
***) Zgodnie z przewidzianym przez producenta zastosowanie, no no!

5 komentarzy:

  1. Wreszcie konkretne, krwiste męskie opowieści z emigracji!Prawie jak wujek mego męża, przez osiemnaście lat bosman na kutrach rybackich. "Kiedyśmy w Rio byli w pewnym burdelu... to znaczy ja nie korzystałem, tak tylko gadaliśmy z dziewczynami!"

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaa, ja też kiedyś tak rodzicom się tłumaczyłem. Ja nie piłem/paliłem/strzelałem z wiatrówki, to koledzy. Ja tylko stałem obok. Chociaż z tą wiatrówką to prawda była. To Marcin, chciał trafić w bańkę z wodą, a trafił w jej właściciela. Ale to ja z Mariuszem za to później siedzieliśmy w Natolińskiej celi, póki nas rodzice nie odebrali...

    OdpowiedzUsuń
  3. jak zobaczyłem wyczekiwaną, jak Litwa Kniaziewicza, notkę, to tak się na nią rzuciłem, że oczy skakały jak szalone,a słowa gubiłem w pośpiechu, w koncu musialem trzy razy czytać, żeby zrozumieć, że Kostek nie rozdawał piwa na peronie przypadkowam pasażerom, itd jesli to czytała sknera większa od mnie, to wybierając sie do nieba weź dużo Nescafe...Litości, nie każ czekać na cd

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze Opdar, głupio mi trochę, że tak Cię na manowce wyprowadziłem niejednoznacznym ujęciem tematu. Zwłaszcza, że nie koniec na tym. CDnN to nie był błąd. To dodatkowe 'n' nie wskoczyło tam przez zgrabiałe na zimnie palce. Ciągu Dalszego NIE Będzie. W każdym razie miało nie być, ale ponieważ jak już zaznaczyłem: głupio mi, oto specjalnie dla Ciebie CD, którego nie miało być:Gdy Łendy odeszła z Urbasiem, poczułem się jak George Harrison opuszczony przez Pattie Boyd dla Claptona. Zaletą Lapello jest jednak dobrze pomyślany system motywacyjny. Podobnież zatrudnione tam panie nie otrzymują wynagrodzenia w jego powszechnie rozumianym sensie, zadowalając się lwim udziałem w gotówce deponowanej w kasie przez panów, których własnym wdziękiem zwabią do ustronnych pomieszczeń pod klubem. Stąd dużo czasu na szukanie pocieszenia w ramionach jakiegoś szkodliwego nałogu nie miałem, bowiem już po chwili Lady in Red prowadziła mnie za rękę do ustronnej sutereny.A potem pojechaliśmy do mnie na wódkę. Ja i chłopaki. Nie ja i tancerka.Kurtyna.

    OdpowiedzUsuń
  5. dzieki dzieki i jeszcze raz dziekiprzepełnione adrealiną oczy, nawet nie zauważyły dodatkowego "n", i pewnie czekałbym, czekał, czekał... a czym skończyłoby się to czekanie strach się bać. Podejrzewam, że tym komentarzem ocaliłeś moją psychikę przed szkodami nie do naprawienia

    OdpowiedzUsuń