niedziela, 5 września 2010

Śmierć i podatki

O raczej specyficznym egzekwowaniu irlandzkiego prawa miałem okazję po raz pierwszy się przekonać już w rok po przybiciu do Wyspy. Tamtego wieczora wytoczyliśmy się z Kumplem z klubu, a że noc była jeszcze młoda, a sen nas nie morzył, postanowiliśmy udać się do jedynej otwartej knajpy w mieście - Fiesta Café. Na tylnym siedzeniu fiesty szczęśliwie znalazły się wszelkie potrzebne do kontynuowania wieczoru przybory, z samochodowych głośników sączyła się leniwie muzyka i tak na męskich rozmowach o życiu i śmierci zeszło nam niemal do świtania, kiedy to zainteresowali się nami miejscowi stróże prawa i porządku. I tu nastąpiła rzecz dziwna. Panowie mundurowi na słowo uwierzyli, że wracać do domu autem na bańce ani nam było w głowie. Na miękkie boki przyjęli brak opłaconego podatku. Autentyczność dysku symbolizującego wykupione ubezpieczenie podali jednak w wątpliwość. W danym momencie lepszym materiałem dowodowym nie dysponowałem, umówiliśmy się więc na kolejne spotkanie na komendzie, gdzie przedłożyć miałem stosowne kwity.
Swej części porozumienia, z powodów nie dających się wytłumaczyć niczym innym niż wrodzoną głupotą, nie dotrzymałem. Za to panowie oficerowie swojej owszem i rok (sic!) później otrzymałem wezwanie do Sądu pod zarzutem prowadzenia samochodu bez ważnego ubezpieczenia i ... prawa jazdy (!?).Sprawy zaczęły przybierać obrót raczej niewesoły, bowiem oskarżenie dryfowało coraz dalej od faktycznego pociągania z gąsiorka na przyklubowym parkingu. Na domiar złego Fiesta Café zmieniła w międzyczasie właściciela, nie byłem więc w posiadaniu absolutnie żadnej dokumentacji dowodzącej mojej niewinności.
Szczęściem, gdy stawiłem się w Sądzie, w całym gmachu nie było jednej osoby zainteresowanej poprowadzeniem sprawy przeciwko mnie. W sądowym systemie śladu nie było po moim wezwaniu. Irlandzki wymiar sprawiedliwości po tym incydencie miał na tyle przyzwoitości, by więcej do tematu nie wracać.  
Tymczasem kilka miesięcy temu, nauczony doświadczeniem, ...znów dałem się złapać w aucie bez opłaconego podatku. Pulchna Pani Oficer przyjęła jednak moje wytłumaczenie i zawarliśmy porozumienia podobne do tego sprzed kilku lat. Jeśli w ciągu dziesięciu dni zaprezentuje na komendzie dowód uregulowania spraw podatkowych, całe zajście puścimy w niepamięć.
Tym razem sprawę wyjaśniłem, zanim Pulchna Pani Oficer postawiła ostatnią, koślawą literę w swoim notesie. Przed mandatem mnie to jednak nie uchroniło. Przyszedł po kilku tygodniach jak pierwsze nudności miesiąc po krótkich chwilach uniesienia z nieznajomym w dyskotekowej toalecie.
Przez chwilę plułem sobie w brodę, że nie zapamiętałem nazwiska gwardzistki, która odnotowywała moje pojawienie  się na gardzie. Szybko jednak okazało się, że w systemie wszystko jest si, a Pulchnej Pani Oficer po prostu to umknęło. Co gorsza sprawa nabrała już mocy urzędowej i już się tej machiny zatrzymać się nie da. Tak więc spotkamy się w Sądzie, gdzie Pulchna Pani Oficer obiecała stanąć w moim narożniku.

O ile nie zapomni....

Płaćcie podatki dzieci, bo inaczej szwędać się będziecie po sądach jak wujek Michał.

5 komentarzy:

  1. no to widzę, że w Irlandii ta cała biurokracja też nie działa tak całkiem wzorowo jak by się zdawało .... :))) niedługo zamieszkasz w tym Sądzie albo zaczniesz te podatki regulować w terminie ;DDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak po prawdzie to nie jest tak źle. Policjanci i urzędnicy jacyś tacy bardziej ludzcy tu są. Pulchna Pani Oficer miała wszelkie prawo nie słuchać moich wyjaśnień i do wypisywania mandatu przystąpić bez dalszej zwłoki. I nie pierwszy to raz gdy wyrozumiałość wzięła górę nad nie pozostawiającym miejsca na własną interpretację przepisem.A że bałagan mają to insza sprawa... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja płacę regularnie :) A jak spowodowałam wypadek i poszkodowany wezwał Gardę, to przemili panowie nawet nie wlepili mi mandatu, pomimo pytań upewniających czy aby na pewno mi się nie należy (z Polski mi zostało takie przekonanie). Za to raz jeździłam bez NCT przez 4 miesiące, bo taki backlog mieli. Ale akurat żadnej kontroli na mojej drodze wtedy nie było. Misza, tax można płacić kwartalnie przez neta, 5 minut i po krzyku ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też do tej pory płaciłem przez neta. Tyle, że pierwszy podatek po kupieniu auta musiałem zapłacić w urzędzie, a potem co roku wysyłali mi pismo z PINem niezbędnym do dokonania wpłaty internetowej. Teraz, po zmianie auta, znów pierwszy podatek muszę zapłacić w okienku...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nawet nie pamiętam, jak płaciłam pierwszy podatek... Ale jesteś rozgrzeszony ;-))

    OdpowiedzUsuń