wtorek, 30 marca 2010

Placek ze szpinakiem

Do Irlandii znów zawitali Znajomi. Wprawdzie nie do nas w stricte tego słowa znaczeniu, ale z odwiecznego obowiązku pokazania gościom któregoś z uroczych zakątków Krainy Deszczowców wcale to nie zwalnia. Pech chciał, że przez cały okres pobytu znajomych uwiązany byłem w pracy, o wypadzie w dalsze rejony wyspy mowy więc być nie mogło. Wycieczka musiała być krótka, a miejsce docelowe do szpiku kości irlandzkie. Tośmy pojechali do Newgrange.

Prehistoryczny grobowiec, starszy od Stonehenge i egipskich piramid miałem wprawdzie już przyjemność odwiedzić, a nawet przechrzcić czule na 'Placek Ze Szpinakiem', jednak druga wizyta nie była bynajmniej bezowocna. To coś jak po raz drugi oglądać "Samych swoich", kiedy nagle człowiek uświadamia jak wiele z pierwszej projekcji mu umknęło, gdy tarzał się ze śmiechu na podłodze.
 
Przy okazji pierwszej wizyty w Newgrange umknęło mi, że ignorowanie znaków na drodze, na rzecz instrukcji podsuwanych przez Bożenkę z GPSa pomysłem jest raczej średnim. Podczas gdy bowiem Bożenka prowadzi do - nazwijmy to - Placka Właściwego, znaki chytrze kierują do Centrum Turystycznego, oferującego niewielką ekspozycję, obszerny parking, toalety, restaurację i ... bilety wstępu do grobowca. Przyznam, wstępnie ciśnienie nam nieco skoczyło, gdyśmy u wrót do Placka stali, a nieugięta pani z okienka odsyłała nas do kasy, niby w prostej linii nie bardzo odległej, ale jednak zlokalizowanej po drugiej stronie rzeki. A do najbliższego mostu siedem kilo i to w całkowicie przeciwnym kierunku.

Gdyśmy jednak nieco przestygli, dotarło do nas światło prawdy. Nawet w marcu, poza sezonem, Newgrange odwiedza - jak policzyliśmy - ok czterystu osób dziennie. A Irlandia to nie Polska. Jeśli kudłaty jegomość w okresie neolitu ogrodził sobie kamiennym murkiem jakiś placyk, to jego dzisiejsi potomkowie mogą sobie na nim choćby ślimaki hodować, jeśli taka ich wola. Najwyraźniej nikt w okolicy grobowca specjalnie się nie palił, by swą ziemię oddać pod parking, muzeum i restaurację (grzech nie postawić restauracji w pobliżu takiej atrakcji), a gdzieś te czterysta (poza sezonem) samochodów musi stanąć. Stąd kompleks turystyczny postawiono za rzeczką, a gości do Placka zwożą autobusy.

Z Newgrange wiąże się pewna zagadka. Otóż na odnalezionych wokół Placka głazach, jak i we wnętrzu grobowca odkryto wyryte znaki, których znaczenia nigdy nie będzie dane nam poznać. Zdaniem naukowców. Naszym zdaniem podczas neolitycznych festynów, wiadomo - ognisko, pieczony dzik, te sprawy, prehistoryczni - też przecież ludzie - oddalić się od czasu do czasu musieli za potrzebą. A że pod wpływem miodu, bądź innych napojów wyskokowych nieco się chwiali, na okolicznych kamieniach po latach powstały charakterystyczne znaki.
 
Najprawdopodobniej właśnie wtedy, gdy ekscytowaliśmy się naszym odkryciem, pani przewodnik podzieliła się z grupą pewną historią, bowiem przysiągłbym, że w marcowe popołudnie słyszałem ją po raz pierwszy.

Do grobowca prowadzi wąski korytarz, zakończony niewielką, owalną komnatą. Coś na kształt lizaka. Na wprost oraz po obu stronach wlotu korytarza znajdują się obsikane przez neolitycznych wandali wnęki, we wnękach zaś wielkie kamienne misy*, w których prawdopodobnie rozsypywano prochy zmarłych. Pięć dni w roku, w ścisłej okolicy zimowego przesilenia, tuż przed godziną dziewiątą, słońce wpada przez korytarz do wnętrza Placka. Najpierw w postaci wąskiego snopa światła, który szybko się poszerza, a po chwili w całej komnacie jasno jest ja za dnia. Wrażenie ponoć fenomenalne.

W tym miejscu głęboki szacun dla neolitycznych inżynierów. Żeby bez poziomicy, ni zegarka, ni kalendarza wszystko tak zgrabnie wymierzyć, no no. Data przecież nie jest przypadkowa. Nie dajmy się zwieść Flinstonom, prehistoryczni nie mieli karoly,... karory,... grzejnika, ceglanych ścian i TESCO otwartego 247. Zimę przetrwać musieli przy ognisku, w lichym szałasie, pod warstwą zwierzęcych skór. Taki świecący Placek Ze Szpinakiem jasny dawał sygnał: here we go again.

Gdyby ktoś chciał na własne oczy ujrzeć Iluminację Placka wypełnić musi aplikację we wspomnianym już i powszechnie lubianym Centrum Turystycznym, a następnie liczyć, że znajdzie się w gronie pięćdziesięciu szczęśliwców wyłonionych w drodze losowania. W roku ubiegłym do loterii przystąpiło bagatela 33 995 osób. A na zwycięzców czekała ... kolejna loteria - ponoć jeszcze nigdy warunki pogodowe nie pozwoliły podziwiać widowiska każdego z Pięciu Dni. Kapitalna sprawa, uważam.

W okolicy nie brakuje podobnych Plackowi rodzynek z epoki kamienia - jasne dowody na to, że w czasach prehistorycznych sporo się w tych stronach działo, co zdaje się potwierdzać nieodległe Wzgórze Tara, które również postanowiliśmy przy okazji nawiedzić. W czasach, gdy Placka dopiero porastał Szpinak, na Wzgórzu Tara spotykali się prakrólowie irlandzcy, by obgadać królewskie sprawy. Miejsce o z pewnością dużym ciężarze historycznym, z lotu ptaka nie do przeoczenia, z ziemi
  
jednak z łatwością wzięte może być za pole golfowe o dość wysokim stopniu trudności. Tylko falliczny megalit - kamień przeznaczenia - wydaje się być nie z tej bajki. A tak Wzgórze Tara jawiło nam się jako naszpikowany tabliczkami informacyjnymi trawnik. Być może nie słusznie, ale porywisty wiatr skłaniał raczej ku odwrotowi w kierunku parkingu niż weryfikacji krzywdzącej hipotezy.
  
Co ciekawe gości na Tara Hill, będącego w dawnych czasach ośrodkiem nie tylko politycznym, a także, a może nawet GŁÓWNIE, religijnym, siedzibą prairlandzkich bogów, bramą do zaświatów, wita nie kto inny ale sam ... Św. Patryk.

Tyle w temacie. Chyba, że ktoś reflektuje na kilka fotek.

*)Po prawdzie kamienna misa była jedna, przypuszczać jednak należy, ze dwie brakujące ktoś sobie pożyczył nim UNESCO otoczyło Placka swoją czułą opieką.

19 komentarzy:

  1. Placek ze szpinakiem i lizakiem... inne spojrzenie na prehistorię :) W loterii biorę udział już 4 raz, jak na razie bez skutku. Ale załapałem się na bezkolejkowy i bezloteryjny wschód słońca w podobnym grobowcu, nazywa się Loughcrew i też leży w Meath. Podobny placek, podobny lizak tylko ludzi mniej i za darmo :) A jakie przeżycia! Bezcenne :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Obierzyświat30 marca 2010 23:05

    Chłopie, ale ty masz jaja! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. I tak bez przepychania się łokciami można się w tym grobowcu w okolicy zimowego przesilenia swobodnie zmieścić? I to za darmoszkę? Bez losowania? Gdzieś musi być haczyk... Niemniej jak mnie nie wylosują, udam się tam w charakterze nagrody pocieszenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mów mi ?!Mi Grande Cojones SzA!? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dokładniej dwa razy w roku - w dniach równonocy. Bez biletów, bez łokci, słońce jest w środku przez prawie godzinę, więc wszyscy się zmieszczą. Wraz ze mną było ok. 20 osób i każdy zdążył wejść po 3 razy w tym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak czytam o placku ze szpinakiem to od razu oczami wyobraźni widzę naleśnika ze szpinakiem w Kazimierzu nad Wisłą... rozmarzyłem się. Kiedy ja tam bęęędęęę!!!?

    OdpowiedzUsuń
  7. Widze , ze z Ciebie kolejny rodak, ktory zna sie na wszystkim najlepiej, no i na kazda okazje ma swoj wlasny komentarz, gratuluje!Ewa.

    OdpowiedzUsuń
  8. bylam tam max zmiescie sie z 25 osob a przesilenie jest 2 razy w roku :P

    OdpowiedzUsuń
  9. jakie to żałosnejest visitor center - parking, kawiarnia, BILETY itp. No ale polaczki nie będą kupować biletów za kilka EUR tylko muszą jechać na skróty i przez płot no nie???jakie to jest żenujące i żalosne - Irlandia to nie jest wsiowy kraj za Odra zwany Polską gdzie każdy pajac robi co chce i niestety jest bezkarny. Siedzisz takm ileś czasu i jeszcze to do Ciebie nie dotarło????Byłem w Irlandii wiele razy i zawsze wstydze się za tych rozwydrzonych wiesniaków z PL którym wydaje się, że sa nadal na wsi u siebie w polandii i zachowują jak...... - tu niech każdy dopisze sobie tu właściwy rzeczownik

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak czytam o naleśniku ze szpinakiem w Kazimierzu, od razu oczami wyobraźni widzę cannelloni ze szpinakiem mojej mamusi. Ale to jeszcze tylko 3 tygodnie... :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie ośmieliłbym się twierdzić, że na czymkolwiek znam się najlepiej, niemniej na wiele tematów mam swoją opinię, a gdzie lepiej ja wyrażać niż na własnym blogu. Nie wiem który fragment tekstu skłonił Cię do takich, a nie innych wniosków. Widzę, że jesteś kolejną rodaczką, która rozumie słowo pisane tak jak chce, za nic mając sobie intencje autora. Gratuluje!

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratuluję! Rośnie liczba czytelników z deficytem intelektualnym. Niby zaradne to społecznie (?), samodzielne (?), ale poziom myślenia złożonego w rozwoju poznawczym poniżej przeciętnej, przy totalnym braku umiejętności czytania ze zrozumieniem i stosowania takowej wiedzy w praktyce. No cóż, tylko nielicznym dane jest poznać sens zdania zawierającego więcej niż jedno orzeczenie... Módlmy się za tych z zaburzeniami zrozumienia dekodowanej treści, aby doświadczyli ludzkiej życzliwości i przyjaźni oraz aby odkryli prawdziwą radość płynącą ze słowa pisanego. Módlmy się za wszystkich komentatorów, aby spiesząc z z blogową misją komentowania, unikali niebezpieczeństwa fanatycznej nadinterpretacji słów i braku zrozumienia. Módlmy się za tych, którzy sobie nie radzą, aby się nie poddawali... Ciebie prosimy.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zazdroszczę. Przesilenie jest dwa razy w roku, ale to drugie jest letnie, w kwestii Newgrange zupełnie nieistotne :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Jakiesz wyszukane porownana haha-Placki itd.Gratuluje zartobliwego podejscia do tematu. Moim zdaniem powinienes zajac sie pisaniem zawodowo (a moze jz to robisz?). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Pozwól, że króciutko przybliżę Ci historię słowa pisanego. Pierwsze polskie zdanie spisano w 1270 r., a ono brzmi "Daj ać ja pobruszę, a ty pocziwaj". Umiejętność czytania początkowo zarezerwowana była dla wąskiej grupy ludzi - głównie mnichów i skrybów. Nawet królowie nie potrafili czytać. Wielki Król naszego, wsiowego w Twoim mniemaniu, kraju Władysław Jagiełło był jednym z pierwszych władców, którzy podpisać potrafili się inaczej niż krzyżykiem. W dzisiejszych czasach czytać umie niemal każdy człowiek powyżej ósmego roku życia, niestety jak pokazuje np Twój komentarz nie każdy czynić potrafi to ze zrozumieniem. Jakie to jest żenujące i żałosne W notce jasno i przystępnie napisałem, że pod grobowiec trafiłem nie prowadzony chęcią ominięcia Centrum Turystycznego i przyoszczędzenia sześciu euro, a nawigacją GPS. Zorientowawszy się w sytuacji nie kombinowałem, nie wykłócałem się, tylko natychmiast ruszyłem do kasy za rzeczką. Skup się bardziej na literach zanim coś napiszesz.Żal ściska miejsce będące siedzibą owsików, gdy się czyta jak ktoś kierowany niczym nieuzasadnioną megalomanią, pluje i strzyka jadem na kraj i rodaków. Naprawdę uważasz, że jesteś lepszy...

    OdpowiedzUsuń
  16. Amen :)Zaiste wysoce to zaskakujące, iż ludzie na co dzień świetnie odnajdujący się w morzu literek stron www, zupełnie nie radzą sobie z rozszyfrowaniem sensu kilku zdań złożonych. Wydawałoby się, że malarstwo, poezja, rzeźbiarstwo, nawet muzyka pozostawia pewną swobodę interpretacji, podczas gdy tekst na internetowym blogu, będący subiektywną opinią autora, zdaje się być jednoznaczny w odbiorze. Tymczasem wciąż znajdują się ludzie, którzy wbrew treści, uznają, że lepiej wiedzą co autor miał na myśli. Normalnie masiakra :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ha, dzięki serdeczne, ale o zawodowstwie mowy być nie może. Za trudny jestem w odbiorze. Jak napiszę, że znalazłem 10 euro, ludzie zaraz krzyczą, że jestem Polaczek-złodziej. Jak powiem, że nie podchodzi mi woda Muszynianka, zaraz słyszę, że uważam, że na wszystkim znam się najlepiej. Strach pomyśleć co by było, gdybym pisał profesjonalnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Masiakryczna masiakra;) :*

    OdpowiedzUsuń
  19. KWr1yv wlucpioegwnv, [url=http://wtqpakqnbjqs.com/]wtqpakqnbjqs[/url], [link=http://cymjskztxuxw.com/]cymjskztxuxw[/link], http://dyurbrlwhnqn.com/

    OdpowiedzUsuń