środa, 22 października 2008

Śrubka nr 5

Będę niesłowny - szerszej relacji nie będzie. Przywiozłem z Polski Call of duty i chyba jasnym jest, że misja wyzwolenia świata spod nazistowskiej okupacji zepchnęła chwilowo bloga na dalszy plan. Do tego ciężko zasiąść do pianina, gdy temat tak niewdzięczny. Jak urlop upłynął, każdy doskonale się domyśla i choć działo się od rana do nocy, dla postronnego observatore zbytki to i nuda. Do tego szersza relacja wydarzenia, które miało miejsce tak dawno, że sam zdążyłem o nim zapomnieć jest niczym innym jak czystą kpiną.

W trzech słowach powiem tylko, że w związku ze zmianą polityki urlopowej z 'krótko, a często' na 'raz, a porządnie' był to najdłuższy pobyt w Polsce od stycznia 2006. W efekcie po raz pierwszy nie wróciłem do Irlandii w stanie skrajnego wyczerpania, jeśli z kimś się nie zobaczyłem to dlatego, że tego kogoś nie znam, bądź ten ktoś tego sobie nie życzył, a z zaplanowanych zakupów nie udało mi się nabyć jedynie gąbki do mycia. Tak, gąbki do mycia, bo Irysy mydlą się takimi dziwnymi, gumowymi pomponami, a kramarze w Naas ani myślą wyjść na przeciw toaletowym oczekiwaniom elementu napływowego

Tymczasem, na jakieś dwa dni przed wyjazdem seacik przemówił głosem chrapliwym i niepokojącym. Coś jakby cienki, blaszany liść utknął w wentylacji. Korzystając z pobytu w domu zgłosiłem problem do Ojca-Dyrektora, tak wiernie jak tylko się da naśladując odgłos dobywający się spod maski auta. Ekspert W Studio potarł w zamyśleniu czoło, po czym ze grozą szępnął: 'panewki'. Do tamtej pory nie wiedziałem nawet, że coś takiego mam. Tymczasem Ojciec-Dyrektor dla podkreślenia powagi sytuacji skreślił w powietrzu znak krzyża, opuścił głowę i pogrążył sie w minucie ciszy.

Już w Kranie Deszczowców, w drodze z lotniska Brat Kostek pokusił się o drugą diagnozę. 'Zawory' rzucił, a z tonu głosu wywnioskowałem, że jeśli poprawia to sytuację, to tylko niewiele.

Historia chorobowa Seacika zakończyła się z chwilą, gdy pod maskę zerknął znajomy mechanik.
- Michałku - zaczął tym dobrze znanym tonem hydraulia za PRLu - śrubka Ci się odkręciła.

A ja mało nowego silnika na allegro nie kupiłem.

PS Ojca-Dyrektora za błędną diagnozę nie winię wcale. Pokonywaliśmy właśnie drugą butelkę wiśniówki, więc mogłem równie dobrze brzmieć jak zużyte panewki.
 

5 komentarzy:

  1. Bracia zakonni może się znają na produkcji alkoholu, ale chyba nie na mechanice w samochodzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja myślę, że po drugiej butelce wiśniówki miałeś prawo brzmieć jak panewki, pasek klinowy i zatarty silnik... eeee zaraz ty bez wiśniówki brzmisz jak zatarty silnik :p I po co ci było wyjeżdżać? Tutaj lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowna Pani, pragnę z całą stanowczością zaprzeczyć doniesieniom jakobym brzmiał jak zatarty silnik. Jest to kłamstwo, insynuacja, fałsz i oszczerstwo, w związku z czym moi prawnicy czynią w obecnej chwili wysiłki, by skontaktować się z Panią. Do zobaczenia w sądzie :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby wszyscy robili to na czym się znają Lech K. nie byłby prezydentem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. OK, zostajemy przy tym, na czym się nie znamy, tzn nie znaliśmy się zanim nam ktoś nie powiedział, ale teraz znamy się całkiem nieźle :)))

    OdpowiedzUsuń