niedziela, 13 lipca 2008

Historia pewnego laptopa

Anieśka postanowiła raz na zawsze zakończyć brutalne przepychanki w progu mieszkania, podstawianie sobie nóg, szarpanie za włosy, względnie ciągnięcie za wszelkie możliwe kończyny i elementy garderoby, byle tylko opóźnić przeciwnika i szybciej dotrzeć do naszego centrum dowodzenia, by zająć komputer. Decyzja o nabyciu drogą kupna własnego laptopa dojrzewała w niej długo i powoli, wreszcie przyjazd do Polski zakończył gadanie, a rozpoczął działanie. Ponieważ anieśkowy pobyt w stolicy długi nie był, misja zakupienie komputera spadła na moje barki. Misja, zaznaczę, bardzo niewdzięczna, bowiem niezadowolenie Anieśki z zakupionego sprzętu było tyleż koszmarne w konsekwencjach co prawdopodobne. Niemniej, wobec szeregu obietnic i deklaracji zwalniających mnie z wszelkiej odpowiedzialności, jak i nie ukrywam faktu, iż mojego wysłużonego Acera posłać trzeba było w co najmniej trzy tygodniową podróż serwisową do Czech, podjąłem się. Na swoją zgubę.

Pierwszy kontakt Anieśki z nowym laptopem nie zapowiadał katastrofy. Określiłbym go jako chłodną akceptację. Kataklizm rozpoczął się kilka dni później, gdy na dysku twardym pojawiły się już wszystkie niezbędne programy, a komputer był w pełni gotowy do codziennego użytku. Wtedy właśnie Anieśka zadzwoniła do mnie, poinformować, iż laptop jej się NIE PODOBA. Okazało się, że kupiłem badziewie, "siajstwo" i ogólnie rzecz ujmując nie mam gustu. A wszystko dlatego, że .... nie powiem dlaczego, bo Anieśka drogą memu sercu jest i oręża przeciwko niej nikomu w łapę wciskać nie będę.

Kolejne dni upłynęły pod znakiem znacznego chłodzenia stosunków, oboje z Toszibą staraliśmy się schodzić rozdrażnionej Anieśce z drogi. I właśnie, gdy Białogłowa ma kończyła ogłoszenie do kupię/sprzedam z Czech nadeszły hiobowe wieści - serwis za naprawę Acera żadał równowartości nowiutkiej Tosziby. Paradoksalnie rozwiązało to wszystkie problemy, bowiem niechciany komputer przeszedł z westchnieniem ulgi w moje posiadanie, a Anieśka ruszyła w trasę objazdową po Naas szukając wymarzonego laptopa.

W efekcie zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań, Anieśka zapałała gorącym uczuciem do malutkiej Toszibki o przekątnej ekranu 13,3 cala. Uczuciem, które w stanie było przezwyciężyć nawet dość znaczną cenę laptopa. Niestety jak w każdym związku, po początkowym okresie, kiedy to obie strony tytułują się misiem i pysiem, obsesyjnie dbają o higienę, szanują starszych, pomagają młodszym, kochają kwiatki i zwierzątka i ogólnie rzecz ujmując dokładają wszelkich możliwych starań, by ukazać się w jak najlepszym świetle, z szafy wypadł trup. Okazało się bowiem, że mimo zapewnień sprzedawcy o stusześćdziesięciogigobajtowości dysku twardego, w laptopie bezczelnie tkwił nośnik pojemności 120 GB. Żal mi się nawet przepraszającego w ukłonach sprzedawcy zrobiło, gdy myślałem jakie mu Anieśka tornado zgotuje, gdy dowie się o pomyłce. Nie pomyliłem się.

Anieśka dowiedziawszy się, że właśnie została obrabowana z 40 GB, zapłonęła wewnątrz białym ogniem, chwyciła laptopa pod pachę i z pieśnią bojową praojców na ustach wpadła do sklepu. Klienci w panice, tratując się nawzajem rzucili się do wyjścia. Niebo pociemniała, jeden z pracowników bezskutecznie starał się zakopać w koszu z płytami kompaktowymi, inny rozpaczliwie starał się długopisem wykuć sobie wyjście w ścianie. Gościa od laptopów Anieśka znalazła skulonego za automatem z napojami. Chwyciła go za uniform służbowy, uniosła nad ziemię, wysunęła szpony i gdy już miała zadać decydujący cios, gościu wymamrotał:

- Ducedysk zentrzny stuszęcio gbatowy.
- Nie słyszę!!! - ryknęła Anieśka znacząc wykładzinę kropelkami jadu.
- Dorzucę dysk zewnętrzny stusześćdziesięcio gigabajtowy - zawył rozpaczliwie.

Anieśka rzuciła mi przez ramię pytające spojrzenia, wciąż nie puszczając wijącego się pracownika. Kiwnąłem głową, że to dobry dil. Anieśka odstawiła gościa w kałuże fekaliów, chwyciła dysk i z gracją kołysząc biodrami ruszyła do wyjścia.

Myliłby się jednak ten, który sądził, że na tym zawirowania wokół laptopa się zakończyły. Trzy dni później znów usłyszałem dobrze znane słowa: "ten laptop mi się NIE PODOBA". Tym razem trudno było odmówić Anieśce racji, bowiem  komputer, jak na znaczną sumę, którą  trzeba było zdeponować w sklepowej  kasie, w zamian za możliwość zabrania go do domu, raził kiepskim wykończeniem. Przyciski były powykrzywiane w pionie i poziomie, zdawać by się mogło bardziej rozrzucone niż umieszczone według jakiegoś planu i porządku. Klawiatura uginała się jak trampolina pod naciskiem palców, a cały laptop schodził i rozchodził się na wszystkich łączeniach, jak gdyby ktoś postanowił zaoszczędzić na śrubkach. Równie trudno odmówić racji  sprzedawcy, który twierdził, że na takie rzeczy powinniśmy byli zwrócić uwagę przed zakupem. Innemu sprzedawcy, warto zaznaczyć. Poprzedni ponoć odkrył nowy szacunek dla życia i wyjechał do Urugwaju budować domy dla ofiar powodzi. Nowy okazał się anieśkoodporny i wszystko co udało się wywalczyć to kredyt w sklepie o równowartości zwróconego laptopa. Efekt o tyle mizerny, że już przy poprzednich oględzinach sklepowego asortymentu nic nie znalazło uznania w pięknych oczach Anieśki. Sprawy miały się więc źle, ... póki GO nie zobaczyłem. Lśniąco czarny na zewnątrz, stalowo szary w środku. Pod maska skrywający sześćdziesięcio cztero bitowego Turiona i 250 GB twardego dysku. Łączący zimną elegancję z hmmm dużymi możliwościami.

- Bierz tego - jęknąłem, nie bacząc na to, że jakakolwiek podpowiedź w kwestii wyboru laptopa powróci do mnie jak bumerang, jeśli po czasie Anieśka nie będzie ze sprzętu zadowolona.
- Tego? - spytała Anieśka bez przekonania wodząc rękoma po klawiaturze.
- Yhy - potwierdziłem nie mogąc oderwać oczu od laptopa.
- On jest nie ładny.
- Żartujesz, jest idealny - obruszyłem się gotów żądać satysfakcji.
- Podoba Ci się?
- No jaha - odparłem nie zauważając nieznacznej zmiany tonu
- Wziąłbyś takiego?
- Bez wahania - odrzekłem, wciąż nie wyczuwając podstępu.
- To może weźmiemy go dla Ciebie, a ja zatrzymam Toszibę - rzuciła Anieśka szybko, uważnie lustrując czubki własnych butów.
- Ale przecież na Toszibie źle Ci się pracowało?
- Przyzwyczaiłam się.
- Przecież ten laptop Ci się NIE PODOBAŁ?
- Już mi się podoba.

Mord wisiał w powietrzu, ale rzuciłem jeszcze raz okiem na laptopa i przekonanie, że oto właśnie odnalazłem swoją drugą połówkę, przezwyciężyło chęć wyrwania Anieście kręgosłupa przez przełyk.

Wszystko dobre co się dobrze kończy jak to się mówi. Zwłaszcza, że następnego dnia ruszyła wyprzedaż laptopów i upatrzony model nabyliśmy 20% taniej. Co oznacza, że wciąż pozostała nam część kredytu w sklepie.

Obsługa nie zna dnia ani godziny.

14 komentarzy:

  1. Kupowanie laptopa kobiecie przez faceta powinno być regulowane prawem i surowo karane w przypadku wykroczeń wykraczających poza płacenie kartą. Ostatnio moja znajoma na pytanie jakiego laptopa kupiła odpowiedziała: takiego różowego. Potem była zawiedziona, bo w pudełku nie mogła znaleźć myszki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie opowiedziana historia! Szaczuneczek.Drugie spostrzeżenie: mam wrażenie, że Twoja Asia jest taką biedną, małą bezbronną... tygrysicą. :-))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż to Pendragonie, nocka bezsenna:) ? Ja bym jednakowoż wolał, aby prawo wzięło w opiekę mężczyzn, którzy dla swej Jedynej przetrzepują setki stron internetowych w poszukiwaniu idealnego laptopa, demonstrują go następnie na tuzinie zdjęć, a uzyskawszy akceptację tłuką się przez pół miasta do sklepu, by na koniec wraz z nowym nabytkiem wylądować na kanapie w salonie:). Sam jestem sobie winien, Anieśkę wszak znam nie od dziś. Jeśli już przy znajomych jesteśmy, to wyobraź sobie, że moja również była zawiedziona brakiem myszki, więc postanowiła ją dokupić. Któregoś dnia zostawiła ją na klawiaturze i zamknęła klapę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Doskonałe spostrzeżenie uważam. Za wyjątkiem drobnej nieścisłości w kwestii imienia. Ha, bezbronna tygrysica, muszę jej to sprzedać.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Hubercik Hawk14 lipca 2008 13:15

    To co to bedzie jak zaczniecie meblowac mieszkanie :) Ciesz sie Misza ze masz taka "konkretna" tygrysice, bo z takim marudnym koteczkiem bylo by Ci nudno :)Pozdr

    OdpowiedzUsuń
  6. Bercik? Chłopie, to Ty już do klawiatury dosięgasz? Jak Cię ostatnim razem widziałem toś przymierzał ciuszki z "Penisa" na wiek 12-18 miesięcy. Jak długo ja już jestem za granicą...?

    OdpowiedzUsuń
  7. Michaś, jak myślisz czy to niezdecydowanie Anieśki to może rodzinne????

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Hubercik Hawk15 lipca 2008 14:22

    Klawiature??!! Ja juz umiem maile wysylac ze swoimi zdjeciami :)Popros wujek ciocie Age, to Ci pokaze jaki juz jestem duuuuzy :)Strzala Wujek

    OdpowiedzUsuń
  9. Nooo, Bercik za prawdę powiadam Ci, jak następnym razem do ojczyzny zawitam jak nic na piwo i panienki wyskoczymy. Tymczasem rośnij duży, a Pani Matce zmartwień nie przysparzaj. Strzała Bercik

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie śmiałbym sugerować:). Prawdą jest jednak, że nic w przyrodzie nie ginie, a genów nie oszukasz. Tymczasem wiedz, że komentarz do Twego komentarza jest pięćsetnym umieszczonym na blogu. Możesz sobie w związku z tym wybrać nagrodę:). Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  11. ~mikak@onet.eu16 lipca 2008 22:14

    Hmmm to mi się trafiło!!! Myślę że w nagrodę wynajmę sobie Waszą sypialenkę na jakieś 4 nocki, co WY na to??? A z tymi genami Michaś, to żebyś Ty zobaczył jak bardzo Mika jest podobna do Anieśki ... Buziaki!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam wpisać swoich inicjałów, tylko wyskoczył mi od razu mail Miki, którego nie mogłam zmienić. Coś Ci blog Michaś szwankuje, albo ja coś pochrzaniłam :( Ale trzymajmy się wersji nr 1

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytacz rząda, Czytacz dostaje. A do zakwaterowania dorzucę od siebie transport z i na lotnisko. Całkowicie nieodpłatnie.A z Miką to Ty masz dopiero przekitrane. Ja Anieśce mogę spakować walizki, wymienić zamki i po kłopocie. Tobie tak z dzieckiem postąpić nie przystoi. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  14. Michaś masz rację! Ja tylko Mikę straszę że ją wyślę do szkoły z internatem... ale może powinnam jej powiedzieć, że jak będzie niegrzeczna to zamieszka z Aga???

    OdpowiedzUsuń