Wszystkich tych, którzy niepokoili się, że dzielenie przez niemal 5 miesięcy mieszkania z babińcem mogłoby się niekorzystnie odbić na mojej psychice, śpieszę uspokoić, że oto los zgotował mi terapię odbabiającą. Otóż Ania i Anieśka wyjechały na weekend do Londynu. Ania do siosty, Anieśka (tak przynajmniej utrzymuje) do koleżanki z czasów szkoły średniej. Niekwestionowanym Panem i Władcą apartamentu przy Friary Gate zostałem więc JA. Zająwszy to zaszczytne stanowisko bezzwłocznie zabrałem się do pracy. Na pierwszy ogień poszła ustawa o aktywnym spędzaniu czasu wolnego. Na mocy wprowadzonych przeze mnie poprawek w sobotę wpadają do mnie chłopaki z pracy, dziś dziewczyny z agencji, a w niedziele z dużym prawdopodobieństwem sąsiedzi z policją.
Z Anią rozstaje się póki co jedynie na weekend, ale już za niespełna miesiąc przyjdzie nam rozstać się na dłużej. Dnia 8 grudnia bowiem, Ania po dwu i półrocznym pobycie w Irlandii wraca do Polski. I nawet nie mam czasu jej zazdrościć, gdyż głowę zaprząta mi inna, przerażająca myśl: kto zajmie jej miejsce przy domowym ognisku. A jeśli znów przygarniemy pod dach jakiegoś psychola? Aby właściwie przygotować się do operacji pozyskania współlokatora postanowiliśmy przegrupować nieco nasze struktury decyzyjno-wykonawcze, aby wykorzystując doświadczenia z przeszłości, nie popełnić podobnych błędów. Podsumowanie działalności dotychczasowej władzy (znaczy się mnie) nie wypadło korzystnie dla rzeczonej. Podczas sprawowania przeze mnie pieczy nad finansową i organizacyjną stroną wynajmu mieszkania:
- pożyczyłem niewielką sumę pieniędzy naszym byłym współlokatorom,
- nakłoniłem Anieśkę, by pozwolić naszym byłym współlokatorom pozostać na kolejne dwa tygodnie, mimo, że minął ustalony wcześniej temin ich wyprowadzki, a ich zdolność finansowa nie wystarczała na pokrycie dotychczasowych oraz przyszłych opłat za wynajem,
- zgodziłem się pożyczyć naszym byłym współlokatorom kolejną niewielką sumkę,
- po zdecydowanej interwencji Anieśki wycofałem się z tej decyzji,
- zgodziłem się przesunąć o kilka dni w czasie ustalony wcześniej wspólnie termin zwrotu należnych nam pieniędzy,
- nie uregulowawszy należnych długów nasi byli współlokatorzy ewakuowali się z Naas na pozycje bliżej nieznane.
Wobec ogólnego niezadowolenia wyborców moja kadencja dobiegła więc końca, a kolejne wybory przy 100 %-owym poparciu wygrała Anieśka z hasłem: 'nie pozwolę by ktoś znów zrobił mojego faceta w ch..a'. Na samym początku swych rządów Anieśka powołała na stanowisko Współkokatora Kasię - sprawiającą bardzo miłe wrażenie, bliżej nieznaną dziewczynę, o żywiołowości charakterystycznej dla ludzi, którzy w 280 sekund wypijają sześciopak redbulla (i dlatego na potrzeby niniejszego bloga nadaję jej imię Wiercik, a komu wydaje się to niezrozumiałe odsyłam do Prawdziwej historii Czerwonego Kapturka). Póki co jej rządy stoją pod znakiem chłodnego profesjonalizmu oraz bezpieczeństwa interesów (naszych ma się rozumieć) od stron, na które ja w swojej naiwności nie wpadłbym za nic w świecie.
Ja natomiast, by zachowac twarz w dlaszym ciągu pozostaje Głową Rodziny, niemniej w tej chwili ma to takie znaczenia jak... Honorowy Prezes - brzmi ładnie, zapraszają mnie na bakiety, a do powiedzenia mam tyle co analfabeta na temat tragizmu Antygony.
Hej bardzo mi się podoba Twój blog, zwłaszcza że zielona wyspa stała mi sie bliższa ponieważ od roku pracuje tam mój mąż. Z tego co się doczytałam w Twoich postach Ty też pracowałeś w tej firmie: Moduslink w Kildare:) życze Wam wszystkiego najlepszego i powodzenia. Mimo, że Irlandia mi sie podoba, jednak wolałbym tam nie wyjeżdzać, bardzo kocham mój Kraków, tu mam przyjaciół, dobrą pracę, rodzine i dom.Ale czas pokaże co będzie, narazie co miesiąc widujemy sie z mężem. Cały czas jesteśmy w kontakcie na skype i Tomek chce wracać jak tylko coś odłożymy:). Jeszcze raz powodzenia
OdpowiedzUsuńCieszy mnie bardzo, że moja pisanina przypadła Ci do gustu. Owszem miałem przyjemność pracować w Modusie, niemniej moja kariera w tej firmie trwała zaledwie tydzień.O ile jestem pewien, że nasze odczucia względem Krakowa mają ten sam zwrot choć może nie do końca tą samą wartość (w końcu nie ma jak w stolycy ;) ), o tyle Twojej sympatii dla Irlandii nie mogę podzielić. Osobiście doczekać się nie mogę powrotu do kraju i to nie tylko z powodu tęsknoty za rodziną i przyjaciółmi. Irlandia to bardzo specyficzny kraj - gdzie indziej ubrania na szuszarce schną tyle czasu, że pokywają się tu i ówdzie warstewką pleśni (!?). Życie tu choć łatwe od strony materialnej, uprzykrzane jest przez szereg zaskakujących, choć niewidocznych na pierwszy rzut oka czynników, takich jak wzmiankowana powyżej wilgotność powietrza, czy wspomniany na którymś z postów brak słońca. Dlatego mimo, że początkowo założyłem sobie pewną kwotę po której uciułaniu, pakuje manele i wracam do Polski, o tyle teraz plany się zmieniły. Teraz punktem wyjscia jest pewna data, po której przekroczeniu, bez względu na stan konta oczekuje komitetu powitalnego na lotnisku im. F.Chopina. Tak mi dopomóż Bóg.Serdecznie pozdrawiam Ciebie i Twojego męża na wygnaniu.
OdpowiedzUsuńW95pvD dapholtdwtmw, [url=http://zmtmeagpqzgx.com/]zmtmeagpqzgx[/url], [link=http://wmnysncoglbi.com/]wmnysncoglbi[/link], http://ngylwxdbrabu.com/
OdpowiedzUsuń