Problemy zaczęły się już na parkingu, który okrążyliśmy kilkakrotnie w bezskutecznym poszukiwaniu wolnego miejsca. Ciężko jednak oczekiwać czego innego skoro Irysy parkują na przykład tak:

Ogród japoński dla oka nawet przyjemny, tyle że rozmiarami nie zaimponowałby nawet wesołym kompanom sierotki Marysi. Co mniej uważny turysta mógł przejść w pośpiechu obok nawet go nie zauważywszy. Gdyby pod moim warszawskim balkonem posadzić jeszcze dwa drzewka bonzai, pozostaje oznaczyć teren tabliczką "wierna kopia ogrodów japońskich w Kildare" i kasować naiwniaków za wstęp.
Stadnina koni nawet ciekawa. Dla kogoś kogo interesuje powtarzana co pół godziny projekcja narodzin źrebaka i puste boksy, gdzie po koniach ostał się ino zapach. No dobra. Był jeszcze wybieg, gdzie leniwie przechadzały się dwie kobyłki z dzieciarnią, ale umówmy, się nie tego oczekiwałem.
Oczekiwania moje w największym stopniu zawiódł jednak ostatni punkt wycieczki - ogród Św. Fiakriusza. To tam według wręczonej mi przez miłą panią w kasie polsko języcznej ulotki czekały takie atrakcje jak 'kryształowa komnata, gdzie spotkać można rzadkie pająki' czy 'zatopiony dębowy las'. Kryształowa komnata okazała się murowaną piwnicą. Suterena owa swą nazwę niewątpliwe zawdzięczała mieszczącemu się na jej środku (nie bójmy się użyć tego słowa) dołowi, po brzegi wypełnionemu szklaną florą, fauną oraz stołową zastawą. Chwilę tylko roztrząsaliśmy kwestię pająków, by szybko dojść do wniosku, że jest to nic innego jak błąd w tłumaczeniu, a autorowi szło niechybnie o słowo 'rzadko'. Nawet nie łudziłem się, że sytuacje uratuje zatopiony las, który okazał się niczym innym jak kilkoma zbutwiałymi pniami, które dębu nawet nie powąchały, wbitymi w dno niewielkiego stawu.
I mimo, że szydze i marudze wyprawa do Kildare pozostawiła miłe wrażenie. Zawsze to lepsze niż tkwienie cięgiem w Naas, gdzie każdy kąt znamy już jak 70% męskiej części populacji piersi Pameli Anderson. A że rzeczywistość nieco odbiegała od obrazu nakreślonego ulotką... kto po za mną czepiałby się takich szczegołów. Rzućcie z resztą okiem sami.




Dzisiaj natomiast, korzystając z mojego pierwszego i ostatniego zarazem dnia wolnego w tym tygodniu, zebraliśmy się z Anieśką na odwagę i postanowiliśmy zweryfikowac poziom naszego angielskiego w kinie. I znów nie mogę nie pomarudzić, gdyż marudą stałem się przeokropną, choć w tym przypadku powinienem docenić fakt, że w 8 tysięcznej mieścince jakiekolwiek kino się w ogóle znajduje, a repertuar otwierają Piraci z Karaibów, a nie na ten przykład Tytanik. Zanim do marudzenia przejdę wspomnę jeszcze mimochodem, ża Ania chadza sobie od czasu na tzw. Bikram Yogę. To takie combo - połączenie sauny z yogą, ponoć bardzo odprężające, choć ja wcale nie widzą powodu by poddawać swoję ciało niebezpiecznym naprężeniom, w temperaturze 60 stopni i jeszcze za to płacić. Czemu o tym wspominam?! A no temu, że dziś byliśmy w bikram kinie. Nie wiem czy słusznie się czepiam, bo być może taki był właśnie zamiar obsługi. Niepotrzebnie jednak w takim razie psuli efekt dwoma biurowymi wiatrakami, buczącymi pod ekranem. Co bystrzejsi widzowie wachlowali się pokaźnych wymiarów biletami, co mniej przewidujący pościągali buty, co zamożniejsi podwoili utarg barku. Ja następnym razem przychodzę z ręcznikiem.
Tyle czytacze drodzy. Czekam na pochwały, to już bądź co bądź 3 post w ciągu 2 tygodni.
Zaległości nadrobione :) przeczytalam wszytsko od A do Z, niestety z duzym opoznieniem :( ale nie rozczarowalam sie i dalej potrzymuje swoja propozycje o opublikowaniu Irlandzkiej Telenoweli. zaniedbanie moje w czytaniu wynika tylko i wylacznie z faktu stania sie niedlugo pania Jastrzab i to juz na 100%. Podpisane, podsteplowane i nie ma odwrotu. ale teraz 2 miechy przed weselichem musze sie pochwalic ze jestesmy z koczim bardzo dzielni i sprawy zwiazane z organizacja slubu i wesela juz zakonczylismy, z czego jestesmy bardzo dumni :)mam nadzieje ze takie usprawiedliwienie wam Kochani wystarczy, bo nic innego nie wymysle i obiecuje poprawe. byle do wesela!!!!!!!!!!!!serdnecznie pozdrawiam i zycze slonecznego i upojnego wyjazdu do Tunezji.nie jestesmy gorsi i wybieramy sie w podroz poslubną na wyspe Korfu na Morzu Jonskim (Grecja) i rowznie nie mozemy sie doczekac swojego urlopiku.BUZIAKI
OdpowiedzUsuńa jezeli chodzi o ten fantastycznie zaparkowany samochodzik, to ja chyba powinnam sie przeprowadzic do Irlandii, he he. Sama ostatnio dalam taki popis, jak moj wspanialomyslny przyszly wspołłożkowy oddał mi w swoje rece swoj samochodzik i wlasne życie :/ az sie zrobilam bordowa ze wstydu, przy widowni balkonowej (podobnej do ptakow na drutach wysokiego napiecia) wspanialego osiedla Malej LakipyyyyyyśkiKreacje juz kupione????
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się samochodem. Powiem Ci na uspokojenie, że to absolutnie nie jest Twoja wina i choćbyś nie wiem co robiła nic na to nie poradzisz - kobiety najzwyczajniej w świecie rodzą się już bez ośrodka mózgowego odpowiedzialnego za prowadzenie samochodu :). Za to pochwały należą się Wam za organizację wesela. Gdybym to ja był na Waszym miejscu prawdopodobnie w tej chwili szukałbym w pośpiechu sali i terroryzował pierwszego lepszego kleche co by mi ślubu i przyspieszonej nauki przedmałżeńskiej udzielił.A zaniedbywania irlandzkiej telenoweli nie usprawiedliwia absolutnie nic, póki śmierć was nie rozłączy :).Do zobaczenia w kościele Pani Jastrząb.
OdpowiedzUsuńja protestuje!!!!!!!!ja tylko nie umiem parkowac, aaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!reszta jakos zawsze bez wielkich przeszkod i nawet pochwala od ptaszyska jest realna. pozdro dla Anieski.ps.pytalam sie czy macie juz kreacje??
OdpowiedzUsuńNie uwierzę póki nie zobaczę :). Jeśli chodzi o weselne kreację, to ja swoją mam o czasu, gdy nawet Koczorowi po głowie oświadczyny nie chodziły. Anieśka natomiast kupiła torebkę, a teraz usilnie szukamy pasującej do niej kiecki i butów :). Pozdrówki dla Kocziego. Buźka.
OdpowiedzUsuń"Tyle czytacze drodzy. Czekam na pochwały, to już bądź co bądź 3 post w ciągu 2 tygodni."-czekałem nie komentowałem ale teraz to już muszę, gyż po ostrym natłoku postów nastała susza i nic,cisza tylko niemniej jednak nadal czekam...
OdpowiedzUsuńZ żalem przyznać muszę, że posucha trochę jeszcze potrwa. Mam ambitny plan oddać w tym roku dla odmiany pracę magisterską, a co za tym idzie do przyjazdu braciaka (czyli dnia 13 września) koniec z blogowaniem, ostrym porno i śledzeniem wydarzeń w Polsce i w cywilizowanym świecie. Do tego dnia laptop ma służyć wyłącznie płodzeniu ostatnich stron mojej pracy. Za to gdy tylko postawię ostatnią kropkę, biorę się za kolejny post, a w nim fotoreportaż z urlopu w Tunezji. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńElo - pisze wolno bo nie wiem jak tam u Ciebie z czytaniem! Zapraszam serdecznie na wieczor kawalerski Kocziego - spiesz sie i na 16 wrzesnia o 19 masz byc na Natolinie - nie ma innej opcji. Pozdro.
OdpowiedzUsuń