piątek, 13 października 2017

Marchewka

Najwyższe kierownictwo naszej huty sumiennie dba o  szeroko rozumiany rozwój swojej kadry oficerskiej. A jeśli ktoś myśli, że to ironiczny wstęp do kpiącego tekstu szkalującego dobre imię naszej Firmy, to zapewniam, że ja zupełnie na poważnie.


Zarządzam ekipą trzydziestu oszołomów, z których 37% to zacietrzewieni farmerzy, 29% mentalnie niestabilne prima baleriny, 18% cierpi na syndrom jedynaka, a 6% procent nie używa dezodorantu. 11% procent wydaje się w porządku, ale ci są najgorsi, bo z całą pewnością coś skrycie kombinują.


Jeśli ktoś zadał sobie trud zliczenia tego, by mi wytknąć, że to zusammen do kupy 101% procent, zapraszam na priva, będę miał ofertę pracy.


Dowodzenie takim regimentem bywa, ... hmm ... wymagające. Oddajmy jednak królowi, co królewskie - Firma robi wszystko, by wyposażyć nas we właściwe ku temu narzędzia. Z całej krainy regularnie zjeżdżają do nas wszelakiej maści fachowcy od zarządzania zasobami ludzkimi, którzy następnie przy kubku parującej kawy i niezliczonej liczbie wykresów radzą nam, jak radzić sobie ze stresem, niesfornymi podopiecznymi, jak prowadzić efektywne spotkania i rozwiązywać problemy personalne, jak motywować ludzi i przewidywać nadchodzącą nawałnicę.


Najnowszym pomysłem działu rozwoju, nazywanego u nas frywolnie Akademią, było stworzenie naszych profili motywacyjnych drogą podstępnego kwestionariusza dostępnego online. Każdy z nas ma swoją marchewkę - cel do którego dąży i którego osiągnięciu podporządkowuje swoje działania oraz decyzje. Póki marchewka pozostaje widoczna na horyzoncie, jest cacy. Gdy jednak znika z pola widzenia, gdy staje się nierealna lub nieosiągalna, robi się słabo. Bo nagle to co robimy, traci głębszy sens i kroczymy drogą donikąd. A takie łażenie bez celu na dłuższą metę może zaowocować najwyżej odciskami.


Celem testu jest określenie, co jest naszą marchewką i jak ją utrzymać w polu widzenia. A opcji jest dziewięć: władza, dobra materialne, wiedza, stabilizacja, przyjaźń, uznanie, niezależność, innowacja oraz chęć czynienia czegoś wartościowego jak zaprowadzenie pokoju na świecie, leczenie chorób śmiertelnych czy zlikwidowanie przymrozków.


Do testu podszedłem bardzo sceptycznie, gdy jednak następnego dnia ekspert przeanalizował moje odpowiedzi - najpewniej w gwarnym mieszkaniu na przedmieściach Bombaju - i odesłał wyniki, poczułem się jakby mi ktoś pamiętnik przewertował.


Dukat błyszczący kieruje mną w pierwszej kolejności oraz chęć osiągnięcia wysokiego standardu życia. Nie wiem czy przykro mi się zrobiło, bo okazałem się pieprzonym materialistą, czy po prostu nudnie przeciętny. Nikt bowiem, kto uczciwie na pytania odpowiadał, nie mógł uzyskać innego wyniku. Po rozczarowaniu i wyparciu przyszła jednak akceptacja, bowiem test ściśle odnosił się do gruntu służbowego, a ja do huty chadzam bynajmniej nie po to, by zmieniać świat, a dlatego, że nawet przyzwoicie płacą. Ha, tu nadrobię w departamencie oryginalności, kto bowiem głośno powie, że zadowolony jest ze swoich zarobków.


Raz po raz wracam do domu, trzaskam drzwiami i nie ściągnąwszy nawet butów włączam laptopa z zamiarem znalezienia nowej pracy. Gotów jestem dojeżdżać,  pastować buty na połysk, wcisnąć się w  garnitur, nawet mniej zarabiać. Po przejrzeniu ofert pracy dochodzą jednak do wniosku, że nie aż tyle mniej, zamykam laptopa i idę prasować służbową koszulę.


Finansowa motywacja nie może być więc żadnym zaskoczeniem, z zainteresowaniem jednak przeczytałem, za czym zacznę się rozglądać, gdy już napcham kieszenie. Zdaniem koleżki z Bombaju w dalszej kolejności kieruje mną poszukiwanie niezależności. Cytując podesłany raport:


Twoją potrzebą jest wolność i autonomia. To oznacza, że szukasz niezależności i możliwości podejmowanie kluczowych decyzji samodzielnie. Restrykcje i procedury irytują cię. Jeśli odebrać ci możliwość podejmowania decyzji na dowolny okres czasu, będziesz zestresowany. W związku z tym autonomia musi być wpisana wielkimi literami w twoje modus operandi. Micro-management poważnie cię demotywuje.  Możliwość postępowania tak, jak uważasz za słuszne jest dla ciebie najlepszą motywacją. Nie znosisz biurokracji i szufladkowania. Zwykle najlepiej pracujesz samodzielnie. Wysoka pozycja nie jest dla ciebie tak ważna, jak własny kierunek. Często jesteś przedsiębiorczy i wyzwolony.


Z tym gościem z Bombaju to ja się chyba na curry umówię, nawet moi rodzice nie scharakteryzowaliby mnie bowiem lepiej. Nie znoszę, gdy mi ktoś w gary zagląda lub narzuca swoje rozwiązania w moim obszarze kompetencji. Na urlop zabieram tylko książkę i Anieśkę - więcej osób to konieczność zawierania kompromisów i dostosowania planów do grupy, kosztem moich własnych preferencji. Nie znoszę reguł i przepisów w myśl zasłyszanego w serialu dla młodzieży hasła: nie przestrzegam zasad, ja ja tworzę, a gdy trzeba łamię. Przepisy są dla tych, którzy nie potrafią we własnym zakresie ocenić, co jest właściwe, a co nie. Zabijają kreatywność, promują bezmyślność i znoszą odpowiedzialność. To taki trochę dziedziczny syndrom Raskolnikowa. Bo Ojciec Dyrektor mawiał, że Kodeks Drogowy jest dla tych, którzy nie potrafią jeździć. Z genami nie wygrasz.


Niejako przy okazji ekspert z Bombaju odkrył przyczynę moich nieszczęść i frustracji na płaszczyźnie służbowej. Bo Kaminsky micro-management ma na drugie, a gdyby ktoś spisał procedurę uwzględniającą sieknięcie sobie baranka o drzwi wejściowe co dziennie przed rozpoczęcie pracy, dla pewności czyniłby to dwukrotnie. Na niedawnej ocenie okresowej Kaminsky podzielił się przemyśleniem, jakobym był jak George Best - niezwykle utalentowany, ale mam problem z przestrzeganie reguł i jak coś odpierdzielę, to tylko twarz w dłoniach schować.


Podobnież kiedyś chłopak hotelowy zapukał do pokoju Besta z zamówionym szampanem. Gdy drzwi się otworzyły ujrzał furę banknotów porozrzucanych po łóżku oraz półnagą, świeżo upieczoną Miss Świata rozczesującą włosy. Best przejął butelkę najdroższego szampana, wręczając chłopakowi banknot pięćdziesięciofuntowy. Na ówczesnym etapie Irlandczyk - delikatnie ujmując - najlepsze lata kariery miał już za sobą, więc małolat rozejrzał się znacząco po pokoju i zapytał: Panie Best, co poszło nie tak?


Teraz sobie myślę, że to Kaminsky mógł być tym chłopakiem.

4 komentarze:

  1. Nie robiłam nigdy takiego test, a szkoda :) Bottom line is- ludzie chodzą do pracy przede wszystkim zarabiać. Przy czym ja swoją robotę też bardzo lubię, rozwijam się,rozwiązuję problemy, itd. Ale dobrze, że spojrzałeś na siebie z boku, i uzmysłowiłeś o co kaman - łatwiej będzie określić następny krok :) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co prawda, to prawda - gena pan nie wydłubiesz.

    A swoją droga, mieć w zespole takiego artystę co to reguł, przepisów i procedur nie przestrzega toż to sama radość i cukierki dla każdego przełożonego... Wpisujesz sobie to w CV gdy szukasz nowej pracy?
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. "...też lubię"!? Mnie w to nie wciągaj ;). Ja swojej roboty serdecznie nie znoszę. Tylko jaj mi brakuje, żeby to wszystko pieprznąć w cholerę i wyjechać w Bieszczady.

    OdpowiedzUsuń
  4. :) W CV zwykle wpisuję, że moją największą wadą jest chroniczna punktualność i nadmierna pracowitość.

    Ja procedur nie znoszę, ale mogę je przestrzegać, jeśli mają sens. Przykładowo u nas na korporacyjnym parkingu obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h. I ja tych 30 km/h na godzinę nie przekraczam, bowiem po obu stronach przejścia dla pieszych rosną krzaczory jak na Borneo i jak mi jakiś pędzący na złamanie karku spóźniony oszołom przed koła wyskoczy, to może bardzo brzydkie wgniecenie karoserii wykonać.

    Ale jak do mnie podejdzie koleżka i powie, że jego siostra ma ceremonie wręczenia dyplomu za trzy tygodnie, a on mi nie powiedział i teraz zgodnie z grafikiem musi być w pracy, ale inny koleżka jest skłonny dni wolne z nim zamienić, to ja tej zamiany wbrew procedurze dokonam. I będę ściemniał, że to w celach operacyjnych...

    OdpowiedzUsuń