wtorek, 1 lipca 2014

Siedzi i gra!

Mój domniemany romans korporacyjny kwitnie, a koksu pod płomienną relację ze współpracowniczką dorzucamy z Anieśką sami.

W związku z futbolowymi zmaganiami na zachodniej półkuli, stworzyliśmy we hucie taką inicjatywę, na mocy której przytulić można nieco gotówki, nie najgorzej się przy tym bawiąc. Inicjatywa wymagała, by na tablicy ogłoszeń w zakładowej kantynie wywiesić listę uczestników i tu byłem nieco w kropce. Tracy bowiem na formularzu zgłoszeniowym przeliterowała swoje imię w sposób dość zaskakujący, toteż o pomoc zwróciłem się do eksperta w studio pytając, czy "Tracy" pisze się TAK, czy też TAK - tu obie wersje naskrobałem w takim brulionie, gdzie sobie różne ważkie sprawy zapisuje. Brulion następnie wpadł we ręce koleżanki z pracy, która z zaskoczeniem odkryła, że Michał smaruje imię dziewczyny w zeszycie. Plotka - jak wiadomo - żyje własnym życie, toteż nie zdziwię się, jeśli po chwili do zestawu dołączyły nanizane na strzały serca i inne WNM.

Sprawy nie polepszyła Anieśka, która kilka dni wcześniej wypuściła się na wschodnie wybrzeże, by pielęgnować zawierane przez ostatnie dziewięć lat znajomości. Zatęskniwszy za swoim misiem wykręciła mój numer służbowy, nie skojarzywszy jest to mój dzień wolny od pracy. Koledzy pomyśleli swoje, gdy mnie żona w dniu offa w hucie szukała. Niejako przy okazji wyszło, na kim mogę polegać. Zastępujący mnie kolega beztrosko bowiem zaśpiewał, że Michał ma przecież wolne.

W następstwie incydentu zwołałem w biurze zebranie kryzysowe, tłumacząc półgłówkom jak się zachować, gdy o mnie żona pod moją nieobecność pyta.

Słowo daję, będę musiał awansować kolegę, co go małżonka wraz z dwójką dzieci nakryła, gdy opuszczał szynk z bliżej niezidentyfikowaną pięknością, w konfiguracji nie pozostawiającej miejsca na dowolną interpretację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz