Przyjmujemy się na Południu jak przeszczepiona nerka. W pierwszym odruchu organizm zareagował szokiem, bo nam ciut tu agroturystyką trąci. Mieścinka jest mała - Aldi, Lidl, Tesco, sześć pubów, dwa zakłady bukmacherskie, kościół, poczta i na tym wyliczanka się kończy. Ludzie są przesympatyczni, a okolica malownicza, ale prawda jest taka, że największe zalety naszej wioski to darmowy parking i autobus do Corku.
Anieśka Cygana ostatnio na wiosce spotkała, co się też z naszej huty przetransferował. Uśmiechnięty, wózek z cyganiątkiem popychał, pozdrowił grzecznie, jak obyczaj nakazuje, zapytał o samopoczucie oraz pierwsze wrażenia z nowego miejsca. W zgodzie z sumieniem Anieśka odparła, że delikatnie rzecz ujmując, nie wszystko co sercu i duszy potrzebne nasze miasteczko oferuje. Cygan obruszył się, jakby kto mu matkę obraził. “Trzy rzeczy wymień, których tu nie ma, a tam były”, zażądał. Trzy!? Dziesięć można wymienić na jednym oddechu, co też Anieśka zamierzała uczynić, ale wdech wziąwszy spojrzała na rumiane oblicze okraszone szerokim uśmiechem i zaniechała.
Za to domek mamy ładny. Z rodziną jaskółek go dzielimy, co mi na auto srają, ale lepsze to niż beztroscy sąsiedzi, którzy naszą srebrną princessę drzwiami obijali. Wciąż czekamy, aż nas Vodafone do Sieci Globalnej podepnie. Piętnaście dni sobie na to dali - najwyraźniej technik kabel z Singapuru na kołowrocie ciągnie. Przynajmniej jest wymówka, by wieczorem do pubu wyskoczyć, gdzie WiFi mają i moje ulubione odświeżające napoje.
Jest ogródek, z okna górę widać, a okolica podobnież słynie z outdoorowych rozrywek. Szkoda jedynie, że nim w hucie gotowi będę rozstać się ze mną przed zmrokiem, zima przyjdzie i nawet bałwana na trawniku za domem nie postawimy, bo wiadomo - Irlandia.
Szalone godziny pracy odbiły się na mojej boskiej sylwetce. Anieśka zapowiedziała, że póki do dawnej wagi nie wrócę zawieszamy wszelką aktywność seksualną. Nie wiem czy bardziej w obawie przed siniakami, czy się dziewcze o mnie troska, że mnie biodro strzeli podczas podniebnych akrobacji, bądź inny istotny element szkieletu. Ciut tu przesadza, jak mnie bowiem kostkowa narzeczona w ostatni weekend zobaczyła, zapowiedziała, że się też w nasze okolice przenosi. Niemniej w temacie żartów nie ma, także w ramach planu naprawczego zapisalim się oboje na siłownię. We wiosce obok, bo u nas to rzeźnia jest, za pieniądze dwukrotnie większe.
A na wiosce taki ryneczek mamy, gdzie się z rana targ otwiera. Rybę świeżą zakupić można, chleb chrupiący, tudzież owoce i warzywa z prawdziwego zdarzenia. Nasz fotograf weselny to gość co pół Ameryki Południowej z laczka przemierzył i zdradził, że pięknych żółciótkich bananów ze sklepowych półek, to się w takiej Wenezueli nawet psom nie daje. Banan przemysłowy na to wołają. Donal kiedyś stanął przed niepowtarzalną szansą, by klientów naszej sieci zapoznać z prawdziwym mango, ale odrzucił całą dostawę, twierdząc, że nam zepsute owoce przywieźli. No więc na tym ryneczku prawdziwe owoce dostać można, a nie cytryny w przebraniu. Także nie tak, żeby pozytywów nie było, ale my ze stolycy, także za miastem nieco tęskno i się nawet plan klaruje, by po wygaśnięciu umowy wynajmu, przenieść się gdzieś, gdzie cywilizacja już dotarła. Do Corku może.
Pożyjemy, zobaczymy.
Faktycznie jak ten Cygan nie widzę większych niedogodności w mieszkaniu w takiej dziurze. Jak może pamietasz, moje irlandzkie dzieciństwo spędziłem w Kells, gdzie tylko stare Supervalu było a do najlbiższego Aldika trzeba było się tłuc 20 minut autobusem. Pubów było więcej, chyba 18. Co do Twojej sylwetki, to nie wyobrażam sobie tego, z Twoimi parametrami? Jeśli to prawda to powinieneś coś z tym zrobić zanim coś się wydarzy. Gdybyś miał endomondo w tylefonie to mogę Cię dopingować.
OdpowiedzUsuńMisioku mój kochany! Doszły mnie słuchy, że będę miała u WAS swoją sypialnię i nawet łazienkę podczas tych wspaniałych chwil, kiedy będę WAS odwiedzać!!! Nie mogę się już doczekać kiedy postawię swoje nóżki w waszych progach... Tęsknię za Wami bardzo i za "naszymi klimatami" :) Zakupy z Tobą należą do najprzyjemniejszych rzeczy w moim życiu, więc ryneczek zaliczymy w poszukiwaniu zielonych bananów coby Pana H. zadowoli: że niby też się znamy na owocach ... i te wszystkie puby zaliczymy ... w poszukiwaniu guinnessa. aż mi ślinka cieknie!!!!.
OdpowiedzUsuńHa, pamiętam czasy, gdy do najbliższego Aldika jeździć musiałem do Clane, a jedynym przedstawicielem wielkich sklepów było TESCO. Kino było maleńkie, za to bilety duże, dzięki czemu wachlować można się było w trakcie seansu, bowiem o klimatyzacji można było co najwyżej pomarzyć.
OdpowiedzUsuńGdy opuszczałem nasze miasteczko osiem lat później, mieliśmy dwa aldiki, dwa Tesco, lidla i kino z pięcioma salami. Także wszystko przed nami.
Co do sylwetki to Anięśka racji ciut na. Z kilkoma kilogramami się rozstałem. Odzyskam je jednak, tyle że mam nadzieję ciut wyżej niż do tej pory.
Twoja sypialnia jest już gotowa, dobrze słyszałaś. Daj tylko znać, że przyjeżdżasz to kosiarkę i rower z niej wyciągnę, żeby Ci przypadkiem ciasno nie było :).
OdpowiedzUsuńWskazówki odnośnie owoców od pana H. mam elegancko zanotowane, także ryneczek pod tym kątem przeczeszemy, ale bazarek otwarty tylko w czwartki, jak się ostatnio dowiedziałem, także weź to pod uwagę podczas planowania pobytu :)
Michaś, ja dużo miejsca w pokoju nie potrzebuję. Wystarczy wygodne łóżko i miejsce na walizkę. A wpadnę najkrócej na tydzień, więc ryneczek obskoczymy (notatki wyciągaj). Do zobaczyska!
OdpowiedzUsuń