Rok 2013 zapowiada się przełomowo. Najsamprzód dosyć istotna zmiana w życiu prywatnym. Niby wsunięcie obrączki na palec nic nie zmienia, ale spróbujta powiedzieć to głośno, przy takim moim koledze z pracy. Chopacyna swego czasu próbował przesadzić stalowy płotek dosyć słusznej wysokości. Poślizgnął się w trakcie niezdara, a jeden z prętów wsunął się nieszczęśliwie pod obrączkę, która po chwili obciążona dynamicznie przez dziewięćdziesiąt kilo spadającego chłopa zadziałała jak gilotyna. Podobnież wrócił kilka godzin później z ojcem szukać w trawie palca, ale jakiś piesek już się zapewne zainteresował. Obrączki już nie nosi. Mówi, że mu spada. Uwielbiam ludzi z dystansem...
Nim trzy miesiące miną, wrzucamy cały dobytek na garba i przenosimy się na południe Irlandii. Troszku szkoda, bo śmy konsekwentnie zbierali wartościowych znajomych i możemy się na chwilę obecną pochwalić niczego sobie kolekcją. To jednak tylko dwie godziny jazdy. W Irlandii jest wszędzie blisko. A na południu ponoć cieplej.
Póki co, jako preludium do zmiany adresu, zmieniłem godziny pracy. Dość diametralnie, bowiem teraz wstaje o godzinie, o której jeszcze niedawno wracałem do domu.
Był czas, że nic a nic nie miałem przeciwko porannym pobudkom. Ale wtedy mogłem swój wiek na palcach obu rąk zaprezentować, muzyki słuchaliśmy na kaseciaku renomowanej firmy Crown, co go braciak otrzymał na komunię, a zamiast łupać w piłę na playstation, łapaliśmy takie spadające jajka do koszyczka. Już wtedy rozumiałem, że wielka to niegospodarność wstać rano i włączyć telexpress. Zwłaszcza, że dnia poprzedniego Państwo Rodzice pogonili do wyrka wraz z zapadnięciem zmroku. Chyba, że czwartek był. Wówczas po spełnieniu restrykcyjnych wymogów odnośnie kąpieli i piżamy, mogliśmy z Grubym pogapić się do późna na 'Dempsey i Makepeace na tropie'.
Z upływem lat czas obowiązkowego zajęcia pozycji na pryczy mocno się rozmył, doceniać zacząłem słodkie lenistwo w pierzynie, a wczesne pobudki rozpoczęły gwałtowny spływ w dół listy moich ulubionych rzeczy. W czasach studenckich rozkład zajęć spisywałem dopiero od godziny 10:00. Nie było sensu się oszukiwać.
Wydawało się, że wezwanie do dorosłości i kres lenistwa przyszedł w postaci biletu na autobus do Dublina. Nic jednak bardziej mylnego, bowiem pracę podjąłem na wieczorną zmianę i nadal spałem sobie w najlepsze. Osiem lat tak minęło i z niedawna dopiero życie jak nietoperz zaczęło uwierać mnie niczym kamień w bucie.
Dzienna zmiana upomniała się o mnie w najlepszym momencie. Gdy dość miałem powrotów do domu o trzeciej nad ranem, gdy po dziurki w nosie miałem wykonywania poleceń ludzi głupszych ode mnie, zmarnowanych wieczorów, chaosu i braku poszanowania dla klasy ciężko pracującej, gdy przymierzać powoli zacząłem biały kaftan z przydługimi rękawami, zjawił się u nas Szeryf z propozycją nie do odrzucenia.
Z pewną taką nieśmiałością nastawiałem po raz pierwszy budzik na 6:00. Dwa dni zakręcony chodziłem jak bąk, a potem kliknęło. Jakby terkoczący przez lata trybik wskoczył wreszcie na właściwe miejsce. Śpię krócej, wysypiam się lepiej, czasu mam więcej, a po robocie nawet buty ściągnę zanim skieruję się do barku.
Żeby mnie się jeszcze golić na gładko nie kazali...
Emigracyja zmienia czleka. Ja od dziewieciu lat nauczylem sie wstawac o piatej, a dzis to nawet 4.30, coby o szostej zrobic clock-in.
OdpowiedzUsuńno to teraz rozumiem ta dluga przerwe w pisani!! A dluuuuuużyło mi sie bez czytania!!! Oj dluuuuuzło!!!!
OdpowiedzUsuńpowodzenia w nowym miejscu MISTRZU!!!!
pozdrawiam
Carlow
W moim przypadku to raczej nie emigracja. Niektórzy po prostu dojrzewają nieco później niż inni. Niemniej 4:30 to już ciut nieludzkie. Konsumpcjonizm rośnie w siłę. Gdzież czasy, gdy pracowało się nine to five, a w weekendy i święta można było co najwyżej klamkę cmoknąć w sklepie...
OdpowiedzUsuńPosucha na blogu miała lepszy powód. Ale o tym wkrótce. Pozdrawiam również...
OdpowiedzUsuńTy o Azorach pisz, a nie o rannym wstawaniu! :) Ja od roku też codziennie o 6 się budzę, i nie lubię... 7 jeszcze ok, ale 6 to za wcześnie, nie jestem piep... skowronkiem! No i jak to tak można o 22:30 już do sypialni się kierować, bo inaczej człowiek się rano nie dobudzi... Insza rzecz że to wstawanie nie skutkuje powrotem do domu na 16, bo do roboty mam godzinę jazdy, więc bonusu nie ma :(
OdpowiedzUsuńbędzie i o Azorach, spokojna Twoja rozczochrana. O wczesnym wstawaniu pisałem jeszcze z urlopu.
OdpowiedzUsuńMnie szósta pasuje, gorzej, że musze być w pracy o godzinie, o ktorej sobie szkolący mnie koleżka sobie zamarzy. A zamarzyła mu się raz nawet 4:00. Szczęściem do pracy jadę o takiej porze pięć minut, bo ruch jest na drodze zerowy i nawet do świateł ulicznych nie trzeba większej wuagi przywiązywać.
Czemu rozczochrana..? Czeszę się codziennie rano! :) No ja rano jadę 55-60 min, a powrót zajmuje tak z godzinę i 10-15 minut (korek przy newlands cross) więc rewelacji niestety nie ma... Ale może się to zmieni i ja będę miała 5 minut jazdy, przynajmniej przez jakiś czas!
OdpowiedzUsuńNo ale zanim się rankiem uczeszesz, to jesteś rozczochrana :). Też zdaje się będę musiał się pogodzić niedługo z dłuższym dojazdem do pracy. Nie dłuższym jednak jak pół godziny. U Ciebie to faktycznie rewelacji nie ma. Kup może szybszy samochód...
OdpowiedzUsuńHaha, bardzo śmieszne! We wrześniu zagazowałam Fabię, jeszcze mi się zwraca, i na razie nie zamierzam zmieniać auta :) K. faktycznie jeździ szybciej ale co 80km to 80km, męczy i tyle... Pół godziny jest bardzo ok, jeździłam tak 4 lata. A jakie masz auto bo nie pamiętam? Denerwuje mnie wszechobecne uwielbienie dla Diesli w tym kraju, i nie wiem skąd się bierze! Palą niewiele mniej niż bezyniaki, a jak się zepsują to mogiła... Dlatego ja zawsze tradycyjnie petrol leję, a i to od kilu miesięcy bardzo rzadko, bo gaz tańszy o wiele :)
OdpowiedzUsuńJa bym tego diesla tak nie skreślał. Palą mniej, a i ropa jest tańsza niż benzyna. Kumpel przesiadł się z diesla na petrolkę i żalił się, że co nie ruszy, to na stację musi jechać. Sam się przesiądę, jeśli mi przyjdzie hektar do huty podróżować. Bo na gazie to się gotuje ;), facetowi nie przystoi z butlą w bagażniku jeździć.
OdpowiedzUsuńAuto mam piękne, srebrne i wściekle szybkie. A na dziobie ma kółka olimpijskie. Tylko nie wszystkie...
Gratuluję wiekopomnych zmian, a najbardziej tego, że się z nich cieszysz. Oby Wam się wszystko udało tak jak planujecie
OdpowiedzUsuńA dzięki, dzięki. Doczekać się startu kolejnego sezonu piłkarskiego nie mogę. Dopiero wtedy właściwie docenię wolne wieczory :)
OdpowiedzUsuń