W walce z chorobą wysokościową wszystkie chwyty są dozwolone, toteż z rana i wieczora faszerowaliśmy się diuramidem. Tajemniczy ten specyfik miał nas ze sporą szansą powodzenia, zabezpieczyć przed skutkami niskiej zawartości tlenu we wdychanym powietrzu. Nic jednak za darmo. O ile mrowienie palców po stronie efektów ubocznych nie było specjalnie uciążliwe, o tyle działanie moczopędne niektórym dało się we znaki. Ja wprawdzie specjalnej różnicy nie poczułem (być może dlatego, że pilnowałem drugiego ujścia - o tym później), ale Kostek wstawał w nocy i po cztery razy, a Anieśka po kolejnym 'spacerze' pod gwiazdami odgrażała się, że następnym razem nasika mi do bidonu.
Do rzeczy. Mój serdeczny od niedawna przyjaciel Andrzej, miał tego pecha, że w obozie Barranco zajął namiot usytuowany przy trasie wiodącej do niewielkiej skałki, którą ekipa nasza po zmroku regularnie odwiedzała. Przy śniadaniu Andrzej potoczył przekrwionymi oczami po zebranych i mruknął z wyrzutem, że oka całą noc nie zmrużył, wciąż bowiem słyszał: dzzyyyt.... dzzuuut.... tup tup tup.... pśśśśś.... tup tup tup.... dzzyyyt.... dzzuuut.
Słowo się rzekło. Kamyk z Kilimandżaro wraz oficjalnym zapewnieniem o jego autentyczności (na piękne oczy mojej matki) wędruje do Teddybe. Adres poproszę na miszaa@vp.pl.
To raz. A dwa, za sprawą nominacji Irolki ujawnić mam siedem rzeczy, których nikt o mnie nie wie. Nie zrobię tego, bo skoro nikt o nich wie, to nie jest to przypadek, ale żeby nie było, że bawić się nie umiem, oto siedem rzeczy, o których wie niewielu:
1. Mimo, że osobą jestem niesłychanie spokojną, za kierownicą zmieniam się w furiata. Przed wyjazdem do Tanzanii za wycieraczki samochodu, który zajął dwa miejsca parkingowe, przez co na dwa tygodnie musiałem zostawić samochód przy krawężniku, zatknąłem własnoręcznie wykonany rysunek penisa z dopiskiem: panalty dick, for parking like a dickhead.
2. Mimo, że wymądrzam się zza sterów samochodu, miałem w życiu dwa wypadki. Oba ewidentnie z mojej winy. Oba z tym samym kumplem na siedzeniu pasażera. On mi chyba pecha przynosi.
3. Nie umiem tańczyć ani śpiewać.
4. Pod wpływem często sprawdzam czy pkt 3 jest wciąż aktualny.
5. Kilka lat temu poszliśmy z Anieśką poleżeć nad Wisłą. Jest tam takie przytulne miejsce na zarośniętej hałdzie piachu. Po godzince podpłynęła do nas straż rzeczna i wręczyła po mandacie na 50 pln. Za nieobyczajne zachowanie... Podobnież jakiś przechodzień z mostu Śląsko-Dąbrowskiego ich nasłał.
6. Za młodu moją wymarzoną narzeczoną była Natalka Kukulska. Z czasów puszka okruszka, nie światła - tak na usprawiedliwienie.
7. Podczas dziewiczej jazdy moim pierwszym 'góralem', z fascynacją obserwowałem działanie tylnej przerzutki. Nic dziwnego, że nie zauważyłem zaparkowanej na poboczu taksówki.
Tyle.
Ja na głos śpiewam tylko w samochodzie, jak jadę sama ;) Opowiadaj, jak było na Kilimandżaro?? Nie potruliście się? Kiedy wracacie? Bawcie się dobrze :) Jaka pogoda?
OdpowiedzUsuńJa w aucie rzucam mięsem :). Z Tanzanii już powróciliśmy, potruliśmy się jak jeden. Nie wiem czy winić hinduską kuchnię, czy diuramid, który ,jak się dopiero w domu doczytałem, może powodować biegunkę. Pewnie oba, bo po zejściu z Kilimandżaro, stołowaliśmy się u pań ze zdrapką na czole, a kilka godzin później umierałem na masajskiej dyskotece. Szczęściem Kostek podsunął mi trzy strzały Johnnie Walker`a i dyskomfort zniknął. No ale o tym później. Niech tylko ogarnę się po powrocie...
OdpowiedzUsuńPenalty dick mnie zupełnie rozbroił, choć nie ukrywam, nie chciałabym go dostać ;) A Natalki nie znosiłam, jak byłam smarkulą, bo starszy kumpel mojego brata był w niej zadurzony i cały czas się podniecał, jaka ona jest świetna ;) Zastanawiam się, czy to nerwowe zachowanie za kierownicą nie jest czasem typowe dla wszystkich facetów. Mój Połówek, oaza spokoju na co dzień, dostaje szału za kierownicą. Ach ten dantejskie sceny, kiedy jakiś kierowca wymusi pierwszeństwo, albo nie włączy kierunkowskazu... Swoją drogą na tutejszych drogach trzeba naprawdę uważać.
OdpowiedzUsuńNo no, lepiej uważaj. Jedno złe słowo o Natalce i będziesz miała ze mną do czynienie ;). Może to ja jestem starszym kumplem Twojego brata...Rozważam aktualnie noszenie zapasu panaltydicków zawsze przy sobie. To niewiarygodne jak ludzie są bezmyślni przy parkowaniu. Ze względu na późne godziny pracy, zwykle zajeżdżam na parking ostatni i jest na łasce i nie łasce pozostałych mieszkańców osiedla. Jak czasem widzę dwa samochody, zajmujące w sumie cztery miejsca parkingowe, to mam ochotę je zastawić, zatknąć za wycieraczkę numer telefonu i rano uciąć sobie z dżentelmenami luźną pogawędkę. Ale ja jestem naprawdę pi..d..ty. Jak tylko mam czas i mijam zawalidrogę na prawym pasie, pakuję mu się przed maskę, zwalniam do 40 km/h i tak go wiozę póki nie zjedzie. Jakiś czas temu dwóch jemiołów jechało obok siebie tarasując oba pasy ruchu, więc próbowałem się wcisnąć między nich. A jak ktoś na mnie nie daj Boże trąbnie lub mrugnie światłami, żebym zwolnił....
OdpowiedzUsuńHmm, jakbym się tak uważniej przyjrzała, to może dopatrzyłabym się kilku punktów wspólnych u Ciebie i kumpla mojego brata ;) Wybacz, ale m.in wiek Cię dyskwalifikuje. Koleś był o rok młodszy od Ciebie. Dodatkowo podkochiwał się w Tanicie Tikaram. Widać gustował w czarnulkach, co nie przeszkadzało mu także dostawiać się do mnie. Ale to raczej takie końskie zaloty były, "dziecięce zabawy". Zaznaczam jednak, że żadne tam współczesne "słoneczka" ;) Ach, kurcze, żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia mojej sąsiadce. A raczej jej eLce przed domem. Kobieta przez długi czas parkowała swój samochód nie równolegle, a prostopadle do wszystkich innych aut. Jedyny plus tej sytuacji jest taki, że blokowała tylko i wyłącznie swój parking [mamy ten komfort, że każdy ma dwa podpisane miejsca parkingowe od frontowej strony domu].Często zablokowany pas szybkiego ruchu to jedna z wielu bolączek tutejszych użytkowników dróg. Z tego co zauważyłam to wielu kierowców nie ma najmniejszego pojęcia, jak zachować się na rondzie. Zdarza się, że jeżdżę z pewną starszą kobietą, Irlandką, która zatrzymuje się przed rondem, po czym... zamiera. I przepuszcza wszystkich jak leci, bo nie wie, kiedy włączyć się do ruchu. Wjeżdża na rondo wtedy, kiedy stojący za nią kierowca użyje klaksonu :) Można i tak :) Inna sprawa, że na rondach, szczególnie na jednym koło mojego domu, jest naprawdę niebezpiecznie. Ludzie po prostu, często nieświadomie, łamią przepisy. A propos niekompetentnych kierowców, to co powiesz na to: człowiek jedzie sobie rano spokojnie do pracy jedną z wielu irlandzkich wąskich dróg, a tu jakiś nieuk, który przed odpaleniem auta zapomniał wziąć ze sobą mózg, mija się z Tobą i rozwala Ci lusterko w drobny mak. Nie ma to jak dobre rozpoczęcie dnia. Lusterko z salonu - bagatela - 150 euro.
OdpowiedzUsuńA co do prędkości, to widzę, że chyba podobnie jak mój Połówek, umiłowałeś sobie pedał gazu ;) Dobrze, że nasze obecne auto nie może rozwinąć takiej prędkości, jak to poprzednie, bo przynajmniej mam pewność, że Połówek nie będzie pędził po autostradzie 170 czy 180 km/h. Ale z tego co wiem, to był w jego wypadku jednorazowy numer - zaspał nieco na samolot, którym miał lecieć na mecz i w związku z tym musiał nadrobić stratę czasu. A że do lotniska w Dublinie mamy piękny dywanik na autostradzie, to mógł sobie na to pozwolić [choć absolutnie tego nie pochwalam]. Jeśli jedziemy razem, zawsze go przywołuję do porządku, kiedy licznik wyświetla więcej niż 130-140 km. A wszystko to z prostej przyczyny: prędkość zabija.
OdpowiedzUsuńHa, w czas niedługi po nabyciu mojej princessy (czy ja mówiłem, że ma 150 koni i 230 km/h na budziku???) zajechałem do mechaników skarżąc się na poziom spalania. Pan ekspirient doradził mi katalog argosu.- katalog argosu - dopytywałem się...- tak, włóż go pod pedał gazu, a spalanie z pewnością zmaleje.Spalanie zmalało jak mi zamontowali nowy termostat i jednostkę centralną (siem znaczy komputer pokładowy). Rada niemniej cenna.A prędkość tak naprawdę nie zabija. Głupota zabija. To jak z fajerwerkami. Jak komuś wyobraźni brakuje to i patykiem sobie i otoczeniu krzywdę zrobi.Nigdy nie pociągnę stówką, bo wąskiej drodze osiedlowej, ale jak na szerokiej obwodnicy z idiotycznym limitem do sześćdziesięciu, pan kierowca turla się pchany tylko siłą grawitacji i ja go przed rondem, gdzie droga się rozdziela na dwa pasy, ziuuut, a on na mnie trąbi i macha łapskami, żebym zwolnił, to na następnych światłach mam ochotę wysiąść i spytać grzecznie w czym problem. W porę się szczęśliwie opanowałem. Z zewnątrz mógł wyglądać na mniejszego, niż był w rzeczywistości...
OdpowiedzUsuń