Rynek mieszkaniowy znacznie zmienił się odkąd trzy lata temu szukaliśmy własnego kąta. Ofert było wówczas znacznie mniej niż chętnych, wobec czego dochodziło do boleśnie znajomej z PRLu sytuacji, gdy to sprzedający robił łachę kupującemu. Apartamenty znikały z daft.ie najpóźniej po trzech odsłonach. O targowaniu się w kwestii czynszu nie mogło być mowy, a chwila na przemyślenie sprawy - wyłącznie na własną odpowiedzialność. Tylko ludzie o stalowych nerwach tracili cenny czas na oglądanie mieszkania, zanim decydowali się na wynajem. Agenci mieszkaniowi tymczasem narzekali na absolutny brak wyzwania - na nic dar przekonywania, potencjalni nabywcy natychmiast decydowali się na wszystko co miało cztery ściany, jeden sufit i rokowało jako takie nadzieje, że stan ten utrzyma się do końca okresu trwania umowy.
Z takich warunków zadowoleni byli, więc wyłącznie właściciele mieszkań, mogli sobie bowiem pozwolić na organizowanie castingów i stawianie absurdalnych wymagań: "najemcami mogą być wyłącznie osoby ważące więcej niż 80 kg", "żadnych kibiców Chelsea", "sypialnie i łazienka objęte są dwudziestoczterogodzinnym monitoringiem" itp. Pewna pani z ogłoszenia nie zgodziła się nawet pokazać nam mieszkania twierdząc, że dwie sypialnie to za mało by pomieścić mnie, Anieśkę i jednego kolegę.
Stąd nie powinno dziwić, że własnego kąta szukaliśmy efektownie przez dwa miesiące, podczas których udało nam się obejrzeć trzy (słownie: trzy) lokale i jedne solidne drzwi frontowe, za to dość długo, bowiem 45 minut łudziliśmy się, że właścicielka mieszkania jednak się pojawi.
Tym większe było moje zadowolenie z faktu, iż w ciągu trzech lat właściciele mieszkań przeszli do głębokiej defensywy, a karty rozdawać zaczęli potencjalni najemcy. W ciągu trzech tygodni obejrzeliśmy trzynaście mieszkań. Ceny wyraźnie spadły, choć nie każdy Landlord był tego świadomy. Trudno było nie raz powstrzymać się od śmiechu widząc jak wiele dzieli dwa mieszkania na tym samie poziomie cenowym.
Sean zaznaczył, że z wyprowadzką nie musimy się spieszyć, mogliśmy być wybredni i ... byliśmy. Tu nie podobała nam się lokalizacja, tam uroczo rozsmarowany na ścianie grzyb, gdzie indziej wielkie, parterowe okno balkonowe wychodzące wprost na parking. Nigdy problemem nie był czynsz. Ilekroć mieliśmy do niego zastrzeżenia agent wykonywał telefon i po chwili składał nam atrakcyjniejszą ofertę. Nie musieliśmy się spieszyć z podjęciem decyzji. Niektóre, bardzo skądinąd przyjemne lokale stały puste nawet od trzech miesięcy. Cierpliwie i niespiesznie więc oglądaliśmy mieszkanie za mieszkaniem licząc, że za którymś razem przekroczymy próg i niczym Faust westchniemy "chwilo trwaj, jesteś piękna".
Nic takiego się nie wydarzyło...
CD wkrótce N
Trzynaście mieszkań i nic??? 13 jest pechowa, trza było brac dwunaste :) Mam nadzieję, że finalny wybór będzie jak z marzeń!
OdpowiedzUsuńBez nerwowych ruchów Pendragonie ;). Ja tylko stopniuje napięcie, uroczyście obiecuje Ci Happy End :)
OdpowiedzUsuńJa się zastanawiałam czy poczuję to coś jak kupowałam dom: 1 - nic, drugi - nic, trzeci czwarty piąty to samo! Ale jak weszłam do mojego, to od razu wiedziałam, że będzie mój :)
OdpowiedzUsuń... po trzecie... Guinness is the best?
OdpowiedzUsuńHa, miłość od pierwszego wejrzenia, więc? Ja nie miałem tyle szczęścia...
OdpowiedzUsuń... po czwarte ... narkotyki są złe?
OdpowiedzUsuń