Wiele pubów irlandzkich wabi magiczną wręcz atmosferą i niepowtarzalnym klimatem. Żaden jednak z tych, które podczas ponad trzy letniej banicji udało mi się odwiedzić nie może równać się z przybytkiem Johnnie Fox`a. A właśnie tą niewielką farmę, przekwalifikowaną przeszło 200 lat temu na pub z ogródkiem, Pendragon zaproponował na miejsce Pierwszego Dorocznego Zlotu Zielonych Blogerów. Dwuosobowego, to prawda, ale od czegoś trzeba przecież zacząć.
Pub Johnnie Fox`a znany jest z tego, że jest najwyżej położonym pubem w Irlandii (tak mówią) i jest znany. O ile ciężko powiedzieć na czym ma polegać nadzwyczajność tego pierwszego, o tyle drugie jest jak najbardziej zasłużone. Już na wejściu wydaje się, że lada moment zamilknie gwar rozmów, a siedzący w rogu staruszek zaćmi fajkę, po czym rozpocznie awanturniczą opowieść podsycaną kolejnymi, podsuwanymi przez słuchaczy kuflami ciemnego z pianką. Nierówne, pociemniałe przez lata ściany sprawiają wrażenie jakby lokal wykuto w gigantycznej bryle gliny, choć kolejni właściciele starali się najwidoczniej ukryć ten fakt pod niewyobrażalną warstwą starych fotografii, oprawionych wycinków z gazet, malowideł i wszelakiej maści tablic informacyjnych. Naszą uwagę natychmiast przykuł spis znakomitości, które miały przyjemność korzystać z gościnności Johnnie Fox`a (Polskę dumnie reprezentował Jerry Buzek). Tam gdzie nie dało rady przybić obrazka, stanęły szafy i regały, które ostentacyjnie zignorowałby każdy szanujący się kornik (ktoś bardzo postarał się o ten efekt), a na nich gliniane naczynia, butle, butelki, butelczyny, antałki, a nawet ... rower.
Gościom, którzy się nieco zasiedzieli i w efekcie zatracili nieco poczucie kierunku, służą uprzejmie ustawione w rogach drogowskazy. Pod sufitem wiszą szpadle, grabie, cepy i widły. Zapewne na wypadek, gdyby ktoś w przypływie ułańskiej fantazji zarządził wizytę na bagienku lokalnego ogra. Na którejś z wielu uginających się półek stoi słoik z pozostałością po tych, którzy pomysł podchwycili. Nad kominkiem suszy się pranie, po podłodze toczą się trociny, a w kącie gra muzyka. Brakuje tylko biuściastej klarczmarki i pieczonego na ogniu dzika bym uwierzył w wehikuł czasu.
Poniższe zdjęcia, nawet gdyby były ostre, nie oddałyby uroku Johnnie Fox`s Pub.



Zlot zielonych bloggerów to niezła myśl, ale z kierowcami następnym razem :)) I można by to robić np. raz w miesiącu, he he. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPomysł przedni. Zwłaszcza ta część dotycząca kierowcy:). Pozdrawiam Pendragonie, oby do następnego.
OdpowiedzUsuńPrzyślij mi swojego maila, bo po prostu MUSZĘ Ci coś wysłać a propos kolorów klubowych. Mam nadzieję, że tego nie widziałeś.
OdpowiedzUsuńJuż wiem, w czym był problem i czemu nie rozumiałeś moich komentarzy. Po prostu skomentowałam ci ten wpis w poprzednim. Muszę zacząć zakładać okulary, bo stara już i ślepa jestem :DA swoją drogą ciekawe, co napiszesz o wizycie w Polska :D
OdpowiedzUsuńTo sporo wyjaśnia. Za cholerę nie mogłem dojść od kiedy marzy Ci się Barcelona, a trochę wstydziłem się pytać ;)
OdpowiedzUsuń