Taki obrazek:
Kostek wyprawia dżamprezę z okazji dwudziestej bodaj trzeciej rocznicy przecięcia pępowiny. Na stole sałatki, jajka w majonezie, śledziki, ogóreczki, kanapeczki, czarodziejka. Wokół stołu rozbawiona gromadka. Jeden z biesiadników przepycha się przez tłum w kierunku toalety. Spokojnym krokiem, więc najpewniej przez pęcherz gnany, nie przez żołądek. Z oczu straciłem go tylko na moment. Gdy był za moimi plecami. I wtedy to się stało. Najpierw poczułem zimny dotyk na karku, a potem usłyszałem ... dźwięk elektrycznej maszynki do strzyżenia.
Czas zwolnił nagle, przed oczami przewijały mi się setki wyblakłych obrazów. Dziadek pokazujący muzyka na szklanym ekranie, twierdząc, że skoro nawet piosenkarz ma krótkie włosy, nie ma powodu bym ja miał długie.
Wuja po raz n-ty namawiający mnie do ścięcia pióropusza. I tak, to prawda, on też miał długie włosy, gdy był piękny i młody, ale tylko dlatego, że grał w zespole (wiadomo przynajmniej skąd wzięło się dziadkowe przekonanie o wyłączności branży muzycznej na posiadanie długiego owłosienia).
Ojciec twierdzący, że włosy wchodzą mi już w oczy, w związku z czym mam czas do końca tygodnia na wizytę w salonie fryzjerskim, w przeciwnym razie egzekucji dokona osobiście.
Bez wyjątku krótko wystrzyżeni kumple, na każdym wspólnym wyjeździe ostrzegający bym spał czujnie, bo wzięli ze sobą maszynkę.
Kto by pomyślał, że to wydarzy się tutaj. 2 500 kilometrów od domu, na obcej ziemi, z dala od rodziny i znajomych.
Czas nagle znów przyspieszył, a ja zadziałałem instynktownie. Wspomagany przez adrenalinę, paniczny strach i prawdopodobnie duchy przodków poległych w walce o to, co dla nich najcenniejsze, wykręciłem rękę napastnika, wydarłem z dłoni maszynkę, która ku rozbawieniu współbiesiadników okazała się ... telefonem komórkowym wyposażonym w zabawny dzwonek.
Osiemnaście razy by się koleżka zastanowił, zanim wywinąłby taki numer, gdyby wiedział jak blisko był przeniesienia się na konkurencyjną imprezę do Abrahama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz