wtorek, 25 września 2007

Gościnnie

Pompa wodna się Znajomej zepsuła. Mąż chwilowo w Polsce, dzieciak w drodze, a dostępu do wody bieżącej niet. Jako, że nieobecnemu mężowi obiecałem we wszelkich sytuacjach awaryjnych kobietą się zająć usłużnie zaproponowałem naszą skromną wannę, dorzucając całkowicie nieodpłatnie mycie pleców. Rozwiązanie to nie znalazło jednak uznania w oczach Znajomej i konieczne okazało się wykonanie kilku telefonów do miejscowych fachowców. Wizyta siłą niemal ściągniętego hydraulika trwała 2 minuty. W tym czasie obrzucił pompę fachowym spojrzeniem, po czym zawyrokował, że to "Salamandra", a on "Salamander" nie naprawia, co powiedziawszy opuścił lokal pozostawiając zaskoczoną Znajomą na pastwę brudu i rosnącego w zlewie stosu naczyń.

Tydzień czasu trwał rozbrat znajomej z monotlenkiem diwodoru. Po tym czasie do akcji wkroczył polski hydraulik zwany dalej majhiroł. Niepomny niebezpieczeństw wynikających z obcowania z salamandrą, w zestaw kluczy ino uzbrojony, po kilku dziesięciu minutach pracy w ekstremalnych warunkach, przywrócił w mieszkaniu dostęp do wodociągu, zainkasował należność i ruszył na pomoc kolejnym potrzebującym.

Analogiczny scenariusz powtarza się niezależnie od charakteru usterki. Nie ma znaczenia czy do domu zawita w blasku chwały długo oczekiwany hydraulik, elektryk, informatyk, malarz, murarz, stolarz. Każdy kończy pracę w ten sam znajomy sposób: rozkładając bezradnie ręce i twierdząc, że sytuacja jest beznadziejna, a jedyną opcją pozostaje przeprowadzka. Strach pomyśleć, jak radzili sobie Irlandczycy przed napływem polskiej fali emigracyjnej. A co najciekawsze nawet oni zdają sobie z tego sprawę, czego dowodem jest artykuł opublikowany w "Irish Independent", a następnie przetłumaczony na łamach Polskiej Gazety, streszczający przebieg spotkania kryzysowego Ligi Irlandzkich Hydraulików i Elektryków (LIPE).

"W trakcie pierwszej kolejki osiągnięto porozumienie w kluczowej kwestii: członkowie ligi mają do czynienia z kryzysem na niespotykaną w historii skalę. Druga kolejka posłużyła głównie do upewnienia się w tym przekonaniu, a pod koniec trzeciej wszyscy byli święcie przekonani, że na horyzoncie czai się katastrofa epickich rozmiarów.

- Bracia i towarzysze! - rozpoczął spotkanie powołany naprędce przewodniczący - Zanim wrócimy do porządku obrad, czy mogę zasugerować kolejną kolejkę, tak byśmy mogli się zrelaksować przed omówieniem działań koniecznych do obrony naszej starożytnej tradycji?
Przez salę przeszedł pomruk ogólnej akceptacji, po czym zebrani zamówili więcej życiodajnych trunków, by przetrwać wyprawę przez pustynne bezdroża dyskusji.

- Czy ktoś z zebranych chce zabrać głos? Tak, bracie, mów!
Na te słowa podniósł się hydraulik, z twarzą spowitą dziwną mieszaniną żalu i gniewu.

- Bracia, kilka dni temu odebrałem wiadomość z poczty głosowej. Dzwoniła do mnie kobieta, która miała problem z wodą zalewającą jej mieszkanie. Proste zlecenie, więc na nie nie odpowiedziałem, tak samo ja na kolejnych 14 podobnych, zgodnie z odwiecznymi, honorowymi zasadami LIPE.
Sala zamruczała w aprobacie.

- Niedługo potem stwierdziłem, że mam chwilę wolnego czasu w moim rozkładzie pracy, więc zadzwoniłem do niej, obiecując wizytę w poniedziałek o 9 rano. Bracia! Towarzysze! Synowie Cormaca! Od kiedy to 9 rano w poniedziałek znaczyła dla członków LIPE naprawdę 9 rano w poniedziałek? A po za tym, znalazło się akurat większe zlecenie, więc zająłem się właśnie nim. (Burzliwe oklaski).
Mówca przerwał na chwilę, by spotęgować dramatyczny efekt.

- Czy możecie w to uwierzyć, bracia, że ta kobieta, niewdzięczne babsko, zostawiła wiadomość na mojej poczcie głosowej o 3 po południu, pytając mnie zjadliwym głosem, gdzie byłem, do diaska?! Nie muszę chyba mówić, że nie odpowiedziałem na jej wiadomość. No a dwa tygodnie później, gdy jedno ze zleceń zostało odwołane, nawet zadzwoniłem do niej, że wpadnę wieczorem.
- Braciszkowie moi, od kiedy "wpadnę wieczorem" oznacza ten nadchodzący wieczór? Jak sami doskonale wiecie, wieczorem oznacza nie dzisiaj, ale dość nieokreśloną chwile - ale na pewno nie wieczór - w ciągu kilku nadchodzących miesięcy.

Sala gromko zaakceptowała to stwierdzenie. Podejście do czasu ze strony LIPE było przedmiotem dumy jej członków. Członkowie LIPE, biorący udział w działaniach Irlandzkiej Armii Obywatelskiej, pojawili się na wielkanocnym powstaniu w 1916 roku w drugi dzień Zielonych Świątek. LIPE dołączyło też do wojny domowej w 1928 roku, ale wciąż domagało się opłat za samo pokazanie się tam, nawet jeśli jego członkowie nie mieli nic do roboty. Dni świąteczne dla LIPE trwały tradycyjnie przynajmniej z tydzień, zazwyczaj przedłużony o dodatkowy tydzień. W języku LIPE "wtorek" oznaczał listopad w przyszłym roku lub też jakeś jego okolice, natomiast "gdzieś w przyszłym tygodniu" oznaczało po prostu "nigdy".

Mówca przystopował na chwilę, by zdusić szloch w zarodku.

- Kilka dni później skończyłem wcześniej zlecenie i właśnie przechodziłem w okolicy domu tejże kobiety, więc z czystej dobroci serca, a także jako że przydałoby mi się wtedy kilka drobniaków, postanowiłem wdepnąć i naprawić usterkę - szlachetne rysy hydraulika skrzywiła agonia.
- Bracia, cóż też tam na mnie czekało... Jakiś przebrzydły Polaczek właśnie naprawił to za mnie! Czy możecie uwierzyć w tę zdradę? Co gorsza dowiedziałem się, że intruz zgodził się na wizytę o 3 po południu, ale oczywiście zwiódł biedną kobietę i zjawiłsię o 2:59! Pieprzeni obcokrajowcy! Ja policzyłbym jej jedynie za sześć godzin pracy - ale ten skurczybyk z Gdańska odwalił całą robotę w 40 minut. Czterdzieści pieprzonych minut!
- I nawet nie zaczął naszego odwiecznego rytuału opierania się o kuchenny stół i zagadywania gospodyni: " Jakaś nadzieja na kapkę herbaty, kochanie? Jestem suchy jak wiór. Z mleczkiem i dwiema kostkami cukru, jeśli możesz, a do tego jakieś ciasteczko, złotko".

Na sali zapanował cisza. Jak LIPE może liczyć na świetlistą przyszłość w obliczu tak rażącej nikczemności?

- To nie wszystko - wydusił z siebie hydraulik, ze szczęką podrygującą z litości nad samym sobą - Ten Polaczek wyglądał jak David Beckham i mówił po angielsku jakby skończył Oxford.
- Zapytał mnie nawet czy wolę późnego Yeatsa od okresu Celtic Twilight! - zakończył złowieszczo swą straszliwą opowieść, pochylony, jakby przygnieciony niewidzialnym ciężarem.

Tuż potem członkowie LIPE musieli się pocieszyć długą nocą pełną picia i zabawy, która naturalnie doprowadziła do wielu porannych nieobecności na stanowiskach pracy kolejnego dnia.

Ale ich pracodawcy wcale nie byli zdziwieni. Czyż bumelanctwo, niekompetencja i nieszczerość nie są tradycyjnymi cnotami irlandzkiego rzemieślnika."

Z tym Oxfordem kapkę się zagalopowali. Po za tym dobrze.


3 komentarze:

  1. ~cynicznie wygiete usta majacy2 października 2007 19:20

    Troche stare, ale wciaz jare :) Dla rownowagi polecam archiwalne odcinki programu Usterka na TVN ;)Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. ifeelthathesright@op.pl4 października 2007 21:46

    heheh, no z tym Beckhamem też bym nie przesadzała :) miło się Ciebie czyta.remisdwadozera.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam i zapraszam na moj "krytyczny" blog http://echozzielonejwyspy.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń