Stało się !!! Jako efeky triumfu argumentów Iwony nad zdrowym rozsądkiem.... ogłaszam uroczyste otwarcie niniejszego bloga. Jutrro o 10:00 wsiadam z dwiema pięknymi kobietami w autobus do Dublina. Do usłyszenia z wysp...
Zacząłem czytać ten blog od ostatniego wpisu ale tak mi się spodobał Twój styl pisania, że postanowiłem sprawdzić początki. Widać, że humor dopisywał Ci od samego początku ale bez trudu dostrzec można znaczący postęp w stylu pisania. Sam nie piszę, bo i nie mam o czym i jakościowo wypadam blado, ale potrafię docenić cudzy talent i wspomnieć o tym w komentarzu. A w mieszkaniu na Szmaragdowej Wyspie mam staż ledwie osiem miesięcy krótszy i kompletnie odmienną historię. :) Pisz dalej i wydaj co zabawniejsze historie jako książkę. Pozdrawiam
Osiem miesięcy!? To my z tego samego miotu jesteśmy :)
Nie spodziewałem się, że wpis sprzed piętnastu laty jeszcze się jakiegoś komentarza doczeka. Piękne dzięki za dobre słowo. Nie żebym teraz się za wirtuoza pióra uważał, ale jak mnie czasem nostalgia najdzie i sobie na starsze wpisy rzucę okiem, to się za głowę łapię, laptopa zamykam i znak quen nad nim kreślę. Mogłem się ich pozbyć podczas przeprowadzki z onetu, ale to jednak kawałek historii. Kompromitujący, ale jednak.
Czytając te początkowe wpisy, nie mogłem wyjść z podziwu dla Waszej odwagi. Naprawdę tak zupełnie w ciemno przyjechaliście? Nie mając nawet zapewnionego lokum na pierwsze dni pobytu w Irlandii? Za to ja przyjechałem znając może z pięć słów po angielsku. ;) I dobrze, że nie usunąłeś ich przy przeprowadzce. Historia historią, ale też nie masz czego się wstydzić. Oczywiście czytelnicy, którzy nigdy nie widzieliby początków, niczego by nie stracili, ale też nie zyskaliby świadomości jak bardzo rozwinąłeś swój talent. I dzięki Ci, że zamieściłeś wszystko jak leci. Ja tylko trochę żałuję, że żadnych starszych fotografii nie ma. I jeszcze jedna maleńka uwaga, niezwykle miło czytać bloga, człowieka o tak szerokich horyzontach.
Między głupotą a odwagą linia jest bardzo cienka. Z perspektywy czasu zastanawiam się, co myśmy wtedy w głowie mieli. To się wszystko mogło potoczyć zupełnie inaczej, ale jest pewna kategoria ludzi, którzy mają zawsze szczęście. Anieśka słów znała może piętnaście, ale po przybiciu do Zielonej Wyspy natychmiast poczęła poszerzać zasób słownictwa w trybie geometrycznym, by po kilku latach udzielać lekcji angielskiego. Fotografię przepadły niestety podczas przeprowadzki, podobnie jak formatowanie tekstu i akapity. Raz jeszcze piękne dzięki za dobre słowo. Od osoby postronnej warte po dwakroć :)
powodzenia, trzymam kciukiszerokiej drogi i wygodnych noclegow
OdpowiedzUsuńCzesc , a ja ostatnio mam fajna zabawe na http://www.achsms.pl
OdpowiedzUsuńChciałem coś napisać ale nie wiem co... zaznaczyłem jednak swoja obecnosc ;)
OdpowiedzUsuńZacząłem czytać ten blog od ostatniego wpisu ale tak mi się spodobał Twój styl pisania, że postanowiłem sprawdzić początki. Widać, że humor dopisywał Ci od samego początku ale bez trudu dostrzec można znaczący postęp w stylu pisania. Sam nie piszę, bo i nie mam o czym i jakościowo wypadam blado, ale potrafię docenić cudzy talent i wspomnieć o tym w komentarzu. A w mieszkaniu na Szmaragdowej Wyspie mam staż ledwie osiem miesięcy krótszy i kompletnie odmienną historię. :) Pisz dalej i wydaj co zabawniejsze historie jako książkę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOsiem miesięcy!? To my z tego samego miotu jesteśmy :)
UsuńNie spodziewałem się, że wpis sprzed piętnastu laty jeszcze się jakiegoś komentarza doczeka. Piękne dzięki za dobre słowo. Nie żebym teraz się za wirtuoza pióra uważał, ale jak mnie czasem nostalgia najdzie i sobie na starsze wpisy rzucę okiem, to się za głowę łapię, laptopa zamykam i znak quen nad nim kreślę. Mogłem się ich pozbyć podczas przeprowadzki z onetu, ale to jednak kawałek historii. Kompromitujący, ale jednak.
Pozdrawiam...
Czytając te początkowe wpisy, nie mogłem wyjść z podziwu dla Waszej odwagi. Naprawdę tak zupełnie w ciemno przyjechaliście? Nie mając nawet zapewnionego lokum na pierwsze dni pobytu w Irlandii? Za to ja przyjechałem znając może z pięć słów po angielsku. ;)
OdpowiedzUsuńI dobrze, że nie usunąłeś ich przy przeprowadzce. Historia historią, ale też nie masz czego się wstydzić. Oczywiście czytelnicy, którzy nigdy nie widzieliby początków, niczego by nie stracili, ale też nie zyskaliby świadomości jak bardzo rozwinąłeś swój talent. I dzięki Ci, że zamieściłeś wszystko jak leci. Ja tylko trochę żałuję, że żadnych starszych fotografii nie ma. I jeszcze jedna maleńka uwaga, niezwykle miło czytać bloga, człowieka o tak szerokich horyzontach.
Między głupotą a odwagą linia jest bardzo cienka. Z perspektywy czasu zastanawiam się, co myśmy wtedy w głowie mieli. To się wszystko mogło potoczyć zupełnie inaczej, ale jest pewna kategoria ludzi, którzy mają zawsze szczęście.
OdpowiedzUsuńAnieśka słów znała może piętnaście, ale po przybiciu do Zielonej Wyspy natychmiast poczęła poszerzać zasób słownictwa w trybie geometrycznym, by po kilku latach udzielać lekcji angielskiego.
Fotografię przepadły niestety podczas przeprowadzki, podobnie jak formatowanie tekstu i akapity.
Raz jeszcze piękne dzięki za dobre słowo. Od osoby postronnej warte po dwakroć :)