wtorek, 6 marca 2018

Plaża

Gorący piasek przyjemnie grzał w plecy. Wsparty na łokciach patrzyłem leniwie na błękitne fale rozbijające się o brzeg półkolistej zatoki, z rzadka sięgając po wetkniętą  w piasek puszkę cruzcampo. W pamięci powoli zacierało się wspomnienie dwudziesto godzinnej podróży do Playa Blanca. Czterech godzin nocnej jazdy zaśnieżoną autostradą, opóźnionego o pięć godzin lotu, niespokojnego snu przerywanego w nieregularnych odstępach trzaskiem drzwi od toalety i utraconej rezerwacji w wypożyczalni samochodów.

- Zobacz jakie fale - zagadnąłem skwierczącą cichutku na ręczniku obok Anieśkę.

Fale rzeczywiście rozmiarów były imponujących. Nie małe wypierdki jak nad Bałtykiem, a spienione bałwany z prawdziwego zdarzenia. Jak u mnie w hucie.

Anieśka przestała na moment skwierczeć. Uniosła nieco rąbek przykrywającej twarz koszulki i spojrzała w kierunku morza.

- Ooooo, a ta jaka wiel...

Ułamek sekundy później stałem trzy metry wyżej z niejakim zaskoczeniem patrząc na dzierżony w dłoni plecak. W plecaku tablet, telefon, książka i portfel. Obok Anieśka prężyła się jak zapędzona w zasadzkę puma. Na ramieniu trzymała torbę z niemniej cenną i niebardziej wodoodporną zawartością. Tam, gdzie przed momentem prażyliśmy się na słońcu, leżały dwa zgnojone ręczniki plażowe. Wokół ludzie chichotali bez cienia empatii.

Wraz z postępującym przypływem bezpiecznych miejsc na plaży ubywało. Podsuszywszy więc ręczniki na rozgrzanych słońcem kamieniach, ruszyliśmy przez wulkaniczne pustkowie w kierunku leżącej mocno na uboczu zatoki. Dotarłszy do rozległej plaży okolonej niewielkimi, porośniętymi suchą trawą wydmami, z rzadka tylko zasiedlonej przez plażowiczów, wyszczerzyliśmy się do siebie z satysfakcją.

Podczas gdy Anieśka rozkładała na piasku wilgotne ręczniki, rozglądałem się wokół z kiełkującym w sercu niepokojem, mrużąc oczy na widok słońca odbijającego się od nagich pośladków.

- Słuchaj, to chyba jest plaża naturystów...

Anieśka już kręciła majtkami na palcu.

- Jak wejdziesz między wrony... - rzuciła wyzywająco z łobuzerskim uśmiechem.

Wzruszyłem ramionami.

Wieczorem wcinaliśmy krewetki w restauracji przy jednej z lokalnych winiarni. Między jednym łykiem białego wina Rubicon a drugim zaterkotał telefon.

- Co u was? - pytała Pani Matka.

- Michał został nudystą - odpisała błyskawicznie Anieśka, nim zdążyłem wytrzeć tłuste palce w serwetkę.


Ot jedna z rzeczy, którą zawsze chciałem pochwalić się matce...

2 komentarze:

  1. Dobrze, że jednak udało wam się tam dotrzeć :)
    Ja bym się chyba nie odważyła, chociaż w tłumie.... :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czego człowiek nie zrobi, żeby uniknąć tzw aspirynki... :)

    OdpowiedzUsuń