środa, 19 sierpnia 2020

Pająk

Mam wrażenie, że meteorolodzy poddali się w beznadziejnych próbach przewidzenia irlandzkiej pogody i miast po próżnicy studiować ruchy mas powietrza, zmiany ciśnienia atmosferycznego i wpływ prądów morskich, walą w ciemno: THIS   IS    IRELAND! BĘ    DZIE    PADAĆ! Na melodię z 300.

Zwykle taka taktyka miała dodającą wiarygodności sprawdzalność, ostatnimi czasy jednak pogodni szamani nietrafionymi wróżbami mocno nadwyrężyli swoją reputację. Jeszcze w bankholidejowy weekend daliśmy się nabrać, kilka dni temu jednak obietnicy burzy oraz całodobowych opadów powiedziałem "sprawdzam" i wraz z dwoma serdecznymi przyjaciółmi ruszyłem biwakować w górach. Obietnica miała na ręku żałosną parę przelotnych mżawek, także, prawda, in your face!

Przez to małe zwycięstwo stałem się chyba zbyt pewny siebie. W poniedziałkowy poranek zwlekłem się z łóżka przy akompaniamencie trzeszczących stawów. Nadstawiłem ucha, ale zza uchylonego okna nie dochodziły żadne dźwięki, które sugerowałyby atmosferyczne opady. Wbrew deklaracjom pogodologów, że padało, pada i będzie padać, zwinąłem więc spodnie w kancik w ciasny rulon, wrzuciłem je na dno plecaka, przycisnąłem kubkiem z kawą i pudełkiem z lunchem, a na tyłek wciągnąłem bawełniane szorty. W połączeniu z wyprasowaną koszulą wyglądały dość komicznie, więc naciągnąłem na garba cienką kurtkę wiatrochronną i zamiast odpalać 150-konny silnik, wskoczyłem na rower.

Dziesięć minut później zajechałem pod hutę śmiejąc się pod nosem z szamańskich gróźb, po fajrancie jednak do śmiechu już mi nie było. Deszczem siekło jak biczem. Ilekroć zdało mi się, że wystukiwany na brukowej kostce rytm zwalniał, następował dynamiczny refren, skutecznie wybijając mi z głowy pomysł pedałowania w ulewie. Asterix zaoferował wprawdzie, że mnie podwiezie, łatwiej byłoby jednak wcisnąć jego kompaktową corsę do sakiewki pod moim siodełkiem, niż mój rower do jego bagażnika, wydziubałem więc numer Anieśki.

Anieśka już tak ma, że gdzie nie pójdzie, rozświetla to miejsce swoją zajebistością. Nie inaczej było i tym razem. Ledwie zajechała na parking, w jednej chwili bombardowanie ustało, ptaszyny się rozśpiewały, a nawet słońce wyjrzało zza chmur zaciekawione. Przez chwilę rozważałem nawet, czy nie wskoczyć mimo wszystko na siodełko, nie po to jednak czekałem z ramą rowerową w jednym ręku i kołami w drugim, by teraz to wszystko na powrót montować. Wrzuciłem dwukółkę do bagażnika, wskoczyłem za fajerę, podrzuciłem Anieśkę do pracy, a sam ruszyłem do domu.

W tym miejscu pojawił się logistyczny problem, bowiem zamierzałem grzecznie udać się o 9 do łóżka, co wykluczało odebranie Anieśki z pracy godzinę później. Doszedłem niedawno do wniosku, że jeśli w moim wieku chce się biegać, skakać, latać, pływać, trzeba zapewnić organizmowi wystarczającą ilość snu - sześć godzin minimum. Do pracy nazajutrz musiałem wyjątkowo wstać o 4, a skoro statystyczny człowiek łącznie w nocy wybudzony jest przez ok. godzinę...

Z rowerem wciąż w bagażniku udałem się więc na siłownię, odbębniłem trening, złożyłem rower do kupy, oddałem Anieśce kluczyki i w deszczu, co do którego wyjątkowo meteorolodzy się nie pomylili, pomknąłem z górki do domu. Z zamkniętymi oczami, bezlitośnie siekło bowiem przy tej prędkości po twarzy.

Na kwaterze oporządziłem się w try miga. Szybki prysznic, lunch do pudełka, pudełko do lodówki, koszula na wieszak, wieszak na klamkę od drzwi i kilka minut po dziewiątej leżałem pod syntetyczną pierzyną z "Osiedlem RZNiW" w ręku. O 9:30 już pewnie spałem.

Wtem rozbłysk supernovej rozświetlił sypialnię.

-Eeej.... - jęknąłem z wyrzutem, uchylając jedno oko.

Anieśka stała w drzwiach z palcem wciąż na przełączniku światła.

- Pająąąk... - zawyła żałośnie.

- To weź kapcia.

- Nie mogęę, on jest wieelkii

Z niechęcią postawiłem stopy na podłodze. Bestia była faktycznie okazała. Gdyby jej założyć homonto, zaoralibyśmy wszystkie pola wokół wioski. Zwykle staram się pająków nie zabijać, dopuszczając się co najwyżej delikatnej, acz stanowczej ewikcji. Szklanka się do tego nadaje doskonale. Pająki to bowiem ofermy i nie potrafią wspinać się po gładkim szkle.

Ospale ruszyłem w kierunku kuchni.

- Jak ci ucieknie, to ja dziś nie zasnę - ostrzegła Anieśka.

Spojrzałem raz jeszcze na kosmatego potwora. Miał grube, brązowe nogi. Od pięty jednej, do palców piątej może nawet dziesięć centymetrów. No dobra, osiem. Siedział dwa metry nad podłogą, mimo to doskonale widziałem szczękoczułki w kształcie odwróconej litery T. Umościł się wysoko w rogu sypialni, w związku z czym ciężko byłoby go przykryć szklanką, zamiast tego chwyciłem więc za odkurzacz. Odpaliłem silnik, wycelowałem, wziąłem głęboki wdech i dźgnąłem na wydechu...

W rurze coś zagrzechotało, po czym stuknęło o zbiornik odkurzacza. Zapaliłem światło w ogródku i wyniosłem sprzęt na zewnątrz. Odkręciłem zbiornik, tarantula siedziała na dnie spoglądając na mnie z wyrzutem zza kłębka kurzu. Stuknąłem zachęcająco w plastikowe denko. Przysiągłbym, że pająk westchnął, po czym niechętnie podreptał po ściance zbiornika na mokrą trawę. Ostentacyjnie wypiął odwłok, jasno dając do zrozumienia, co myśli o tych nocnych manewrach i ruszył w kierunku ogrodowej szopki. Po chwili trzasnęły drewniane drzwi.

Wróciłem na górę. Anieśka patrzyła na mnie błyszczącymi oczami, jak dama do niedawna w opresji patrzy na superbohatera. Zerknęła na lśniący od potu kark, prześlizgnęła się na mięśnie prężące się pod prowokacyjną pasiastą piżamą zapinaną na guziki. Przygryzła wargę.

- Chcesz ... zagrać w chińczyka? - wyszeptała.

I szlag trafił moje sześć godzin snu.

6 komentarzy:

  1. Wszystko rozumiem. Anieśkowy strach, Twoją niechęć do likwidowania pająków (każdy zabity pająk to deszczowy dzień, a tego byśmy nie chcieli), rozumiem potrzebę co najmniej sześciu godzin snu, ale nie rozumiem, co w Twoim łóżku robił Mróz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż mogę powiedzieć. I am a little bit of a slut! Jeśli tak na to spojrzeć, przez moje łóżko tylko w tym roku przewinął się Mróz, Karika, Lagercrantz i kilku innych, których ku memu przerażeniu nawet teraz sobie nie przypomnę. Miałem też epizod z Olgą Warykowską, ale to nie było nic poważnego.

    Jeśli wystarczyłoby tylko oszczędzić kilka pająków, żeby zredukować liczbę deszczowych dni w Irlandii, to ja bym jeszcze dzisiaj otworzył na Wyspie pajęcze sanktuarium i serwował im pikantne skrzydełka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rozumiem, że po tylu latach pożycia małżeńskiego (nawet u boku takiej seksbomby!) możesz być już ździebko nim znudzony, ale żeby od razu przenosić swoje zainteresowanie na płeć męską?!

      I jak ma się do Twojej chęci wypoczynku czytanie Mroza? To przecież jak najczarniejsza podroż z Dexterem (i Dark Passengerem na przednim siedzeniu) przez mroczne zakątki Miami! Ukryty masochizm? ;)

      Zaczynam się zastanawiać, ile mrocznych sekretów jeszcze przed nami ukrywasz ;)

      Usuń
  3. Natury nie oszukasz, lubię jak mężczyźni pięknie opowiadają. Nie twierdzę, że są lepszymi pisarzami. Co to, to nie. Chciałbym to z pełną stanowczością podkreślić, na wypadek gdybym jakimś cudem stał się w przyszłości poczytnym blogerem/celebrytą. Zaraz by się ktoś do tego komentarza dogrzebał, a na twitterze rozpętałaby się gównoburza: "poczytny bloger/celebryta seksistą!". Nie jestem seksistą! Uważam, że ze względu na naturalne predyspozycje w pewnych dyscyplinach statystyczny mężczyzna jest lepszy od statystycznej kobiety i na odwrót. I choć beletrystyka z pewnością do nich nie należy, to na mojej wirtualnej półce więcej jest pozycji spod pióra męskiego. Czy wspominałem, że nie jestem seksistą?

    Bohaterzy Osiedla RZNiW są pierwszymi postaciami spod kreski Mroza, którym podczas lektury nie współczułem. Mroczny Pasażer palił jointy, używał gadu-gadu i urywał się ze szkoły. Osiedlowe klimaty przełomu wieków to dla mnie powrót do lat młodzieńczych, także za całokształt w mojej prywatnej klasyfikacji to najlepsza książka pana Remka, choć swoim sadystycznym zwyczajem zafundował podmiotowi lirycznemu solidny oklep.

    OdpowiedzUsuń
  4. Skoro wyproszony pająk to taki afrodyzjak, to może trzymaj sobie jednego czy dwa w pudełku, ukradkiem wypuszczaj na dywan gdy masz dłuższą niż sześć godzin noc w planie, potem w świetle reflektorów wypraszasz delikwenta, następnie pławisz się w chwale mojegotybohatera, a dodatkowo rano jesteś wyspany!
    ;-)

    K.

    OdpowiedzUsuń
  5. GE NIAL NE!!! Zwiążę mu nóżki na wszelki wypadek, bo jak mi ucieknie, to o sześciu godzinach snu mogę zapomnieć.
    Nie wiesz ile taki pająk w pudełku przeżyje? A co tam, sprawdzę w Google. Bo są takie wieczory, że nawet pająk nie pomoże i szkoda, żeby jego niewola poszła na marne...

    OdpowiedzUsuń